Katalończycy obchodzą święto narodowe. Hiszpania zrobi wszystko, by nie prowadziło do niepodległości
Miliony Katalończyków obchodzą święto narodowe. "Diada" nie jest jednak świętem hiszpańskim. To próba sił przed zbliżającym się referendum niepodległościowym. Barcelona chce niepodległości. Madryt zrobi wszystko, żeby temu zapobiec.
Nawet dwa miliony ludzi mogą wyjść na ulice Katalonii. W samej Barcelonie swoją odrębność od Hiszpanii demonstruje ok. 500 tys. ludzi. Tegoroczne święto odbywa się pod hasłem "la Diada del Si", co oznacza "Dzień Narodowy Tak". To oczywiste nawiązanie do zaplanowanego na 1 października referendum niepodległościowego.
W piątek hiszpański sąd najwyższy postanowił zawiesić referendum aż do orzeczenia na temat tego, czy jest zgodne z konstytucją. Katalończycy jednak jasno pokazują czego chcą. "Tak" dla niepodległości jednoczy partie polityczne w najbogatszym regionie Hiszpanii. Wielu burmistrzów postanowiło przeprowadzić głosowanie pomimo otwartych gróźb Madrytu grożącego karami za zorganizowanie referendum. "Będziemy głosować!" krzyczeli demonstranci po tym, jak policja otrzymała rozkaz konfiskowania kart do głosowania i urn wyborczych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Katalończycy nie czują się Hiszpanami
Prezydent Katalonii Carles Puigdemont nie ma wątpliwości, że większość Katalończyków popiera niepodległość. Jego rzecznik prasowy Joan Maria Pique powiedział telewizji Al Jazeera, że "wielu Katalończyków nie czuje się mile widzianych w państwie hiszpańskim". Poczucie odrębności uwidacznia się na rozmaite sposoby. Jednym z najbardziej znanych na świecie przejawów rywalizacji jest fanatyzm kibiców klubów piłkarskich FB Barcelona i Realu Madryt.
Kością niezgody przede wszystkim są jednak pieniądze. Katalonia z produktem narodowym przekraczającym 220 mld. euro i ponad 7 milionami obywateli sama mogłaby być średniej wielkości członkiem Unii Europejskiej. Barcelona jest nie tylko ważnym celem turystycznym, ale także najlepiej prosperującym portem w Hiszpanii. Władze regionu podkreślają, że Madryt po prostu Katalonię łupi. Rząd centralny pobiera wielkie podatki i niewiele daje w zamian.
Barcelona oddała hołd ofiarom zamachów
Długa, pokojowa droga do niepodległości
Referenda niepodległościowe w Katalonii mają już swoją historię. W latach 2009 – 11 odbyły się głosowania w blisko 200 samorządach. Trzy lata temu przytłaczająca większość mieszkańców regionu opowiedziała się za niepodległością w referendum, które było jedynie niewiążącym plebiscytem. Również w wyborach w 2015 r. Katalończycy wyraźnie poparli ugrupowania polityczne obiecujące niezawisłość. To wszystko powoduje, że nie ma wątpliwości, jak zakończy się głosowanie 1 października i właśnie ta perspektywa tak bardzo niepokoi Madryt.
Wielką niewiadomą jest, co nastąpi po tym, jak Katalończycy opowiedzą się za niezawisłością i stworzą "fakt polityczny". Madryt może oczywiście udawać, że go nie dostrzega albo nawet starać się tłumić niepodległościowe nastroje. Taka polityka jest prowadzona od dawna i przynosi jedynie skutek odwrotny. Zawsze istnieje też obawa o radykalizację nastrojów i próbę "wywalczenia" sobie niepodległości, albo przynajmniej większych przywilejów, przez ekstremistów na wzór radykałów baskijskich.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rządy w Madrycie i Barcelonie prowadzą niebezpieczną grę. Katalońska policja skarży się na odcięcie przez rząd Hiszpanii od bazy danych Interpolu, co utrudnia walkę z terroryzmem w regionie, uważanym za jedno z centrów europejskiego dżihadyzmu. Po sierpniowych zamach w Barcelonie pojawiły się nawet nieprawdziwe informacje o rzekomych ostrzeżeniach przesłanych przez CIA i zignorowanych przez lokalne władze. Należy mieć jedynie nadzieję, że zdrowy rozsądek weźmie górę nad emocjami, a przemoc nie zastąpi rozmów, niezależnie od tego, co wydarzy się za trzy tygodnie.