"Kataklizm w Polsce, a ludzie wciąż popierają rząd"
Dziwne. Polską wstrząsa dramatyczny kryzys, złoty jest dramatycznie słaby, miliony odczuwają to na własnych kieszeniach, setki tysięcy traci pracę, a sondaże popularności rządu, prezydenta i partii politycznych niemal się nie zmieniają.
Jak to jest, że przez Polskę przechodzi kataklizm, wszyscy dyskutują o tym, co robi rząd, albo raczej rząd robi tak niewiele, a poza chwilowymi skokami, tendencja w poparciu wyborców jest stała. Przez pierwszy rok działalności można było mówić o fantastycznych umiejętnościach piarowskich i dobrych działaniach marketingowych speców z Platformy Obywatelskiej. Opozycja i część komentatorów narzekała co prawda, że rząd uprawia wyłącznie miłość, a nie politykę, że nie reformuje kraju. Ale jednocześnie w kraju nie działo się nic złego. Wyniki gospodarcze ciągle były bardzo dobre i niewiele wskazywało na to, że czarne chmury mogą szybko nadciągnąć. Osobisty urok Donalda Tuska, sprawność jego spin-doktorów i ogólnie dobry nastrój w kraju powodowały, że to zupełnie wystarczało dla utrzymania wysokiego poparcia.
Ale to się skończyło. Zaczęły się schody. Schody bardzo strome i śliskie. Rząd wpada na kolejne rafy. Od sprawy polskiego inżyniera zamordowanego przez terrorystów w Pakistanie, przez wpadki ministra sprawiedliwości, po kryzys finansowy i gospodarczy. Dziś rząd komunikuje się wyłącznie w sprawach trudnych. Premier i jego ekipa musi się bronić przed rozmaitymi zarzutami. Co więcej – ta obrona wcale nie wychodzi im świetnie.
Obrona Andrzej Czumy, który na pewno jest zacnym człowiekiem, ale niekoniecznie najlepszym człowiekiem na fotel ministra sprawiedliwości, wygląda mało zrozumiale. Elektorat Platformy nie bardzo rozumiał powody dymisji Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a teraz chyba jeszcze mniej rozumie i zachowanie jego następcy, i jego obronę przez premiera. W sprawie polskiego inżyniera rząd, chyba niezasłużenie, ale jednak - spotkał się ze sporą krytyką. Tym razem nie umiał dobrze komunikować się z opinią publiczną. No i sprawa najważniejsza – kryzys. Właściwie trudno znaleźć ekspertów, którzy powiedzieliby, że rząd fantastycznie radzi sobie z groźnymi zjawiskami w gospodarce i finansach. Zarzuty o brak działania albo jego powolność, padają niemal ze wszystkich stron. Ludzie czują się coraz bardziej zagrożeni i tym razem zagrożenie jest realne. Na chłopski rozum, w takiej sytuacji poparcie dla rządzącej partii powinno spadać, a dla opozycji – rosnąć. A tak się nie dzieje.
Jak to wytłumaczyć? Wydaje mi się, że decydują o tym nie jakieś specjalne talenty, czy zasługi polityków Platformy, ale przede wszystkich zszargany – w dużej mierze na własne życzenie – wizerunek głównej siły opozycyjnej (PiS) oraz słabość, rozbicie i kompletna pasywność mniejszej siły opozycyjnej (SLD). Otóż wygląda na to, że Prawo i Sprawiedliwość ma ciągle bardzo duży negatywny elektorat, że jest postrzegana jako partia walki, a czasem nawet partia awantury, a nie ugrupowanie, które może coś budować. Czy jest to wizerunek sprawiedliwy, czy nie, i czym jest on spowodowany – to pytania na osobny tekst. Ale faktem jest, że PiS ciągle bardzo dużej części wyborców kojarzy się źle, że bardzo boją się powrotu tego ugrupowania do władzy i na tym bezrybiu wolą sympatycznego (przynajmniej do niedawna) Tuska.
Partia Jarosława Kaczyńskiego podjęła bardzo poważną próbę zmiany wizerunku i wydaje się ona nawet przeprowadzana dość konsekwentnie, ale potrzeba zapewne wielu, wielu miesięcy, aby pożądany dziś przez szefa PiS obraz partii, zastąpił ten poprzedni. Być może to się uda i za jakiś czas PiS zacznie kojarzyć się ludziom z kompetencją także w sprawach gospodarczych. Być może. Bo może tak się już nigdy nie stanie. I wtedy czekają nas następne lata rządów Platformy, albo ewentualnie pojawienie się na scenie politycznej jakiegoś nowego bytu. Na razie jednak poważnej alternatywy nie ma. PiS dla wielu wyborców ciągle jej nie stanowi i dlatego – mimo dramatycznego kryzysu gospodarczego – poparcie dla Platformy Obywatelskiej i rządu – ciągle utrzymuje się na tak wysokim poziomie.
Igor Janke, publicysta "Rzeczpospolitej", specjalnie dla Wirtualnej Polski