Kariera oszczercy, czyli antypolonizm Jana T. Grossa
Autora "Sąsiadów" wylansowali ludzie odpowiedzialni za polską politykę historyczną i kulturę. Stał się dla nich przepustką na europejskie salony, dał możliwość zrobienia kariery i zdobycia pieniędzy - pisze Wojciech Wybranowski w tygodniku "Do Rzeczy".
02.10.2015 | aktual.: 02.10.2015 11:46
Jeszcze kilkanaście lat temu Jan Tomasz Gross był nieznanym socjologiem, bez większych sukcesów badawczych, za to budzącym zastrzeżenia kolegów po fachu co do warsztatu naukowego. Dziś to dla środowisk liberalno-lewicowych uznany autorytet, autor książek: "Sąsiedzi", "Strach" czy "Złote żniwa". Sporą popularność zyskał też w środowiskach żydowskich, bo nieustannie głosi swoje teorie na temat współudziału Polaków w zagładzie Żydów.
- To sprzedawca nienawiści - ocenia Grossa amerykański dziennikarz polskiego pochodzenia Alex Storożyński, laureat nagród Pulitzera i Associated Press. – Gross ma taką metodę: znaleźć cokolwiek, co będzie skandaliczne, kontrowersyjne i przyniesie mu popularność. Dziennikarze chcą mocnych „setek”, naprawdę szokujących newsów, a Gross im to daje – mówi.
Pałka na Polskę
Czy chodziło tylko o skandal i rozgłos, gdy na początku września Jan Tomasz Gross opublikował na portalu Project Syndicate artykuł, w którym kolejny raz oskarżył Polaków o zbrodnie przeciwko polskim Żydom w czasie II wojny światowej?
Redakcja Project Syndicate dotąd nie odpowiedziała na nasze pytanie, dlaczego jego artykuł pojawił się akurat teraz. To właśnie ten artykuł na swoich łamach opublikował niedawno niemiecki dziennik „Die Welt” – dzięki temu gazeta uderzyła w Polskę w trakcie ostrej dyskusji o relokacji arabskich imigrantów w Europie. „Polska i inne kraje Europy Środkowej nie chcą przyjmować uchodźców, bo nie rozliczyły się ze zbrodni na Żydach” – napisał Gross, dodając, że Polacy w czasie II wojny światowej zabili więcej Żydów niż Niemców.
Te słowa wywołały w Polsce oburzenie, a w Europie szeroką dyskusję. Zaprotestowały – choć z pewnym opóźnieniem – polskie MSZ i Instytut Pamięci Narodowej. Poseł Zjednoczonej Prawicy Jacek Żalek zawiadomił prokuraturę. Ta wszczęła śledztwo przeciwko Grossowi.
Kontrowersyjny socjolog doczekał się też krytyki nawet ze strony swoich dotychczasowych sympatyków – ludzi z kręgów „Gazety Wyborczej” i bliskich mu uczestników wydarzeń z Marca ’68. Profesor Bogdan Musiał, polski historyk, który przez wiele lat mieszkał i pracował w Niemczech, nie jest zdziwiony tym, że niemiecka gazeta wykorzystała tekst Grossa. – Jego tezy akurat doskonale wpisały się w polityczne zapotrzebowanie Niemiec. Trzeba bić Polaków, więc Gross jest dobrą pałką na tę okazję – ocenia prof. Musiał. – Zdumiało mnie tylko to, że środowiska, które zawsze go wspierały, dzięki którym w ogóle zaistniał, teraz są takie zszokowane tym, co pisze.
A związki Jana Tomasza Grossa ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” mają dłuższą historię. Jeszcze w latach 60. zakładał z Adamem Michnikiem Klub Poszukiwaczy Sprzeczności, później należał do grona dwudziestu kilku „komandosów” będących trzonem marcowej opozycji studenckiej. Był represjonowany i prześladowany przez SB. Po 1968 r. wyjechał wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych, studiował, a potem wykładał na Uniwersytecie Yale. – Przed książką „Sąsiedzi” o Jedwabnem jego prace były zupełnie niedostrzegane, nie miał żadnych, nawet negatywnych recenzji w poważnych anglojęzycznych periodykach – zwraca uwagę prof. Marek Jan Chodakiewicz, amerykański historyk polskiego pochodzenia.
Przełomem dla Grossa okazał się rok 2000. Do niewielkiego wydawnictwa w Sejnach prowadzonego przez fundację Pogranicze wysłał rękopis „Sąsiadów”, w których oskarżył Polaków o zaplanowanie i przeprowadzenie masakry żydowskiej ludności Jedwabnego.
Fundacja Pogranicze, kojarzona ze środowiskiem lewicowo-liberalnym (dziś w jej radzie programowej zasiada Irena Grudzińska-Gross, była żona Grossa), zdecydowała się na wydanie książki. – Mieliśmy świadomość, że otwiera ona niezagojoną ranę z czasów Zagłady, zakłamaną w okresie komunizmu i kładącą się cieniem na nowej Polsce po 1989 r. Podjęliśmy tę współpracę w nadziei, że Pogranicze poprzez tę publikację będzie pracować nad zabliźnieniem tej rany, nad kulturą pamięci wzmacniającą nowe społeczeństwo obywatelskie – tłumaczy dziś tamtą decyzję Małgorzata Czyżewska, jedna z założycielek fundacji.
Pasja czy misja?
Publikacji być może by nie było, gdyby nie budząca spore wątpliwości pomoc, jakiej Grossowi udzielił prof. Andrzej Paczkowski. To ten historyk, przewodniczący Rady IPN, a wcześniej – z rekomendacji PO – członek Kolegium IPN, udostępnił Grossowi materiały dotyczące Jedwabnego z likwidowanej wówczas Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu, chociaż w pierwszej kolejności powinny trafić one do Instytutu. – Pomogłem mu te materiały znaleźć, choć rzeczywiście komisja była już zamykana. Pomógłbym każdemu, kto by mnie o to prosił – mówi prof. Paczkowski.
To niejedyne wsparcie, jakiego Paczkowski udzielił Grossowi. Przyznaje, że pośredniczył w przekazaniu autorowi „Sąsiadów” także innych archiwów. – Okazało się, że mój asystent, który był też archiwistą w Urzędzie Ochrony Państwa, znalazł dokumenty UOP dotyczące zbrodni w Jedwabnem. Zostały udostępnione panu Grossowi – dodaje prof. Paczkowski. Dziś tego nie żałuje. Zaznacza jednak, że krytycznie patrzy na publikacje Grossa. – Historyk powinien mieć pasję, ale niedobrze jest, gdy pasja historyczna przekształca się w misję – mówi prof. Paczkowski.
Recepta na sukces
Na początku Pogranicze wydrukowało zaledwie 2 tys. egzemplarzy „Sąsiadów”. To mniej niż nakład, w którym wydaje się niektóre ziny kibicowskie czy muzyczne. Wystarczyła jednak, by wywołać burzę, a Grossa wykreować – mimo podnoszonych przez część historyków zastrzeżeń – na naukowy autorytet. W akcję włączyło się środowisko „Gazety Wyborczej”, która przeprowadziła potężną kampanię.
W 2001 r. – było już wiadomo, że dane przedstawione w książce Grossa w wielu aspektach mijają się z prawdą – ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski podczas pospiesznie zorganizowanych w Jedwabnem uroczystości, odnosząc się do książki, „w imieniu narodu polskiego” przeprosił za udział w zagładzie Żydów. – Dla postkomunistów była to doskonała okazja do poprawy swojego wizerunku na arenie europejskiej – komentuje prof. Musiał. – Zaczęli uchodzić już nie za partię z mroczną przeszłością, ale nowoczesną, europejską socjaldemokrację.
A w Polsce mogli odbić piłeczkę: zamiast tłumaczyć się ze zbrodni komunizmu, mogli zacząć rozliczać Polaków z zachowań podczas wojny. Uroczystości z udziałem głowy państwa podniosły rangę publikacji Grossa. Traktowana wcześniej jako książka napisana w celu wywołania skandalu, zdobyła status poważnej pozycji historycznej. Dostrzeżono ją także na arenie międzynarodowej. Szum wokół „Sąsiadów” przełożył się na sprzedaż – w ciągu ośmiu lat od premiery łączny nakład książki wyniósł 20 tys. egzemplarzy. W roku 2008 r. w nakładzie 2,5 tys. egzemplarzy ukazało się wydanie poprawione.
Profesor Musiał zwraca jednak uwagę na to, że ojcami sukcesu Grossa są nie wyłącznie lewicowo-liberalni dziennikarze, lecz także naukowcy i twórcy kultury. – Część to tzw. lemingi, ale są i tacy, którzy w tamtym momencie zrozumieli, że bicie się w polskie piersi to przepustka na salony, szansa na zrobienie kariery i zdobycie sporych grantów – puentuje prof. Musiał.
Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach