Karetka 10 godzin woziła 17-latka po szpitalach. Chłopak nie żyje
Przez koronawirusa szpital w Zgorzelcu nie chciał przyjąć 17-letniego Bartka. Okazało się jednak, że diagnoza była błędna. Przez to chłopak tułał się 10 godzin po różnych placówkach. Nastolatek zmarł, a Rzecznik Praw Pacjenta stwierdza: "nie doszło do o naruszenia praw pacjenta".
O sprawie informuje "Fakt". Do tragedii doszło 1 maja. Dwa dni przed śmiercią Bartek zapadł w śpiączkę. Wezwani ratownicy stwierdzili, że może mieć koronawirusa. Początkowo chłopaka zawieziono do szpitala w Zgorzelcu, jednak okazało się, że placówka nie przyjmuje zakażonych.
Jak relacjonuje tabloid, sanitariusze zajmowali się 17-latkiem na szpitalnym parkingu. Następnie Bartek trafił do placówki w Bolesławcu, gdzie padła kolejna diagnoza. Okazało się, że to nie koronawirus, tylko ropień śródczaszkowy.
Z Bolesławca chłopak został przetransportowany do Legnicy. Dopiero w trzecim szpitalu wykonano operację, jednak okazało się, że za późno. Gazeta szacuje, że Bartek trafił na stół operacyjny 10 godzin po wezwaniu karetki. Dla porównania z jego domu do Legnicy jedzie się zaledwie 1,5 godziny. 17-latek zmarł dwa dni po operacji.
Rekonstrukcja rządu. Polityk ostro o Zbigniewie Girzyńskim. "Powygadywał wiele głupot"
"Fakt" skontaktował się z Rzecznikiem Praw Pacjenta, który stwierdził, że "zespół ratownictwa medycznego prawidłowo zakwalifikował chłopca do grupy osób potencjalnie zakażonych wirusem SARS-CoV-2". "W ocenie Rzecznika praw Pacjenta nie doszło do o naruszenia praw pacjenta" - dodano.
Koronawirus w Polsce. Zakażona 16-latka tułała się po szpitalach wiele godzin
Bartek niejedyny długo czekał na miejsce w szpitalu. Niedawno media informowały o zakażonej 16-latce z powiatu skarżyskiego. Dziewczyna wymagała pilnej hospitalizacji.
Pomoc jednak nie nadeszła szybko. Karetka krążyła, szukając wolnego miejsca w Sandomierzu, Krakowie i Skarżysku-Kamiennej. W tym ostatnim mieście 16-latka została przyjęta. Nie bez problemów.
- Kiedy u nas lekarz pediatra to dziecko obejrzał, to jedyne, co mogliśmy zrobić (chociaż to wbrew obowiązującym przepisom, rozporządzeniom i zasadom), to zaproponować, że możemy położyć ją na strefie buforowej, na co oczywiście – i słusznie – nie zgodzili się rodzice – powiedział TVN24 Krzysztof Grzegorek, dyrektor szpitala powiatowego w Skarżysku-Kamiennej.
W sprawę zaangażował się wojewódzki koordynator do spraw ratownictwa medycznego, który po ok. trzech godzinach, znalazł miejsce w szpitalu w Warszawie.
Źródło: "Fakt"