Kanarzy godni pożałowania
Część śląskich bezrobotnych dostaje oferty nie do odrzucenia: albo zostaną kontrolerami biletów, albo stracą prawo do zasiłku.
Nie pomogły umieszczane na autobusach billboardy z fotografiami uśmiechniętych kontrolerów biletów. Nie pomogły oferty pracy dla strażników miejskich, którym Komunikacyjny Związek Komunalny Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego latem ubiegłego roku proponował pracę kanara po godzinach. – Zero odzewu, bo zajęcie trudne i bez prestiżu – przyznaje Alodia Ostroch, rzeczniczka KZK GOP, instytucji, której podlega na Śląsku tysiąc pojazdów. Był pomysł, by ich kierowcy sprawdzali bilety, ale ci się temu sprzeciwili. A z powodu przechodzenia armii na zawodowstwo zabrakło poborowych zainteresowanych odrabianiem służby wojskowej jako kontroler.
Związek chciałby mieć przynajmniej 150 kontrolerów, a ma około setki, z czego zaledwie 30 zatrudnionych na umowę o pracę. Przedsiębiorstwo traci rocznie miliony złotych na gapowiczach, poszukało więc tych, którzy odmówić nie mogą. Do 13 śląskich powiatowych urzędów pracy Związek wysłał prośby o zakontraktowanie prac interwencyjnych. – Czyli takich, w których część wynagrodzenia przez sześć miesięcy pokrywa państwo – wyjaśnia Iwona Gadomska-Dysy z katowickiego urzędu pracy.
Do prac interwencyjnych – zgodnie z przepisami – odsyła się bezrobotnych, którzy są w najtrudniejszej sytuacji. Na przykład od dawna nie mogą znaleźć pracy, są bardzo młodzi albo mają na utrzymaniu dzieci. – Bezrobotni takiej oferty nie mogą odmówić – dodaje Gadomska-Dysy. – Jeśli to zrobią, tracą na 90 dni prawo do świadczeń.
Na ofertę Związku odpowiedziało siedem urzędów. Pracę zaproponowano dotąd kilkunastu osobom. – Płeć i wiek bez znaczenia – przyznaje Andrzej Nowak, kierownik działu pośrednictwa pracy w bytomskim pośredniaku. Podstawowe kryteria to co najmniej średnie wykształcenie i niekaralność. Ani urzędy, ani Związek nie przeprowadziły wśród kandydatów testów psychologicznych, nie zaproponowały im szkoleń, choćby z podstawowej samoobrony, bo przecież kontrole w autobusach nierzadko kończą się bójkami.
Anna Szulc