Kampania prezydencka coraz brutalniejsza? "Prezydent sięga po ostrzejszą amunicję"
Andrzej Duda powiedział, że rządy PO to był "gorszy wirus" niż koronawirus. Wcześniej nazwał LGBT "ideologią", a nie ludźmi. Ale z drugiej strony Sławomirowi Nitrasowi puściły nerwy, gdy wdał się w przepychankę ze zwolennikiem Andrzeja Dudy. - To nie buduje kultury politycznej - ocenia ekspertka.
Prezydent Andrzej Duda, gdy przemawiał w Krakowie, krytykował rządy koalicji PO i PSL. Opowiadał o wysokim wówczas bezrobociu i stwierdził, że rządzący byli wtedy "gorszym wirusem niż koronawirus". Wcześniej głośnym echem, nie tylko w polskich, ale też światowych mediach, odbiły się słowa prezydenta o LGBT.
Jednak i z drugiej strony sceny politycznej zdarza się, że nerwy puszczają i dochodzi do incydentów. Sławomir Nitras podczas spotkania z Rafałem Trzaskowskim w Bydgoszczy wdał się w przepychankę ze zwolennikiem Andrzeja Dudy i... zabrał mu trąbkę. Zwolennicy kandydata Koalicji Obywatelskiej nie stronią od obrażających PiS transparentów.
Andrzej Duda "sięga po coraz bardziej ostrą amunicję"
Doktor Milena Drzewiecka, psycholog i ekspertka w zakresie komunikacji i wizerunku, zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską, że język w polskiej polityce jest coraz brutalniejszy. Ale nie jest to zjawisko nowe, co widać choćby na przykładzie wypowiedzi Józefa Piłsudskiego. - Język marszałka, gdy mówił o swoich konkurentach, był daleki od szlachetnego - przypomina ekspert.
- To też nie pierwsza kampania, w której toczy się brutalna walka. Przypomnijmy sobie 2005 rok i słynne słowa Jacka Kurskiego o "dziadku z Wehrmachtu". One nie były pomyłką, były zabiegiem obliczonym na konkretny polityczny zysk - mówi dalej.
Zdaniem doktor Drzewieckiej bronią, po którą na tym etapie może sięgać Andrzej Duda, jest język. I prezydent często z niej korzysta. - Sięga po coraz bardziej ostrą amunicję - ocenia ekspertka. - Nie oddaje jej innym politykom ze swojego obozu, bo to Andrzej Duda idzie ręka w rękę z posłem Czarnkiem - zauważa.
Jak mówi ekspertka, to odróżnia kampanię Andrzeja Dudy od, na przykład, kampanii Lecha Kaczyńskiego, gdy tej "ciężkiej amunicji" używali inni politycy, a nie sam Kaczyński. Podkreśla również, że brutalny język i, jak w przypadku wypowiedzi o LGBT, zrównywanie ludzi z ideologią, niesie za sobą bardzo poważne zagrożenia społeczne.
- Grozi stygmatyzacją, potem dehumanizacją, czyli odczłowieczeniem. Może prowadzić do ataków na członków tych mniejszości. Najpierw słownych, a potem nawet fizycznych - ostrzega ekspertka. - Nie przypisywałabym Andrzejowi Dudzie nieświadomości tego, co mówi. W wielu wystąpieniach powtarza swoje ataki kilkakrotnie, wie, że zostanie to potem wykorzystane w mediach - podkreśla.
Rafał Trzaskowski "bardzo pilnuje języka"
Więcej spokoju doktor Drzewiecka zauważa u Rafała Trzaskowskiego. - Bardzo pilnuje języka podczas wystąpień. Co więcej, "podkrada" hasła PiS. Mówi o godności, o zmianie, o wspólnocie. Oczywiście jego przemówieniom towarzyszy krytyka polityki Andrzeja Dudy i całego PiS, na przykład powtarzane "mamy dość" - ocenia ekspert.
- Postrzegam jego wypowiedzi jako bardziej koncyliacyjne, co nie oznacza, że nie ma w swoim środowisku osób atakujących. To jest pytanie do polityka, jak rozkłada role w swoim sztabie - mówi doktor Drzewiecka.
Takim atakiem w ostatnim czasie był chociażby incydent ze Sławomirem Nitrasem, który wdał się w przepychankę z przeciwnikiem Trzaskowskiego. Ale ekspertka przypomina również sytuację, gdy Trzaskowskiego zaczepił podający się za Amerykanina Polak. - Trzaskowski pokazał, że ów Amerykanin jest Polakiem i udaje. Ale zrobił to z uśmiechem. Bez ataku, choć z pouczeniem, że ten człowiek musi popracować nad akcentem - zauważa.
- To, co się dzieje na jego wiecach, konkurencja może wykorzystywać do ataku na kandydata. Natomiast z jego ust nie słyszałam do tej pory stygmatyzujących czy dehumanizujących wypowiedzi - mówi ekspertka. - Rafał Trzaskowski sięga po język wspólnotowy, z nadzieją, że pozwoli mu sięgnąć po większą część elektoratu - ocenia.
Ekspert ostrzega przed biernością i agresją
Doktor Drzewiecka ostrzega, że brutalizujący się język w polityce może nieść za sobą poważne konsekwencje - Osoby, które są niechętne polityce, stają się jeszcze bardziej niechętne. Wielu wyborców utwierdzi się w apatii i przekonaniu, że polityka jest cyniczną grą - mówi. - Nie buduje też kultury politycznej, odbija się negatywnym postrzeganiem Polski za granicą i klasyfikowaniem nas jako niedojrzałej demokracji - wymienia dalej.
- Jeśli w tym brutalnym języku znajdują się wypowiedzi, które stygmatyzują, możemy mieć wysokie koszty społeczne. Na przykład w postaci ataków na tak zwanych innych - stwierdza. - Brutalny język to często język podziału, a my mamy w Polsce już wystarczająco dużo podziałów i resentymentów - podsumowuje.