"Kafir" opowiada o decyzji rządu PiS. "Na Kremlu strzelały szampany"
30 września 2006 roku, podczas pierwszego rządu PiS, rozwiązano Wojskowe Służby Informacyjne. - Na Kremlu strzelały korki od szampanów. Zaorano służbę w jeden dzień - ocenił tę decyzję w programie "Didaskalia" były oficer WSI i SKW "Kafir". - Byliśmy nadzy - dodał.
Z byłym oficerem Wojskowych Służb Informacyjnych, a następnie Służby Kontrwywiadu Wojskowego, kryjącym się pod pseudonimem "Kafir", rozmawiał w programie "Didaskalia" Patrycjusz Wyżga. Mówiono między innymi o chaosie, jaki zapanował po rozwiązaniu WSI 30 września 2006 roku.
- My przez trzy, czy cztery miesiące przychodziliśmy do pracy z racji obowiązku. Były wydziały w terenie, gdzie leżały dokumenty w sejfach, ściśle tajne i tajne. I w takim wydziale było kilka tysięcy takich dokumentów, między innymi teczki źródeł. Ja byłem w takich miejscach, gdzie nie przyjechał nikt wyznaczony na to stanowisko. My siłą obowiązku przychodziliśmy do pracy, nie będąc już upoważnieni do otwierania tych sejfów - opowiadał "Kafir". - Mogliśmy wynieść te dokumenty, skserować je, zrobić zdjęcia albo je spalić - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak działają polskie służby specjalne? Były oficer WSI i SKW "Kafir" - didaskalia#60
"Zaorano służbę w jeden dzień"
Jego zdaniem decyzja o likwidacji służb sprawiła, że "w tych dniach szampany w Moskwie strzelały". - Zaorano służbę w jeden dzień. W jej miejsce powołano jakąś atrapę - ocenił.
- To była robota na żywym organizmie. W tym czasie polscy żołnierze byli w Afganistanie, ochraniali ich tam żołnierze WSI. Polscy żołnierze byli też w Iraku. Tam też byli z nimi oficerowie WSI, którzy z dnia na dzień przestali być oficerami służb. Oni realizowali nadal swoje obowiązki, ale - z tego, co wiem - mieli problem z odbiorem zadań z centrali - relacjonował były oficer służb.
- Jeśli polski polityk podejmuje decyzję, która spowodowała, że na Kremlu korki od szampana strzelają, to znaczy, że nie przewidział, jaki będzie jej efekt, czy też może liczył na takie konsekwencje? - dopytywał Patrycjusz Wyżga. Przypomnijmy, że likwidatorem WSI, w randze wiceministra obrony narodowej, był Antoni Macierewicz.
- Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo nie do końca wiem, jaka jest prawda z tym politykiem - odparł "Kafir". - Ale pewnie nie tylko na Kremlu strzelały szampany, bo nie oszukujmy się, każde państwo prowadzi jakiś wywiad. Jeśli w naszym kraju coś takiego się dzieje, to są tym bardzo mocno zainteresowani - dodał.
"Ewenement na skalę światową"
"Kafir" przypomniał, że wówczas polska armia była "przed transformacją sprzętową, bo resursy sprzętowe (okres zdolności użytkowej - red.) się kończyły". - Były przetargi. Cuda-wianki, można było wtedy zrobić, wchodzić jak w masło. Byliśmy nadzy, jeśli chodzi o ochronę wojskową - dodał.
- Podejrzewa pan złą wolę? - dopytywał prowadzący program.
- Ciężko mi podejrzewać dobrą wolę. Na pewno z dobrej woli to nie wynikało. Na pewno był to też interes partyjny, bo u nas interes partii jest ważniejszy niż interes kraju. Ta partia, która kilka miesięcy temu straciła władzę, miała to na sztandarach wyborczych: "zlikwidujemy bandycką służbę". Służbę zlikwidowano, wytoczono nam zarzuty, prokuratorzy wytoczyli kilkaset oskarżeń, żadne nie skończyło się przed sądem - odparł.
- To był ewenement na skalę światową. Nikt tego nie zrobił. Nawet sowieci z dnia na dzień nie zniszczyli Ochrany (tajna policja carska działająca w Imperium Rosyjskim - przyp. red.) - ocenił były oficer służb.
Poradzimy sobie, jeśli zaatakuje nas Rosja?
Tematem rozmowy w "Didaskaliach" było także bezpieczeństwo Polski w obliczu trwającego od dwóch lat konfliktu w Ukrainie.
- Jego skala wszystkich zaskoczyła. Putin się szykował na trzydniową wycieczkę i defiladę w Kijowie, ale Ukraina odrobiła lekcję po utracie Krymu i miała w miarę przygotowaną armię do obrony. I ta armia daje radę. Nie pamiętam, ilu żołnierzy liczyła ta armia w dniu rozpoczęcia inwazji, ale na pewno więcej niż nasze 100 tys. żołnierzy - stwierdził "Kafir". - 100 tys. zawodowych żołnierzy nie jest liczbą wystarczającą do obrony naszego kraju w przypadku takiego konfliktu. Zasoby ludzkie się kończą... - dodał.
- No tak, ale jesteśmy w NATO, zaraz się tu pojawią Amerykanie, Niemcy czy Francuzi - zwrócił uwagę Patrycjusz Wyżga.
- Z Amerykanami jest ten problem, że jeśli Trump wygra wybory, to powiedział, że USA wyjdą z NATO... - odparł "Kafir".
- Powiedział, że nie będzie pomagał tym, którzy nie płacą. A Polska płaci. Niektórzy mówią: "my jesteśmy wzorowi, nawet jeśli to będzie Trump i będzie się trzymał tej filozofii, to akurat nam pomoże" - zwrócił uwagę prowadzący program.
- Miejmy taką nadzieję... - stwierdził były oficer służb.
- Bo jeśli nie pomoże, to sami sobie nie poradzimy? - dopytywał Patrycjusz Wyżga.
- Trudno mi powiedzieć, czy sobie poradzimy, czy nie. Rosja przez te dwa lata pokazała, że nie ma takiej doskonałej armii - odparł "Kafir". Dodał jednak, że jego zdaniem Rosja musi najpierw pokonać Ukrainę. - Osobiście nie wierzę, że im się to uda, bo te dwa lata pokazały, że Ukrainy nie są w stanie łyknąć - ocenił.
"Rosjanie nie odpuszczą Europie"
- Zagrożenie jest, ono nie zniknie. Na pewno będzie wojna hybrydowa, która cały czas trwa. Rosjanie nie odpuszczą Europie tego, co się stało. Będą działać wewnątrz Europy, wykorzystując organizacje terrorystyczne, partie ultraprawicowe, partie ultralewicowe. Dla nich to jest obojętne. Byle siać niepokój i zmęczenie w Europie wojną w Ukrainie - dodał były oficer służb.
- Widzi pan takie działania w Polsce? - zapytał prowadzący rozmowę.
- Chyba wszyscy to widzą. Wystarczy wejść na platformy społecznościowe, posłuchać wiadomości. Widać, że są ludzie, którzy grzeją atmosferę - odparł gość programu "Didaskalia".
Cały odcinek programu "Didaskalia" z "Kafirem", byłym oficerem WSI i SKW, dostępny jest TUTAJ.