Kadafi będzie groźny nawet po śmierci?
Muammar Kadafi może być groźny nawet po śmierci. - Chodzi o to, żeby uniknąć przedstawiania go jako męczennika - twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską profesor Edward Haliżak, dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Zdaniem eksperta libijski przywódca podzieli los Hosniego Mubaraka, którego proces rozpoczął się niedawno w Egipcie.
22.08.2011 | aktual.: 23.08.2011 14:33
WP: Jarosław Marczuk: Co się stanie z Muammarem Kadafim w przypadku jego ujęcia?
Prof. Edward Haliżak: Są dwa wyjścia. Jeśli zostanie ujęty przez powstańców to zgodnie decyzją polityczną nowych władz może zostać poddany procedurze sądowej. Oczywiście ze względu na nacisk międzynarodowej opinii publicznej taki proces byłby w miarę uczciwy, otwarty i rzetelny. Coś na wzór i podobieństwo procesu Mubaraka w Egipcie. Same władze zresztą zaapelowały o powstrzymanie się od samosądów. Ich nastawienie jest w tym przypadku bardzo łagodne.
Jest jeszcze jedna rzecz, która będzie powstrzymywać władze Libii przed ostrym potraktowaniem Kadafiego. Ze względu na wymogi pojednania narodowego nowe władze mogą nie chcieć ostro karać dawnego przywódcy. Kadafiego popiera znaczny odłam społeczeństwa, członkowie jego klanu i plemienia. Taka surowa kara po prostu zostanie w ich pamięci i da pretekst do rewanżyzmu. Z punktu widzenia nowych władz Libii chodzi o to, żeby uniknąć przedstawiania Kadafiego jako męczennika i wzoru do naśladowania dla przyszłych członków jego plemienia. Jeśli nowe władze chcą tego uniknąć, to proces musi być bardzo rzetelny. Najlepiej by było, gdyby Kadafi rzeczywiście uciekł zagranicę.
WP: * - Dokąd może uciec Kadafi?*
- Jest kilka państw afrykańskich, które nie podpisały konwencji o utworzeniu Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) i w związku z tym nie są one zobowiązane do wydania Kadafiego. Być może (rebelianci i NATO - red.) pozwolą mu znaleźć azyl w dowolnym miejscu na świecie, byleby opuścił Libię. Pewna korzyść z takiego rozwiązania płynęłaby dla wszystkich stron. Tyle, że groziłoby to ponownym rozpoczęciem wojny domowej przez zwolenników Kadafiego w Libii. Najlepszym rozwiązaniem byłoby aresztowanie Muammara.
WP: - Powstańcy rozważają przekazanie Kadafiego do MTK?
- To jest druga możliwość, ale podejrzewam, że nowe władze chciałyby to załatwić we własnym zakresie.
WP: - Spekuluje się, że ujęcie Kadafiego może zaszkodzić niektórym postaciom, które pełnią czołową rolę w rządzie powstańców, a wcześniej były współpracownikami dyktatora.
- W każdej rewolucji mają miejsce właśnie takie sytuacje. Po upadku starego reżimu jego miejsce zajmuje nowy, który nie opiera się wyłącznie na zapleczu opozycyjnym, ale musi odwoływać się do pomocy i wsparcia ludzi z elit lojalnych wobec poprzedniego układu. Zawsze istnieje dylemat, co zrobić z członkami starego reżimu. Oczywiście najbardziej skrajne rozwiązanie, rodem z rewolucji francuskiej, to zlikwidować większość z nich. Bardziej pragmatycznym wyjściem jest adaptacja do nowego społeczeństwa.
WP: - Jakie jest ryzyko, że dojdzie do walk pomiędzy samymi powstańcami już po ostatecznym pokonaniu Kadafiego?
- Tego nie można wykluczyć ze względu na strukturę społeczeństwa libijskiego. Generalnie dzieli się ono na mieszkańców Wschodu i Zachodu, to znaczy Cyrenajki i Trypolisu. Na to nakładają się więzi plemienne odgrywające w tym społeczeństwie ważną rolę. Po każdej udanej rewolucji zwycięzcy zaczynają się dzielić i jestem pewien, że to samo stanie się w Libii. Cała nadzieja w tym, że społeczność międzynarodowa - zwłaszcza USA, Francja i Wielka Brytania - będą odgrywać rolę czynnika moderującego.
WP: Jaki kurs obierze Libia po zakończeniu rewolucji?
- To jest bardzo dobre pytanie, na które trudno odpowiedzieć. To będzie zależało od podejmowanych przez władze reform, choć ich wprowadzenie nie odbędzie się zbyt szybko. Wystarczy popatrzeć na Egipt. Tam termin wyborów wyznaczono dopiero na listopad i wtedy okaże się, jakie są preferencje wyborców. Podobna rzecz będzie miała miejsce w Libii. Nacisk społeczności międzynarodowej sprawi, że zostaną zorganizowane wybory parlamentarne w tym kraju. Wtedy zobaczymy, choć wzorcem do naśladowania będzie zdecydowanie Egipt.
WP: - Czy Libia zamieni się w państwo upadłe?
- Nie sądzę. Elity libijskie wbrew pozorom są dość dobrze wykształcone, co należy zawdzięczać m.in. dziedzictwu włoskiego kolonializmu. Libia jest państwem jednolitym religijnie, sunnickim i należy wykluczyć tutaj walki na tle wyznaniowym. Dlatego raczej pozytywnie oceniam przyszłość polityczną Libii. Oczywiście nie można wykluczyć sytuacji, że Al-Kaida zainstaluje swoje komórki w tym kraju. Kluczowym problemem władz pozostaje kontrola broni. W trakcie wojny jej ogromne ilości dostały się w ręce indywidualnych osób. Bez zwrotu broni trudno będzie zapewnić stabilizację Libii.
WP: - Czy w sytuacji, w której w zasadzie każdy w Libii ma broń, taka kontrola w ogóle jest możliwa?
- Oczywiście, że nie. Jednak władze muszą wykazywać jednoznaczną determinację na tym polu i sprawnie konfiskować broń od ludności cywilnej. Inaczej później może ona być wykorzystana do załatwiania różnych porachunków.
WP: - Jakie szanse są na to, że któreś z państw ościennych spróbuje skorzystać z osłabienia Libii i wmiesza się w jej sprawy wewnętrzne tak, jak to teraz próbuje robić Iran w Iraku?
- Sytuacja geopolityczna Libii jest klarowna. Libia nie ma zatargów granicznych. Egipt i Algieria nie wykazują takiego zainteresowania, Tunezja jest za słaba. Od strony południowej państwa afrykańskie nie stanowią żadnego zagrożenia dla Libii. W moim przekonaniu groźba takiego wmieszania się jest zerowa, co też stwarza dodatkową nadzieję na stabilizację libijskiego państwa po ustaniu walk.
WP: - Czy sukces rewolucji w Libii odbije się na sytuacji w Syrii?
- Zdecydowanie tak, ale należy pamiętać, że to są dwa państwa absolutnie nieporównywalne. Nie ma żadnych punktów stycznych między sytuacją w jednym a drugim kraju. Można powiedzieć nawet tak, że rewolucja w Syrii przybierze większe rozmiary, ale siły rządowe dysponują tam tak wielką przewagą i znaczącym, realnym poparciem społecznym. W państwie syryjskim mamy do czynienia z głęboką polaryzacją społeczeństwa, a tego w Libii nie było.
Rozmawiał Jarosław Marczuk, Wirtualna Polska