Polska"Kaczyński wykorzystał obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej"

"Kaczyński wykorzystał obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej"

- Jarosław Kaczyński wykorzystał obchody drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej i zaczął gromadzić kapitał polityczny, by przygotować grunt pod wybory - mówi "Wirtualnej Polsce" dr Agnieszka Kasińska-Metryka, kierowniczka Pracowni Marketingu Politycznego na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach. Politolog podkreśla, że najbliższe wybory będą dla szefa PiS decydujące. - Nawet najbardziej oddani współpracownicy nie wybaczyliby mu siódmej porażki z rzędu - tłumaczy. Dodaje, że wokół prezesa nie ma obecnie nikogo, kto dysponowałby taką siłą i odwagą, by móc z nim dyskutować, wpływać na jego decyzje. - Za wszystko, co dzieje się w PiS, odpowiedzialny jest tylko i wyłącznie Jarosław Kaczyński - zaznacza.

13.04.2012 | aktual.: 18.04.2012 10:00

WP: Paulina Piekarska: 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu Jarosław Kaczyński zainaugurował swoją kampanię prezydencką? Tak twierdzi dawny PiS-owski pitbull Jacek Kurski.

Dr Agnieszka Kasińska-Metryka: Nie on jeden zwrócił na to uwagę. Zgadzam się, że szef Prawa i Sprawiedliwości wykorzystał obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej i zaczął gromadzić kapitał polityczny, by przygotować grunt pod wybory. Taką interpretację uzasadnia oficjalna deklaracja Jarosława Kaczyńskiego, że będzie się ubiegał o urząd głowy państwa. Nie bez znaczenia jest fakt, że padła ona tuż przed 10 kwietnia.

WP: Ostatnie wypowiedzi szefa PiS każą sądzić, że będzie to ostry bój, pełen mocnych oskarżeń pod adresem obecnego rządu. Nie będzie powtórki z Kaczyńskiego w wersji light?

- W szeregach PiS widać mobilizację. Jarosław Kaczyński wie, że najbliższe wybory zdecydują o jego być albo nie być w polityce. Nawet najbardziej oddani współpracownicy nie wybaczyliby mu siódmej porażki z rzędu. Trzeba też pamiętać o rozprzężeniu, które nastąpiło w strukturach organizacyjnych PiS. Nienaruszalny – jak się wydawało – trzon zaczął się kruszyć, wytworzyły się z niego nowe partie. Dlatego Jarosław Kaczyński wybrał strategię okazywania mocy. Spoiwem PiS od początku był silny lider, a nie żadna ideologia. Pokazały to ostatnie wybory prezydenckie, w których zobaczyliśmy łagodnego Jarosława Kaczyńskiego. Ta taktyka nie sprawdziła się, więc teraz szef PiS stawia na wzorzec, może nie do końca demokratyczny, ale manifestujący siłę.

WP: Podczas przemówienia na Krakowskim Przedmieściu prezes PiS najczęściej używał słów: „hańba”, „zdrada”, „kłamstwo”. Tak jak podczas zeszłorocznych obchodów mówił o „zdradzonych o świcie”. Jak pani ocenia to rocznicowe wystąpienie?

- Byłam zaskoczona, bo jest to retoryka, którą już znamy. Myślałam, że pojawi się coś nowego. Tym bardziej, że rok temu Jarosław Kaczyński został mocno skrytykowany za używanie frazy z wiersza Zbigniewa Herberta. Sądzę, że prezes PiS nie miał innego pomysłu. Jest to powtórzona pieśń przeszłości, ale jak pokazały wtorkowe obchody, stanowi ona skuteczną siłę mobilizacyjną PiS i zgromadzonych wokół niego „think tanków”.

WP: Jarosław Kaczyński tworzy własne państwo w państwie. Ma już własne rocznice, świętych, media. Tworzy alternatywną rzeczywistość dla swoich zwolenników?

- To zaplanowana strategia, polegająca na zarządzaniu poprzez konflikt. O wiele łatwiej, zwłaszcza w odniesieniu do osób, które nie analizują głęboko sceny politycznej, pokazać wyraźny podział na „dobrych” i „złych”. Polityka staje się wtedy dla takich ludzi czytelna, wiedzą z kim się identyfikować. Do tego warto mieć własne media, które jako jedyne „nie kłamią”. Z zewnątrz może to sprawiać wrażenie świata odbitego od rzeczywistości.

WP: Prezes zapowiedział: „Musimy w jedności budować podstawy do zwycięstwa dla IV Rzeczypospolitej”.Ta jedność budowana jest w oparciu o wizję historii najnowszej prezentowanej przez Kaczyńskiego, zgodnie z którą Polską rządzą zdrajcy i zbrodniarze. Kaczyński przekonuje, że pełna prawda o katastrofie smoleńskiej wyjdzie tylko wtedy, gdy zwycięży PiS. Co będzie jak Prawo i Sprawiedliwość wygra?

- Wizja IV RP powróci. Wystarczy dokładnie wsłuchać się w słowa Jarosława Kaczyńskiego. Jedność, o której mówi, jest ściśle określona i kieruje się prostą zasadą - kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Żadnych odcieni szarości między bielą a czernią nie ma. Platforma Obywatelska pewnie też prędzej czy później sięgnie po straszenie Polaków wizją IV RP. Ze strony Jarosława Kaczyńskiego jest to jednocześnie obietnica wyborcza – tylko zwycięstwo PiS i powrót IV RP pozwoli odkryć prawdę o katastrofie smoleńskiej.

WP: To byłyby rządy zemsty?

- Zemsta polityczna to za mocne słowo, ale przeciwnicy na pewno zostaliby zmarginalizowani.

WP: Sondaże pokazują, że PiS może liczyć na poparcie około jednej czwartej Polaków. Czy zaostrzenie retoryki przez Jarosława Kaczyńskiego, które obserwowaliśmy pod Pałacem Prezydenckim, przyciągnie czy odstraszy potencjalnych wyborców?

- Nie dostrzegałabym takiego bezpośredniego przełożenia, że retoryka, którą Jarosław Kaczyński zaprezentował przy okazji obchodów na Krakowskim Przedmieściu, będzie przyciągała więcej wyborców. Przy okazji okrągłej rocznicy katastrofy zawsze następuje mobilizacja części elektoratu, ale ma ona charakter czasowy. Na co dzień ludzie są pochłonięci innymi sprawami, nie interesują się tak bardzo polityką. Z wyjątkiem twardego elektoratu PiS, którego poglądy są niezmienne.

WP: Marek Beylin z „Gazety Wyborczej” nazywa ten twardy elektorat PiS „ludem smoleńskim”. Wtorkowe uroczystości pokazały, że możemy już mówić o „religii smoleńskiej”. Tłum zebrany na Krakowskim Przedmieściu usłyszał od jednego z przemawiających zakonników m.in. takie słowa: „Tak jak nie dało się zabić prawdy o zmartwychwstaniu Jezusa, tak nie da się zabić prawdy o katastrofie smoleńskiej”. Inny ksiądz mówił o „drugim Katyniu” i odprawiał egzorcyzmy.

- Jest to dobrze znane zjawisko mitologizacji polityki, tylko w nowej odsłonie. Mieliśmy już mit "Polski mesjasza narodów", teraz jesteśmy świadkami budowania kolejnego mitu - "Polski zdradzonej o świcie". Retoryka stosowana przez Jarosława Kaczyńskiego wspaniale się w niego wpisuje. Jak wiadomo mity mają to do siebie, że mało w nich rozumowych argumentów, natomiast są mocno nacechowane emocjonalnie. Tak jak religia, która nie opiera się na racjonalnym myśleniu, tylko naszych przekonaniach.

WP: Takie mieszanie religii z polityką może być groźne?

- Tak dzieje się od bardzo dawna. Teraz sam Kościół jako instytucja ma własne problemy i w dobrze pojętym własnym interesie powinien starać się postawić barierę, zmniejszyć zależność między tronem i ołtarzem. WP: Wyrocznią ws. katastrofy dla Jarosława Kaczyńskiego i elektoratu PiS stał się zespół Antoniego Macierewicza, który coraz głośniej mówi, że w Smoleńsku doszło do zamachu. „Newsweek” napisał, że „na fali katastrofy smoleńskiej Macierewicz wyrósł na postać numer dwa w PiS”.

- Relacje między Jarosławem Kaczyńskim a Antonim Macierewiczem są bardzo złożone i chyba nikt oprócz nich samych do końca nie wie, na czym polega ich symbioza. Inne pytanie, czy w ogóle możemy o niej mówić? Nawet w otoczeniu prezesa pojawiają się bowiem głosy, że Macierewicz idzie w swoich interpretacjach zbyt daleko, wykracza daleko ponad to, co można ustalić na podstawie posiadanych materiałów. Nie ma jednak wątpliwości, że w tej relacji dominuje Jarosław Kaczyński i jeśli w którymś momencie uzna, że Macierewicz nie jest mu już potrzebny, odsunie go na dalszy plan. Prezes już nie raz dowiódł, że w polityce nie ma sentymentu, nawet jeśli chodzi o najbliższe otoczenie.

WP: Prezesa PiS, po odejściu ziobrystów, a wcześniej PJN-owców, otaczają starzy, doświadczeni działacze – Brudziński, Lipiński, Kuchciński. Czy oni mają na niego jakiś wpływ? Czy Jarosław Kaczyński ma dziś z kim rozmawiać w partii?

- Przy prezesie zostali ludzie najbardziej lojalni, którzy jednak nie mają na niego żadnego wpływu. Prezes jest niesterowalny, nawet w pozytywnym sensie tego słowa - że ktoś może go konstruktywnie skrytykować czy pokazać te odcinki, na których dałoby się coś poprawić. Jarosław Kaczyński sam jest sobie sterem, żaglem i okrętem.

WP: Kaczyński pozbył się z partii wszystkich, którzy mieli cokolwiek do powiedzenia, którzy chcieli zmienić PiS. Dziś partia mówi jednym głosem – głosem Jarosława Kaczyńskiego. Tylko czy to jest dla niej dobre?

- Ugrupowanie, w którym nie ma żadnej dyskusji, nie ścierają się różne poglądy, stoi w miejscu. Brak wewnętrznej debaty nie jednoczy go, ale osłabia Partii wodzowskiej, w której wszyscy zdają się na genialnego wodza, trudno jest tworzyć potencjał koalicyjny czy zdobywać nowych zwolenników. Ponieważ w takiej formacji nie ma przestrzeni do rozmowy z kimś z zewnątrz, partia skupia się na umacnianiu swojego stałego elektoratu. PiS nie ma szans na samodzielne rządzenie, dlatego przydałoby się tam świeże powietrze w postaci wewnętrznej debaty. Jednak póki nie pojawi się nowy lider PiS, nic się nie zmieni.

WP: Takiej dyskusji wewnątrz PiS domagał się Zbigniew Ziobro. Czy Solidarna Polska pod jego wodzą ma szansę zaistnieć w polskiej polityce, czy skończy tak jak PJN?

- To ciekawe pytanie. Solidarna Polska powstała w nie najlepszym czasie. Do kolejnych wyborów pozostają cztery lata, to długi okres. Nowej partii będzie ciężko utrzymać się tyle czasu. Formacja Ziobry może nieco osłabić pozycję ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego , ale na pewno nie stanie się dla niego, na co liczyli ziobrzyści, równorzędną alternatywą. Stały elektorat PiS, niezależnie od tego, co by zrobił Jarosław Kaczyński, nie przeniesie swojej sympatii na Ziobrę. Jeśli wystartuje w wyborach prezydenckich, dla prawicowego elektoratu będzie kandydatem numer dwa. Jarosław Kaczyński całkowicie zagospodarował prawą stronę polskiej sceny politycznej i dopóki pozostanie aktorem pierwszego planu w PiS, SP nie ma szans stać się dla niego realnym zagrożeniem. Jarosław Kaczyński stwarza obecnie sytuację, w której skruszeni "zdrajcy" mogą powrócić jako synowie marnotrawni na łono partii, ale jest to gra polityczna, w której to nie "nawróceni" politycy są celem samym w sobie, ale ich "nawrócony" elektorat.

WP: Jedynym partnerem Jarosława Kaczyńskiego w polityce był jego zmarły brat. Nikomu innemu nie zaufa? To trudne samemu o wszystkim decydować.

- Każdy lider najbardziej uskarża się na samotność decyzyjną. Nawet jeśli ma doradców, ciężar odpowiedzialności dźwiga sam. Przywódca polityczny jeżeli chce być efektywny, ma do wyboru dwie strategie działania. Albo jest tak charyzmatyczny, że narzuca innym swoją wolę i oni idą za nim, albo słucha ludzi ze swojego otoczenia i stara się wypośrodkować politykę partii tak, by obejmowała ona jego własne cele oraz oczekiwania innych działaczy. Jarosław Kaczyński przyjął pierwszą strategie - chciał sam wskazywać kierunek. Okazało się jednak, że napotkał problemy, szwy PiS puściły, najbardziej kreatywne osoby opuściły szeregi partii. Teraz nie ma wokół niego nikogo, kto dysponowałby taką siłą i odwagą, by móc z nim dyskutować, wpływać na jego decyzje. Za wszystko, co dzieje się w PiS, odpowiedzialny jest tylko i wyłącznie Jarosław Kaczyński.

WP: Dzisiejszy PiS różni się od tego sprzed katastrofy smoleńskiej?

- Oprócz tego, że zmienił się skład personalno-strukturalny partii, innych zmian np. ideologicznych nie widzę. To cały czas jest przemieszanie haseł prawicowych i lewicowych. Zaostrzeniu uległa kultura konfliktorodna PiS. Jeszcze bardziej zmalało zaufanie do innych ugrupowań, a także części społeczeństwa. W konsekwencji PiS coraz częściej odwołuje się do podziałów – w retoryce partii utrwalił się rozłam na „my” i „oni”. Ten podział przeniósł się już nie tylko na rywali politycznych, ale też na społeczeństwo.

WP: Jarosław Kaczyński zmienił się przez te dwa lata?

- Wszyscy pamiętamy spektakularną metamorfozę prezesa PiS podczas kampanii prezydenckiej. Ale tak naprawdę Jarosław Kaczyński nie zmienił się. Okopał się jedynie na swojej pozycji politycznej i niezależnie od tego, jakie sygnały czasami wysyła do społeczeństwa, nie spodziewałabym się po nim żadnych większych zmian.

Rozmawiała Paulina Piekarska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2751)