Kaczyński - prawie jak Putin
Instrumentalne traktowanie prawa, autorytarny styl, lekceważenie woli wyborców, gra na nacjonalistycznej strunie - podobieństwa między rządzącymi Polską i Rosją są niepokojąco liczne - pisze Aleksander Kaczorowski w "Newsweeku".
29.01.2007 09:43
Rządy Jarosława Kaczyńskiego coraz bardziej przypominają styl polityki uprawianej przez prezydenta Federacji Rosyjskiej - tę diagnozę już kilka miesięcy temu sformułował na łamach centroprawicowej czeskiej gazety "Lidove Noviny" znany publicysta, a zarazem szef jej działu zagranicznego Lubosz Palata. W Czechach nikogo to specjalnie nie obchodziło, a w Polsce do niewielu osób te słowa dotarły. A nawet jeśli dotarły, to wydawały się tak absurdalne, że nikt nawet nie próbował polemizować. Jednak dziś trzeba zadać pytanie, czy Palata nie miał aby racji.
Podobny był już punkt wyjścia, z jakiego startowali obaj ci politycy., choć wówczas nikt nie zwrócił na to uwagi. Do władzy wyniosły ich społeczne nadzieje na wyplenienie patologii, z jakimi wyborcy kojarzyli rządy ich poprzedników. I Polacy, i Rosjanie mieli dość wszechobecnej korupcji i wszechwładzy oligarchów.
Jednak zaraz po wygranych wyborach zaczęły się schody: obaj liderzy skupili się na działaniach służących wyłącznie umocnieniu i zachowaniu zdobytej władzy. W zgodnej opinii ekspertów skala politycznej korupcji w Rosji jest dziś większa niż w latach 90., a walka z oligarchami sprowadziła się do zastąpienia Chodorkowskiego i Bierezowskiego Romanem Abramowiczem i potentatami z Gazpromu. O skali polskiej korupcji politycznej świadczyły sławetne taśmy Beger - tak zakończyła się sanacja polskiego państwa w wykonaniu koalicji PiS, LPR i Samoobrony.
Zdumiewa, jak ogromne znaczenie przypisują i Putin, i Kaczyński tajnym służbom. Różnica polega na tym, że Putin opiera swą władzę na ludziach wywodzących się z KGB, podczas gdy Kaczyński tropi ich, gdzie tylko się da, począwszy od WSI.
Pomagają mu w tym pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej. Stoi za tym przekonanie, że motorem dziejów nie jest wola obywateli, lecz decyzje podejmowane poza demokratyczną kontrolą maluczkich.
Obydwaj politycy w sposób instrumentalny posługują się prawem. Raz je łamią, innym razem rygorystycznie go przestrzegają, jak im wygodnie. Odwołania Gronkiewicz-Waltz domagają się ci sami politycy, którzy zaledwie kilka miesięcy wcześniej przeforsowali w Sejmie zmiany umożliwiające przesunięcie terminu wyborów samorządowych i utrzymanie posady przez komisarza rządzącego stolicą z nadania PiS. Ci sami, którzy tuż przed wyborami samorządowymi zmienili ordynację, bo wydawało im się, że to zwiększy ich szanse.
Aleksander Kaczorowski