Kaczyński i Orban odsłonili pomnik smoleński. Polityków łączą symbole, ale różnią interesy
Premier Orban wykonał miły gest wobec prezesa Kaczyńskiego. W Budapeszcie stanął pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej. Polacy gest odwzajemnili odwiedzając Orbana tuż przed wyborami. Sojusz europejskich "czarnych charakterów" wygląda dobrze, ale to pozory.
Z formalnego punktu widzenia najważniejszymi uczestnikami ceremonii odsłonięcia budapesztańskiego pomnika katastrofy smoleńskiej byli premierzy Węgier i Polski, czyli Wiktor Orban i Mateusz Morawiecki. W rzeczywistości uwaga skupiała się na Jarosławie Kaczyńskim. W sposób naturalny brat zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a równocześnie najważniejszy polityk w Polsce, znalazł się w centrum uwagi.
Padło wiele pięknych i wzniosłych słów. Można w tym miejscu powielać zgraną do bólu opowieści o bratankach i przyjaźni odwiecznej, lecz zupełnie nie o to chodzi w obecnych relacjach pomiędzy przywódcami Węgier i Polski. Obran i Kaczyński po prostu są sobie potrzebni, choć różni ich bardzo wiele.
O ile Wiktor Orban posiada demokratyczny mandat, o którego przedłużenie będzie się ubiegał 8 kwietnia, o tyle Jarosław Kociszewski po prostu rządzi de facto, co kolejny raz udowodnił chociażby anulując decyzję rządu o przyznaniu nagród ministrom i ogłaszając obniżenie uposażeń samorządowców. Premier Węgier znany jest także ze sprawności w polityce międzynarodowej, natomiast prezes PiS skupiony jest na polityce wewnętrznej, która zdominowała relacje z zagranicą.
Pomimo tego obaj tak samo są postrzegani na Zachodzie – jako przywódcy antyliberalnego zwrotu na wschodzie Unii Europejskiej. Ilustruje to chociażby najnowsza okładka opiniotwórczego magazynu "Politico Europe" przedstawiająca Orbana i Kaczyńskiego w roli "nowych komunistów".
Wrażenie solidarności i współpracy demonstrowane przed pomnikiem w Budapeszcie jest im obu potrzebne. Wizyta Kaczyńskiego i Morawieckiego przed wyborami jest gestem wobec gospodarza ubiegającego się o reelekcję. Orban kreuje się na regionalnego lidera. Przekonuje Węgrów, że ich kraj jest przedmurzem Europy chroniącym chrześcijański świat przed zalewem islamskich imigrantów i nie jest ważne, że nikt już granicy nie szturmuje. Co prawda Polacy też roszczą sobie prawo do przewodzenia w regionie i uważają się za obrońców wiary i tradycji, ale najwyraźniej konkurencja ze strony Węgrów nie psuje dobrego samopoczucia.
Z kolei dla Kaczyńskiego, Orban jest jedynym, realnym sojusznikiem zagranicznym, dzięki któremu rząd PiS możne podważać twierdzenia o izolacji Warszawy w UE. Zdystansowani Czesi i Słowacy nie są tutaj szczególnie pomocni. Częste wizyty w Budapeszcie dają poczucie komfortu, które jednak pryska w konfrontacji z realiami polityki zagranicznej.
Rosja dzieli Polaków i Węgrów
Sprawą, która w sposób zasadniczy różni Polskę i Węgry jest stosunek do Rosji. O ile z perspektywy Warszawy, Moskwa postrzegana jest jako zagrożenie, to Budapeszt widzi w niej wartościowego partnera. Przykładem różnic w podejściu jest chociażby reakcja na atak na Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii. Polska wydaliła 4 dyplomatów rosyjskich, a więc tyle samo co Francja i Niemcy. Węgrzy zdecydowali się na 1. Spośród ponad 20 krajów, które podjęły takie działania, Rosja tylko Orbanowi wybaczyła gest solidarności z Londynem i nie wydaliła ani jednego dyplomaty węgierskiego.
Szalenie niesymetryczne i potencjalnie groźne dla Polski są relacje z Brukselą. Warszawa ma żywotny interes w zabieganiu o pomoc Budapesztu, który obiecuje wetować wszelkie, niekorzystne dla Polski posunięcia w sprawie sportu o praworządność. Polska niewiele może przy tym zaoferować w zamian za pomoc. Z kolei z perspektywy Węgier pomoc dla Polski jest potencjalną kartą przetargową w relacjach z innymi stolicami Europy. Oczywiście to się może zmienić, jeżeli Polsce uda się rozbroić bombę art. 7 i zacząć skutecznie negocjować podział pieniędzy w ramach przyszłej perspektywy finansowej.
Wiktor Orban uważany jest za chłodnego pragmatyka patrzącego w przyszłość, natomiast Jarosław Kaczyński ma wizerunek ideologa zapatrzonego w przeszłość. Odsłonięcie pomnika w Budapeszcie zderza te dwie postawy. Ceremonia ma pomóc premierowi Węgier zapewnić sobie kolejne lata rządów. Z perspektywy Polski to uhonorowanie ofiar tragedii i potwierdzenie wspólnoty wartości.
Orban i Kaczyński mogą być zadowoleni z dzisiejszego dnia, bo każdy z nich osiągnął co chciał. Dobrze jednak pamiętać o wyborach przewodniczącego Rady Europejskiej zakończonych wynikiem 1:27, kiedy to Budapeszt zagłosował przeciwko Warszawie. Czasem zapominamy o oczywistości, że Wiktor Orban, premier Węgier, a nie Polski, zawsze na pierwszym miejscu stawiał będzie interes swojego kraju. Miłe gesty takie jak odsłonięcie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej należy doceniać, ale nie mogą one przesłaniać twardej rzeczywistości. Polski i Węgier nie łączy sakramentalne małżeństwo tylko czysto praktyczny sojusz, który z natury rzeczy nie jest trwały.
Jarosław Kociszewski dla Opinii WP
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl