"Kaczyńscy jak jakobini walczą z 'układem'"?
Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine
Zeitung" porównał program budowy IV Rzeczypospolitej
braci Kaczyńskich do jakobińskich koncepcji z czasów Rewolucji
Francuskiej, opierających się nie na ustawach i regułach, lecz na
trudnym do uchwycenia pojęciu "uczciwości" oraz na przeprowadzanej
odgórnie "radykalnej czystce".
W słusznej walce z "układem" Kaczyńscy lekceważyli prawo?
W słusznej walce z "układem" ujawniła się niebezpieczna cecha polityki Kaczyńskich - "lekceważenie prawa" - napisał warszawski korespondent "FAZ" Konrad Schuller w komentarzu opublikowanym na pierwszej stronie gazety.
Zdaniem Schullera krytyka systemu, który powstał w Polsce po 1989 roku, była uzasadniona. "Czas po (demokratycznym) zwrocie był co prawda epoką nowego związania się (Polski) z Zachodem, wstąpienia do NATO i do Unii Europejskiej, lecz równocześnie był okresem bezprecedensowego bogacenia się wykazującej cynizm postkomunistycznej elity, a afera goniła aferę" - czytamy.
"Układ nie był urojeniem"
"'Układ', czyli 'system' powiązań i korupcyjnych umów, stale atakowany przez braci Kaczyńskich, nie był urojeniem" - dodaje Schuller. Zaznacza, że przyczyną zwycięstwa bliźniaków w wyborach 2005 roku było to, że radykalniej niż inne siły polityczne atakowali oni "układ".
Tendencja do lekceważenia prawa ujawniła się po raz pierwszy podczas walki o ustawę lustracyjną - uważa Schuller. Jego zdaniem, w Polsce potrzebne jest ujawnienie komunistycznych siatek wywiadowczych, jednak uchwalona przez parlament ustawa nie zapewniała podejrzanym należytej ochrony prawnej, na co zwrócił uwagę Trybunał Konstytucyjny. Zamiast pogodzić się z możliwą do przewidzenia porażką, Kaczyńscy "uruchomili kampanię przeciwko sądom". "Ich ludzie przeszukiwali w panicznym pośpiechu tajne archiwa (zamknięte dla zwykłych ludzi), by przedstawić sędziów jako komunistycznych agentów. Próba spaliła na panewce, pokazała jednak wyraźnie, dokąd może prowadzić nadużywanie instytucji i lekceważenie sądów" - czytamy w "FAZ". Jak podkreśla Schuller, ten wzorzec postępowania - "wykorzystywanie urzędów i wiedzy do wykluczania politycznych przeciwników przy równoczesnym lekceważeniu władzy sądowniczej" pojawiał się od tego czasu stale w polityce rządu. Przekonanie o "prymacie wybranych trybunów ludowych nad
sądownictwem" uwidoczniło się ostatnio przy sprawie Janusza Kaczmarka, gdy warszawski sąd skrytykował zatrzymanie byłego szefa MSWiA.
Reakcja prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który powiedział, że naród wybrał nie sędziów na swoich przedstawicieli, lecz partię braci Kaczyńskich, jest jedną z przyczyn, dla których ideologię Kaczyńskich nazywa się "bolszewicką". "Realnie istniejący socjalizm domagał się za pomocą podobnych argumentów prymatu 'partii' nad sądownictwem, tyle że wtedy mowa była nie o 'społeczeństwie', lecz o 'klasie robotniczej'" - zauważa komentator.
"Od czasów Rewolucji Francuskiej wiadomo, że nawet cnota może być groźna dla wspólnoty, jeżeli zrywa z wszelkimi ograniczeniami. Polska za czasów braci Kaczyńskich miała okazję do przerobienia tej lekcji. W październiku odbędą się wybory i nadszedł czas, by zakończyć ten eksperyment" - pisze w konkluzji korespondent "Frankfurter Allgemeine Zeitung". (js)
Jacek Lepiarz