Kaczmarek: publikacja "Dziennika" narusza prywatność
Publikacja przez "Dziennik" stenogramów z podsłuchu moich rozmów z żoną z 2007 roku była naruszeniem prywatności - mówił w sądzie okręgowym w Warszawie były minister MSWiA Janusz Kaczmarek na procesie, który wraz ze swoją żoną Honoratą wytoczył firmie Axel Springer Polska - poprzedniemu wydawcy "Dziennika".
28.08.2009 | aktual.: 28.08.2009 15:41
Były minister nie zakończył jednak swoich wyjaśnień, ponieważ rozprawa została przerwana z powodu ewakuacji budynku sądu. Policjanci otrzymali anonimowy telefon o podłożeniu ładunku wybuchowego.
Kolejny termin sprawy ma zostać wyznaczony z urzędu. Zeznania będzie kontynuował Janusz Kaczmarek, złoży je również jego żona. W cywilnym procesie Honorata i Janusz Kaczmarkowie domagają się przeprosin w mediach i 200 tys. zł.
"Dziennik" w maju napisał, że "dotarł do stenogramów" rozmów Kaczmarków i opublikował je na swoich stronach internetowych zaraz po tym, jak przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków zeznawała Honorata Kaczmarek.
Według gazety, z zapisu rozmów, jakie latem 2007 r. podsłuchała ABW, wynika, że "Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów". Miała zakazać mu udzielania wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra spraw wewnętrznych. "Janusz! Kontratakuj!" - miała powiedzieć mężowi, gdy ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wygłaszał zarzuty pod adresem Kaczmarka.
- Publikacja jest połączeniem kilku rozmów, mającym wykazać negatywny obraz w sytuacji, gdy moja żona składała zeznania przed komisją śledczą, a zatem mającym obniżyć jej wiarygodność - mówił przed sądem Kaczmarek. Dodał, że opublikowane rozmowy pochodzą z różnych okresów.
Spór między stronami wywołała natomiast kwestia oryginalnej publikacji na portalu dziennik.pl. Reprezentujący wydawcę mec. Artur Wdowczyk powiedział, że przedstawiony przez powodów wydruk nie pochodzi ze stron "Dziennika" tylko z popularnej przeglądarki internetowej. - To jest kopia, to widać po adresach internetowych, zresztą nie zgadzają się daty - mówił. Poinformował też, że kwestie te szerzej poruszy w swoim piśmie procesowym.
- Po raz pierwszy zdarza się, że autor i właściciel portalu usuwa dokumenty ze strony. To jest rzecz bez precedensu - replikował pełnomocnik Kaczmarków, mec. Mieczysław Hebel. Zaznaczył, że po ostatniej rozprawie w początkach sierpnia zadzwonił do swej kancelarii i udało się zachować niektóre kopie publikacji oraz poświadczyć je notarialnie. - Teraz nawet one są niedostępne - mówił.
Z kolei Janusz Kaczmarek powiedział, że treść strony internetowej została zabezpieczona przez prokuraturę w prowadzonym przez nią postępowaniu dotyczącym ujawnienia informacji z postępowania przygotowawczego.