Kaczka trojańska
Ponad trzydzieści osób zmarło już na tajemniczą epidemię atakującą hodowców świń w chińskiej prowincji Siczuan. Objawy choroby przypominają grypę, ale władze utrzymują, że schorzenie wywołuje paciorkowiec Streptococcus suis, choć do tej pory ta bakteria rzadko atakowała ludzi (na całym świecie opisano zaledwie 150 takich przypadków).
- Choroba w Siczuan rozprzestrzenia się zbyt szybko, żeby w grę mogły wchodzić bakterie. To raczej wirus ptasiej grypy, który może wywołać od dawna oczekiwaną globalną pandemię tej choroby - powiedział w rozmowie z "Wprost" dr Henry Niman z firmy Recombinomics, analizujący zmiany genetyczne zarazków grypy.
Chiński rząd ma wielką praktykę w tuszowaniu niewygodnych informacji. Trzy lata temu urzędnicy ukrywali informacje o epidemii, którą świat poznał wkrótce jako SARS. Ptasia grypa atakuje ludzi w południowo-wschodniej Azji od początku 2004 r., ale dotychczas nie zgłoszono oficjalnie ani jednego przypadku z Chin. Gdy w maju pojawiła się pogłoska o chorobie, która uśmierciła 121 osób w prowincji Qinghai, władze natychmiast ją zdementowały. Nie chciały też potwierdzić, że to wywołujący ptasią grypę wirus H5N1 doprowadził do śmierci 6 tys. dzikich ptaków nad położonym w tej okolicy jeziorem - informację rozpowszechnili dopiero niezależni naukowcy.
Ptasia grypa świń
To odkrycie zaalarmowało wirusologów. Dzikie gęsi i mewy przyleciały nad jezioro Qinghai z Indii, gdzie choroba nie występuje. Szlaki wędrówek ptaków wiodą od Australii i Nowej Zelandii, przez różne części Azji, po Syberię, a nawet Europę. Ptaki, które przeżyły atak wirusa, mogą go roznosić przez wiele dni. Dowiodły tego badania na kaczkach domowych, które uważane są za najgroźniejszy rezerwuar zarazków ptasiej grypy.
"To prawdziwe konie trojańskie, dzięki którym wirus H5N1 może pokonywać duże odległości i przenosić się na inne zwierzęta i ludzi" - mówi dr Robert Webster z St. Jude Children`s Research Hospital. Mikroby są obecne w kaczych odchodach przez dwa tygodnie od rozpoczęcia się infekcji i choć nie szkodzą kaczkom, mogą wywoływać chorobę u kur.
Ptasia grypa przenosi się na ssaki, m.in. koty i świnie. - W ich organizmach może dojść do powstania nowych, niebezpiecznych odmian mających zdolność infekowania ludzi - mówi dr Henry Niman. Jego zdaniem, ewolucję wirusa można przewidzieć, ale potrzeba do tego jak najwięcej danych o aktualnie występujących odmianach. Tymczasem kraje azjatyckie, w których atakuje H5N1, przekazują mało informacji Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), a niektóre - jak Chiny - prawdopodobnie ukrywają rozmiary zagrożenia. Naukowcy narzekają na zbyt małą liczbę próbek wirusa z Wietnamu, niepokoi ich też brak danych z Laosu i Birmy.
Nawet jeśli w Chinach nie doszło jeszcze do wybuchu epidemii, naukowcy twierdzą, że jest to nieuniknione. Podczas pandemii grypy w 1968 r. kraj ten miał 790 mln obywateli, którzy hodowali 12,3 mln sztuk drobiu - dziś 1,2 mld Chińczyków hoduje 13 mld sztuk drobiu. Coraz częściej pojawiają się dowody na to, że wirus H5N1 może się przenosić między ludźmi.
Niedawno na ptasią grypę zmarło trzech członków rodziny w Indonezji - 38-letni ojciec i jego dwie córki. Ich bliscy twierdzą, że żadna z tych osób nie miała kontaktu z drobiem. Rodzina należała do klasy średniej, mieszkała w czystym domu na przedmieściach Dżakarty. Indonezyjskie władze utrzymują, że źródłem infekcji były znalezione na podwórku odchody kur z fermy oddalonej o 15 km.
Jan Stradowski
Pełny tekst w najnowszym 1183 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 1 sierpnia