PublicystykaKacprzak: "Rozlew krwi to tylko kwestia czasu" (OPINIA)

Kacprzak: "Rozlew krwi to tylko kwestia czasu" (OPINIA)

Jedno trzeba prezesowi PiS oddać. Nikt tak nie potrafi mobilizować jak on. Swoim zaostrzeniem kursu sprawił, że protestujących Polek zatrzymać się już nie da. Ani straszeniem, ani groźbą, a na pewno nie siłą. I jeśli do Jarosława Kaczyńskiego jeszcze to nie dotarło, to jest to ostatni moment, by ktoś z jego najbliższego otoczenia mu to wytłumaczył. W innym wypadku rozlew krwi to niestety tylko kwestia czasu. A to ostatnia rzecz, z jakiej chciałby, by historia rozliczała go jako przywódcę.

Strajk Kobiet. "To już jest bunt przeciw wszystkiemu"
Strajk Kobiet. "To już jest bunt przeciw wszystkiemu"
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak
Marek Kacprzak

28.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:26

Prezes nie rozumie albo rozumieć nie chce, że to, co dzieje się teraz na polskich ulicach miast i miasteczek, to nie kolejna wojna o polityczne wpływy. Oskarżanie opozycji o organizowanie protestów może co najwyżej wywoływać uśmiech politowania na twarzy. Tym razem to coś znacznie poważniejszego. Wolny wybór dla Polek i Polaków to coś tak oczywistego i naturalnego, że gdy miarka się przebrała, musiał się narodzić bunt. Wolności odebrać sobie Polki nie pozwolą. A już na pewno nie teraz, gdy kobiety zrozumiały, że obecna władza, jakby prowadzi przeciwko nim systemową krucjatę.

Po licznych decyzjach, jak zabranie dofinansowania in vitro, likwidacji niemal do minimum możliwości korzystania z tzw. tabletki dzień po, próbach wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej, czy ograniczania możliwości skutecznego działania organizacjom pomagającym maltretowanym kobietom, nakazywanie heroizmu przy porodach całkowicie zniekształconych płodów, które nie są w stanie samodzielnie żyć, było tylko iskrą zapalającą ogień. I ma rację Kinga Duda. To już jest bunt przeciw wszystkiemu. Bo ta jedna kwestia zdecydowała, że kobiety upominają się o pełnię swoich praw. Domagają się i będą się domagać tego, by mogły decydować, a nie, by to inni decydowali za nie. I nie ma znaczenia w jakiej sprawie.

Strajk Kobiet. Jarosław Kaczyński mógł się tego nie spodziewać

Do tego Jarosław Kaczyński nie jest przyzwyczajony w ogóle. To on decyduje i wtedy wszyscy go słuchają albo słuchać mają. A im bardziej pokazuje, że nie rozumie, o co protestującym kobietom chodzi, tym bardziej one będą mu to pokazywały i wykrzykiwały w jego kierunku co im w duszy i na sercu gra. To już nie tylko lewicowe działaczki, nie tylko feministki, nie piewczynie znienawidzonego przez prawicę gender. Tym razem ruszyły też tak zwane zwykłe kobiety, które do tej pory od polityki trzymały się z daleka. To też młode kobiety, które nie mają zamiaru dać sobie narzucić dyktatu polityków w wieku ich dziadków. Ale i też są w tym tłumie kobiety, dotychczasowe wyborczynie PiS. Wolność ma inne podziały niż dotychczasowe polityczne "my-oni".

A po wtorkowym wystąpieniu, jak było do przewidzenia, to Jarosław Kaczyński stał się twarzą atakującą kobiety. Te już nie szukają winy w Trybunale Konstytucyjnym, Kościele, czy całej Zjednoczonej Prawicy. Teraz jedynym, który według protestujących jest za to wszystko odpowiedzialny, stał się Jarosław Kaczyński.

Zmianę nastrojów i skumulowanie swojego sprzeciwu i buntu przeciwko jednej, konkretnej osobie czuć było podczas Strajku Kobiet aż nazbyt wyraźnie. Teraz prezes musi zrozumieć, że to przeciw nim, a nie opozycji, prowadzi własną krucjatę. Niestety, zamiast słuchać Polek, woli szukać winnych w opozycji, obcej agenturze, a nawet Szatanie, a nie w tym, że jego decyzje doprowadziły do tego, że obserwujemy zwyczajny wybuch ludzkiej wściekłości.

Strajk Kobiet. Na ulicach walczą o Polskę, w której chcą żyć

I w tej swojej wściekłości Polki postanowiły zawalczyć o Polskę taką, w jakiej chcą żyć. Polsce, która nie nakazuje i każe, a szanuje wybór i wolną wolę. Wystąpienie prezesa PiS w Sejmie, krzyczącego na opozycję pokazuje, że cierpliwość się kończy. Emocje sięgają zenitu. Nerwowość jest ogromna. Co może się skończyć pokusą siłowego spacyfikowania protestujących. Czy to rękoma policji, wojska, czy ONR-owców połączonych z kibolami. Wysłanie ich jednak przeciwko kobietom sprawi, że zmobilizuje to wszystkie inne kobiety, które teraz jeszcze się wahają, czy na ulice wyjść, czy czekać.

Pacyfikowanym kobietom z obroną ruszą inne kobiety. Wtedy tego co się może wydarzyć, nie powstrzyma nikt. Tym bardziej że ci, którzy poczuli się wywołani przez prezesa do tablicy, znaczy do obrony "za wszelką cenę", już podnoszą swoje gotowe do bójki pięści. Jak Robert Bąkiewicz zapowiadają, że broniąc kościołów, będą mieć różańce, własne ręce i gaz łzawiący. To nic innego, jak groźba wymierzona w kobiety przy akceptacji rządzących. A i tu frustracja narasta, bo nie po to te grupy bojówkarzy się naszykowały, żeby stać teraz przed kościołami, których nikt nie atakuje.

"Protesty nie są protestami wymierzonymi w Kościół"

Władza musi wreszcie zrozumieć, że używanie hasła "obrona Kościoła" zaostrza konflikt i wielu ludzi kościoła skutecznie od władzy dystansuje. Kolejne dni dobitnie pokażą, że powszechne protesty nie są protestami wymierzonymi w Kościół. Jeśli Jarosław Kaczyński szybko nie wymyśli jak załagodzić konflikt, to przekona się, że tych protestów przeczekać ani wyciszyć się nie da, a kobiet zastraszyć nie da się tym bardziej.

I jeśli dojdzie do samosądów, bójek, czy wręcz tragedii, prawdziwymi sprawcami będą ci, którzy do tej sytuacji doprowadzili. Ci, którzy dawno temu stracili słuch społeczny i postanowili zrealizować plan, który w efekcie nie zadowala nikogo.

Zobacz także
Komentarze (0)