Kacprzak: "Niejeden polityk na świecie przekonał się, że w starciu z koronawirusem władza nie pomaga"
Nowy rząd oblał test, zanim jeszcze zdążył zostać powołany. Prośba do prezydenta ze strony premiera o zmianę terminu zaprzysiężenia, spowodowana potwierdzeniem zakażenia koronawirusem przyszłego ministra Przemysława Czarnka, to coś więcej niż sygnał ostrzegawczy.
05.10.2020 17:09
To znak, że ci, którzy mają dbać o nasze zdrowie i bezpieczeństwo, nie potrafią zadbać o swoje. Mimo że mają w rękach wszystkie do tego niezbędne narzędzia.
Od specjalistycznej wiedzy, dyspozycyjności służb epidemiologiczno-medycznych, aż po środki zapobiegania roznoszenia się wirusa. Rzecz w tym, że narzędzia to za mało. Trzeba umieć i co ważniejsze, chcieć z nich korzystać. A z tym od dawna jest problem. Nie tylko premier, ale i ministrowie, zarówno ci obecni, jak byli i przyszli, często pokazywali, że w ich mniemaniu epidemia ich nie dotyczy.
Władza, która nakładała czasem wykluczające się i krytykowane przez lekarzy rygory, pokazywała wiele razy, że działa, choć te działania już na pierwszy rzut oka nie miały uzasadnienia w jakiejkolwiek logicznej strategii. Ci sami rządzący stosowali swoje zalecenia według własnych, zazwyczaj doraźnych i politycznych potrzeb.
Od samego początku pandemii rząd poszedł drogą wprowadzania zakazów, a nie edukowania. Łatwiej było zamknąć kraj w domach, zakazać wchodzenia do lasów, uczniów usadzić przed komputerami, nawet jeśli ci nie mieli ich w domach, niż tłumaczyć, jak wirus się rozprzestrzenia i jak wiele zależy od każdego z nas samych, by siebie i innych przed wirusem ustrzec.
Władza postawiła na zakazy, a nie edukację. To się mści
Brak edukacji sprawił, że wciąż wiele ludzi zadaje pytanie, jak to jest, że wirus w szkole zaraża, a w sklepie nie. Nie brakuje tych, którzy noszą maseczkę pod brodą i oburzają się, gdy ktokolwiek poprosi ich o założenie jej w sposób prawidłowy. Brak prawdziwej edukacji doprowadził też do tego, że coraz więcej jest tych, którzy istnieniu wirusa z dnia na dzień, zaprzeczając coraz głośniej.
Trudno ich winić, skoro od najważniejszych osób w państwie tyle raz słyszeli, że wirus jest albo pod kontrolą, albo już nie jest groźny, a w końcu, że nie każdy musi się przed wirusem chronić. Gdyby władza postawiła na edukację, a nie zakazy, z których szybko się często wycofywała, to społeczeństwo szybko by się zorientowało, że ci, który o nasze zdrowie dbać powinni, sami prowokują zarażenie, bo sami do podstawowych zaleceń się nie stosują.
Koronawirus nie dzieli na ludzi lepszych i gorszych. Na tych przy władzy i tych, którzy władzy słuchać powinni. Dla wirusa nie ma znaczenia, czy ktoś w niego wierzy, czy nie i czy się ktoś go boi, czy też z niego kpi. Wirus ma to do siebie, że jeśli nie jest traktowany poważnie, to atakuje.
Bohaterstwem nie jest ostentacyjne pokazywanie, że wirus "nas nie dotyczy". Bohaterstwem jest dziś wbrew modzie, głośne mówienie i pokazywanie, że wirus jest wokół nas i wciąż zagraża naszemu zdrowiu i życiu. Niestety, ludzie władzy ten egzamin oblali. Zachowywali się tak, jakby ich pandemia nie dotyczyła. Brak maseczek, brak dystansu, ciągłe spotkania, to tyko najważniejsze z przewinień. I nie dotyczy to tylko partii rządzącej, a większości polityków. Polacy ich widzą i wyciągają wnioski.
Pewnie mało już kto pamięta, jak posłowie na pierwszym posiedzeniu sejmowym robili sobie grupowe zdjęcia w kolorowych maseczkach kreując się na mieszankę bohaterów z instagramerami, zapominając, że w koronawirusie chodzi o poważny wirus, a nie o zabawę, jakiej pozazdrościliby gimnazjaliści. O późniejszych wiecach wyborczych w ogóle już nie ma co wspominać, bo to naprawdę cud, że nie kończyły się tragicznie. Choć może należałoby powiedzieć, że nie skończyły się tragicznie od razu. Bo efekt w postaci zobojętnienia na wirusa właśnie mamy teraz w postaci szybko rosnących statystyk, za którymi kryją się cierpienia i dramaty konkretnych ludzi i rodzin.
Nowi ministrowie, zanim zostaną ministrami, muszą teraz poddać się kwarantannie. Odłożenie w czasie nominacji będzie najmniejszą karą. Większą, której nikomu nie życzę, to konieczność hospitalizacji i zmaganie się z ciężką chorobą. Niejeden polityk na świecie się przekonał, że władza tu nie pomaga.
Przy okazji należy przypomnieć jeszcze stare powiedzenie, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Nie dziwią mnie wszystkie spekulacje, że nagłe zachorowanie Przemysława Czarnka to albo pretekst do jego wymiany, albo próba odłożenia nominacji w czasie. I choć to spekulacje pozbawione większego sensu i politycznej logiki, to Polacy już wielokrotnie byli świadkami, jak władza mijała się z prawdą w sprawie pandemii, jej skutków, przebiegu i walki z nią, że mają prawo podejrzewać, że wszystko jest możliwe.