Kac premiera
Premier Donald Tusk z okazji świąt Bożego Narodzenia życzył Polakom, by nie mieli kaca na sylwestra. Teraz jednak, po publikacji sondażu dla Wirtualnej Polski, sam powinien odczuwać potężne dolegliwości. PO osiągnęła historycznie jeden z najniższych wyników w ostatnich dwóch latach i wygląda na to, że utrwala się tendencja spadkowa.
02.01.2010 | aktual.: 02.01.2010 14:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
PiS, wprawdzie mozolnie, ale jednak odrabia straty. Dziesięcioprocentowa przewaga PO nad PiS-em nie daje już Platformie pewności zwycięstwa. Należy pamiętać, że wielu wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego nie ujawnia swoich preferencji wyborczych, a PO na ogół wychodzi lepiej w sondażach niż w rzeczywistości. Złe notowania PO potwierdzają też fatalne notowania rządu i nie wiele lepsze premiera. Zauroczenie Donaldem Tuskiem wyraźnie minęło. Ciekawe jest pytanie: ilu z tych wyborców, którzy zaufali mu w 2007 r. w ogóle zamierza iść na wybory? Należy się spodziewać, że z tej grupy wielu zostanie w domu.
Czy istnieje alternatywa dla obecnego układu na scenie politycznej? Na razie czarnego konia nie widać, ale wybory prezydenckie mogą sytuację zmienić. Względnie dobry wynik Andrzeja Olechowskiego lub Jerzego Szmajdzińskiego zostanie osiągnięty wyłącznie kosztem Donalda Tuska i poparcia dla PO. Wyborcy na razie odchodzą od lidera wyścigu, ale nie zdecydowali, czy warto poszukać innego. Gdyby taką decyzję podjęli, Donald Tusk już powinien pomyśleć o wcześniejszej emeryturze. Zostały mu dosłownie tygodnie, by zapobiec zbudowaniu konkurencji z lewej strony.
Walka z Kaczyńskim dzisiaj nie ma dla Tuska żadnego sensu. Scena polityczna jest na tyle spolaryzowana, że obydwaj żyją w nieco innych światach i gdzie indziej szukają poparcia. Oczywiście sytuacja zmieni się w drugiej turze wyborów, jeżeli obydwaj tam się znajdą. Ale o przejście do drugiej tury, mimo wyższych notowań, musi bardziej martwić się Tusk niż Kaczyński. Ten ostatni ma stabilny elektorat i może liczyć na poparcie przynajmniej co czwartego wyborcy.
Co spowodowało taki odpływ poparcia dla PO? Oczarowanie sztuczkami socjotechnicznymi nie mogło być wieczne. Po dwóch latach nawet najbardziej szczęśliwe małżeństwo zamienia się w związek z rozsądku. Uczucia stają się mniej gorące, a każdy zaczyna realnie dostrzegać wady i zalety partnera. Tak samo, jak widać, jest w polityce. Powtarzanie nieustannie sloganów o miłości i straszenie PiS-sem skutkuje coraz słabiej. Wyborcy chcą konkretów, a tych po prostu nie ma. Dochodzi jeszcze do tego ciąg afer. PO poradziła sobie z nimi doraźnie odwracając uwagę od skandali, ale niczego nie wyjaśniła. Polacy jednak chcieliby wiedzieć, dlaczego politycy partii rządzącej robią interesy na cmentarzach i jak to się stało, że przetarg na stocznie był ustawiony pod handlarza bronią. Wyczyny PO w komisji hazardowej budzą niesmak nawet najbardziej oddanych wyborców tej partii. Dochodzi do tego jeszcze potworne wrażenie, jakie sprawiają dialogi posłów. Trudno domagać się od inteligencji poparcia dla partii, której przedstawiciele
język polski zastąpili nowomową.
PiS przyjął taktykę długodystansowca. Nie wiadomo, czy tak chcieli sztabowcy tej partii, czy też wyszło im to przypadkiem, ale taktyka zaczyna się opłacać. Przy kolejnych kompromitacjach Platformy zaciera się medialny obraz stworzony w czasie rządów Jarosława Kaczyńskiego. Poza tym, żadnych zbrodni jego współpracownikom nie udowodniono. Dalsze brnięcie ekipy Tuska w tym kierunku będzie coraz mocniej odbierane jako polityczna zemsta, a tego lider PO musi się wystrzegać najbardziej. W końcu to on miał być ten "dobry".
Nie da się przecenić skutków wydarzeń wokół Krzysztofa Piesiewicza. Wprawdzie media dosyć oszczędnie je relacjonowały, ale w epoce internetu ludzie sami znajdą to, czego szukają. Chociaż trudno tu o coś obwiniać Platformę, a senator padł ofiarą własnych słabostek i jakiejś szajki przestępczej, to jednak obraz dla widza jest straszny. Można się tylko modlić, by w taki sposób nie wyglądała kampania wyborcza w 2010 r. Politycy muszą coraz wyraźniej zwracać uwagę na grupę osób niezdecydowanych. Jest ich na tyle dużo, że starczyłoby na potężną partię. Grupa ta rośnie, a to oznacza poszukiwanie przez wyborców nowej formacji. Po wyborach prezydenckich wszystko może się zdarzyć i dlatego dla Tuska lepiej w nich nie startować, niż je przegrać. Wyborcy PiS-u mniej oczekują od Lecha Kaczyńskiego. Od dawna nie jest liderem sondaży i dla jego elektoratu potwierdzeniem pozycji braci Kaczyńskich będzie przejście obecnego prezydenta do drugiej tury.
Sytuacja jest niezwykle dynamiczna i dzisiaj nie można wykluczyć żadnego wariantu. Końcówka nadchodzącego roku zapowiada się naprawdę emocjonująco.
Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny tygodnika "Gazeta Polska", specjalnie dla Wirtualnej Polski