Joanna Szczepkowska: historia pamiętnego zdania
Joanna Szczepkowska wspomina, że omal nie
zrezygnowała z udziału w nagraniu, podczas którego wypowiedziała
pamiętne zdanie o końcu komunizmu w Polsce. W historycznej chwili
pomógł jej zbieg okoliczności, intuicja i łut szczęścia -
wspomina w przygotowywanej do wydania książce pt. "4 czerwca".
W październiku 1989 roku, gdy Joanna Szczepkowska przygotowywała się do kolejnej premiery w teatrze, redaktorka "Dziennika Telewizyjnego" zadzwoniła do niej z propozycją krótkiego wywiadu na temat życia i planów na przyszłość. Aktorka wspomina, że w pierwszej chwili bez zastanowienia odmówiła rozmowy - nie chciała współpracować z "komunistycznymi wygami", którzy stanowili niemal 100% składu redakcji "Dziennika" TVP.
Jednak już po kilku godzinach zaczęła żałować swojej decyzji. Wspomina, że widok smutnych, zmęczonych twarzy na ulicach Warszawy uświadomił jej, że straciła być może jedyną okazję, żeby powiedzieć publicznie coś ważnego, zdanie, którego wszyscy wtedy potrzebowali.
- Miałam ochotę podejść do tych ludzi i zawołać: Jesteśmy po drugiej stronie muru! Możemy rysować graffiti! Ucieszcie się, chociaż przez chwilę! Niech będzie w naszej pamięci, w naszej historii jakieś święto, dzień uwolnienia dobrej, radosnej energii. Może trzeba było tam pójść, wstać nagle i krzyknąć: Ludzie! jesteśmy wolnym krajem! - wspomina aktorka.
Redaktorka "Dziennika Telewizyjnego" zadzwoniła jednak jeszcze raz i tym razem Joanna Szczepkowska zgodziła się na dwuminutowy wywiad.
Trzy dni, które dzieliły ją od nagrania, aktorka spędziła na rozmyślaniach, co właściwie powinna powiedzieć. - Czy w Polsce był komunizm? Oczywiście, że nigdy nie było. PRL była na wiecznej, nieskończonej drodze do komunizmu. Ustrój, który u nas panował, nazywano socjalizmem, choć prawdziwego socjalizmu także tutaj nigdy nie było - dywagowała Szczepkowska.
Wątpliwości wzbudzała też data. - 4 czerwca? A dlaczego nie dzień zaprzysiężenia rządu Mazowieckiego? - myślała Szczepkowska.
Ostatecznie aktorka postanowiła nie prosić nikogo o radę i zaufać własnej intuicji. W sobotę 28 października 1989 roku Joanna Szczepkowska stawiła się w telewizji i dowiedziała się, że rozmowa z nią zostanie nagrana wcześniej, nie znajdzie się na wizji "na żywo", na co wcześniej miała nadzieję.
Króciutki wywiad dotyczył teatru. Po półtorej minuty rozmowy, zapytana o plany na przyszłość, Szczepkowska powiedziała, że chciałaby zająć miejsce dziennikarki. Zamieniły się więc miejscami. Aktorka poczekała, aż operator zrobi zbliżenie na jej twarz i powiedziała, starając się panować nad emocjami i głosem: "Proszę państwa, 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm". I wtedy okazało się, że trzeba powtórzyć nagranie. Jednak ku zdziwieniu Szczepkowskiej, druga rozmowa przebiegła w taki sam sposób jak pierwsza i zakończyła się wypowiedzeniem przez nią słynnego zdania.
Aktorka wspomina, że do domu wracała piechotą. Dotarła dawno po emisji "Dziennika", zresztą podejrzewała, że wywiad poszedł bez ostatniego zdania. - Dochodzę do swojego osiedla. We wszystkich prawie oknach pali się światło. Wchodzę do mieszkania. Cała podłoga w kwiatach - wspomina aktorka. Następnego dnia od rana rozdzwonił się telefon. Wszyscy dzwonili z gratulacjami. Sąsiedzi przynosili kwiaty, dziękowali. Na bramie Uniwersytetu Warszawskiego zawisł transparent z napisem "Joanna Szczepkowska niech żyje!"
- Właściwie dlaczego oni to puścili? To chyba prostsze niż się wydaje. Bo im też było to potrzebne. Bo 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm i oni to wiedzieli tak samo dobrze jak my - dodaje Szczepkowska.
Książka "4 czerwca", która ukaże się nakładem wydawnictwa Znak, trafi do księgarń w przyszłym tygodniu.