Joanna Podsadecka pierwsza opisała ofiarę ks. Jankowskiego. "Od początku była bardzo wiarygodna"

Joanna Podsadecka jako pierwsza opisała historię molestowania Barbary Borowieckiej przez ks. Henryka Jankowskiego. Nie podała danych oprawcy. W rozmowie z WP tłumaczy dlaczego. Opowiada też o kolejnej ofierze prałata. - To może być koronny dowód - mówi.

Joanna Podsadecka pierwsza opisała ofiarę ks. Jankowskiego. "Od początku była bardzo wiarygodna"
Źródło zdjęć: © PAP | Stefan Kraszewski
Kamil Sikora

Poczuła pani ulgę, że nie musi już ukrywać tej tajemnicy?

Oczywiście. To nie była łatwa decyzja. Pisałam książkę o ks. Janie Kaczkowskim, a wątek ks. Jankowskiego pojawił się nagle. Wcześniej nie wiedziałam, że to on był oprawcą mojej bohaterki. Barbara Borowiecka zdecydowała się opowiedzieć mi historię swojej przemiany, która dokonała się dzięki ks. Kaczkowskiemu. O tym jest "Sztuka czułości".

Kiedy pojawił się wątek ks. Jankowskiego, musiałam posprawdzać wiele szczegółów. Dla mnie ta opowieść od początku była bardzo wiarygodna, wbrew temu co dzisiaj niektórzy próbują sugerować. Niestety, dyskredytowanie ofiar to stały element obrony sprawców molestowania i pedofilii.

Pracując nad książką, musiałam zrezygnować z części wątków - ta opowieść Barbary Borowieckiej była znacznie dłuższa. Gdy zastanawiałam się, czy ujawnić, kto był sprawcą, oczywiście najważniejsze było myślenie o dobru bohaterki. O wiele istotniejsze od tego, że to książka o Janie Kaczkowskim, a ujawnienie nazwiska ks. Jankowskiego zmieniłoby jej charakter.

Mówiłoby się o złym księdzu, a nie o dobrym, któremu poświęcono książkę...

Proszę zwrócić uwagę na tę opozycję. Jeden ksiądz mocno skrzywdził Basię, to zmieniło bieg jej życia, a drugi pomógł jej leczyć rany. To bardzo istotne. Tak jak to, aby więcej ofiar odważyło się mówić. Barbara bardzo długo dojrzewała do opowiedzenia tej historii, minęło 50 lat.

Moim podstawowym obowiązkiem jest chronienie bohaterów. Miałam obawy, że jeśli ujawnimy oprawcę Basi, to politycy i ludzie bliscy Kościołowi będą ją dyskredytować. Rozmowy toczyłyśmy przecież jeszcze przed wejściem na ekrany filmu "Kler" i dyskusją, jaką ten film wywołał. Nie chciałam dodawać Barbarze Borowieckiej cierpień, bo ona miała wystarczająco trudne życie.

Uznałam, że jej spokój jest ważniejszy od pomnika, o zburzenie którego toczy się walka. I bardzo dobrze, że się toczy! Dzisiaj walczymy o kształt pamięci, o to, by więcej osób odważyło się mówić, a wreszcie o zadośćuczynienie dla ofiar – takie, jakie jest możliwe. Ale sprawiedliwość już dzisiaj prałata Jankowskiego nie spotka, zupełnie inaczej by to wyglądało, gdyby żył. Dlatego moim głównym celem było chronienie Basi.

Ten upływ czasu jest dzisiaj podnoszony przez obrońców ks. Jankowskiego. Mówi o tym prof. Peter Raina, z którym wywiad opublikowaliśmy. Jak wyglądał proces dojrzewania do opowiedzenia tej historii u Barbary Borowieckiej?

Czytałam te szokujące, kuriozalne wypowiedzi Petera Rainy.

Proszę mi wierzyć, przeprowadzenie tej rozmowy było jeszcze trudniejsze niż jej czytanie.

Nie wiem, jak można mówić takie rzeczy, to jest lekceważenie ofiar. Szczególnie, że Peter Raina ma protokoły ze śledztwa z 2004 r.

Zaskoczyło mnie, że wyciągnął z nich zupełnie inne wnioski niż każdy, kto zdrowo myśli. Ale w tej rozmowie sprawdziłem, że Peter Raina jest totalnie impregnowany na jakiekolwiek zarzuty wobec ks. Jankowskiego.

Trzeba wreszcie zacząć wierzyć ofiarom, bo przez lata wierzono sprawcom - powiedziała jakaś pani w czasie demonstracji przed pomnikiem. I rzeczywiście, tak było w wielu sprawach związanych z pedofilią, nie tylko wśród księży. Ale sprawa ks. Jankowskiego to pokazuje: dzisiaj wiele osób mówi, że coś tam podejrzewało, że coś się mówiło, że wystarczyło spojrzeć na jego sypialnię. Wychodzi szereg drobiazgów, od których odwracano wzrok. Bardzo ważny jest klimat społeczny, chęć zwykłych obywateli do pomocy ofiarom. Ten klimat jest dzisiaj korzystny jak nigdy.

Jest? Obserwując tę dyskusję, która toczy się od dwóch tygodni, mam odmienne zdanie.

Głosy znieważające ofiary, które zdecydowały się mówić, zawsze będą się pojawiać, szczególnie z bliskiego otoczenia oskarżonego. Ale klimat do wyjaśniania historii jest lepszy niż dawniej - kiedyś ofiary pedofilów po prostu lekceważono. Teraz pod pomnikiem w Gdańsku ludzie, którzy przecież nie znają tych pokrzywdzonych, upominają się o prawdę i zadośćuczynienie, a nawet o pomnik dla ofiar pedofilii.

Poza tym ten temat żyje na ulicy, w ostatnich dniach obserwowałam, jak on rozpala różne środowiska. Ludzie pytają: jak to możliwe, że to przez tyle lat nie wyszło? Jak to możliwe, że osoby bywające na plebanii kościoła Świętej Brygidy domyślały się, ale nic nie mówiły? Wierzę, że teraz, widząc to wsparcie okazywane Barbarze Borowieckiej, inne ofiary także odważą się opowiedzieć swoje historie. Uświadomią sobie, że nie wstyd być krzywdzonym, tylko wstyd krzywdzić. Dajmy im odczuć, że jako społeczeństwo zrobimy wszystko, by pomóc im zrzucić ten ciężar.

Basia przekonywała mnie, że wszyscy będą chcieli zamieść ten temat pod dywan, że ofiary obchodzą niewiele osób, że prałat Jankowski był zbyt znaczącą postacią. Ona była przekonana, że nawet jak ujawni się jego nazwisko w tym kontekście, to nic nie zmieni. Jest zaskoczona reakcją ludzi na ulicach, w internecie. Tym, że stają w jej obronie.

Jak wyglądało dojrzewanie pani postaci do opowiedzenia o tej historii?

Bardzo długo nie zamierzała nikomu o tym mówić, nawet jej dwie córki nie znały wielu faktów z jej życia. Poznała ks. Jana Kaczkowskiego w Australii. Wzbudził jej zaufanie i potrafił ją przekonać, by opowiedziała mu o swoim życiu. W końcu zdecydowała się na to, zrzuciła ten ciężar - w czasie spowiedzi Jan płakał razem z nią - i to była rewolucja w jej życiu.

Są księża, którzy chcą i potrafią pomóc, mają tę wrażliwość na cudzą krzywdę. Jan umiał przekonać Basię, by nie obwiniała się o takie życie. Ona, z uwagi na złe doświadczenia z dzieciństwa, miała zaniżone poczucie własnej wartości. Jan uparcie ją wzmacniał, przekonywał, jak wartościową osobą jest.

Dla mnie zaskakujące było to, że ona nie nosi w sobie chęci zemsty. A dzisiaj pojawiają się takie zarzuty, że opowiedziała o wszystkim po 50 latach, bo chciała się zemścić. Przecież nasza książka, w której pojawia się dokładny opis działań ks. Jankowskiego, ale nie pada jego nazwisko (Basia o to nie walczyła), jest dowodem na to, że to nie jest kobieta, która dąży do zemsty. Ona chce pomóc innym ofiarom. Takim, które nie miały szczęścia trafić na księdza w typie Jana Kaczkowskiego.

Chce pomóc, mimo że ta trauma zapewne wciąż jest bardzo mocna.

W te wakacje chodziłam z nią po Gdańsku. Zagadane weszłyśmy nagle na skwer, gdzie stoi pomnik ks. Jankowskiego. Przyspieszyła, wzrok wbiła w ziemię, zaczęła się trząść. Dopiero po tym zorientowałam się, gdzie jesteśmy. Ona zareagowała, jakby to się zdarzyło wczoraj.

Ostatnio, dzięki reakcji gdańszczan, przestała obawiać się tego, jak opowiedzenie tej historii będzie odebrane. Uznała, że nie jest ważne, czy ktoś będzie jej przypisywać chęć zemsty, czy nawet, jak robi to Peter Raina, działanie celowe i spisek w celu zaszkodzenia Kościołowi. Bo ważne jest wyjaśnienie sprawy. Wywód Petera Rainy jest dość nielogiczny, bo gdyby Barbara Borowiecka chciała zaszkodzić Kościołowi, to nie eksponowałaby tak roli ks. Kaczkowskiego w procesie jej duchowej odnowy. Przecież to człowiek Kościoła - ks. Jan Kaczkowski - pomógł jej poradzić sobie z tą traumą. Ona go kocha całym sercem, nikt jej nie okazał tak wielkiego współczucia, zrozumienia.

Jak pani ocenia postawę zwierzchników ks. Jankowskiego: abpa Gocłowskiego i abpa Głódzia?

Mam zbyt mało danych, żeby dokonywać kategorycznych ocen. Myślę, że jeszcze wiele się dowiemy na temat tego, jaką wiedzą dysponował abp Gocłowski. Liczę też, że przekonany przez innych duchownych, a przede wszystkim przez domagających się tego wiernych, jednak zdecyduje się tej sprawie pomóc abp Głódź. Powołanie komisji wymaga dobrej woli wielu stron. Ta dobra wola powinna być przede wszystkim po stronie hierarchów Kościoła katolickiego. Ten temat "nie przyschnie", jak słusznie zauważył prezydent Adamowicz.

Jerzy Turowicz, legendarny założyciel "Tygodnika Powszechnego", pisał w latach 90.: "Ludzie Kościoła na ogół bardzo nie lubią przyznawać się do błędów, w oparciu – jak się zdaje – o przekonanie, że skoro Kościół jest święty, to nie może błądzić. Dlatego też władze kościelne na ogół nie reagują na jakieś niefortunne czy nawet gorszące wystąpienia osób duchownych czy katolików świeckich, które idą na »rachunek« Kościoła. (...) Przyznanie się do błędu, wyraźne stwierdzenie, że dany czyn czy słowo ludzi Kościoła są ze stanowiskiem Kościoła niezgodne, zwiększają tego Kościoła wiarygodność". To jest szalenie aktualne.

Kościół musi dojrzeć. Są w nim osoby, które chcą te bolesne sprawy wyjaśnić, ale potrzeba dużo dobrej woli, by to się udało. I dużo wsparcia dla ofiar, także ze strony społeczeństwa i mediów. Wierzę, że ta komisja powstanie, wierzę, że będzie miała dostęp do różnych dokumentów, wierzę, że ofiary zrozumieją, że to jest ten czas, by mówić.

W pani książce pojawia się też wątek dziecka ks. Jankowskiego, pani Barbara miała spotkać jego matkę w latach 80. Próbowała pani ich odszukać?

Nie mogłam w książce napisać wszystkiego, dla dobra tych osób. To, co mogę powiedzieć: Barbara Borowiecka spotkała się z tą koleżanką wielokrotnie. To kobieta, która nie chce rozmawiać z mediami. Ale wierzę, że obserwując za ich pośrednictwem, jakie wsparcie i zrozumienie płynie od nas dla Barbary, da się przekonać do opowiedzenia swojej historii. To może być koronny dowód w sprawie ks. Jankowskiego.

Każdy swój dramat znosi inaczej. Nawet nie próbuję postawić się w sytuacji kobiety, która z jednej strony chce kochać swoje dziecko, a z drugiej strony ono przypomina jej o najstraszliwszych wydarzeniach z jej życia. To kobieta, którą ten dramat bardzo zamknął w sobie.

Róbmy w tych mediach dobrą robotę. Podkreślajmy, tłumaczmy pochowanym jeszcze ofiarom, że dzisiaj klimat do ujawniania takich historii jest zupełnie inny, dużo lepszy niż dawniej. Trzeba takie osoby namawiać. I wierzę, że to się uda. Codziennie pojawiają się nowe wątki, nowe opowieści, nowi poszkodowani. Nie mam wątpliwości, że ich będzie więcej. Ważne, by ofiary się nie bały.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (631)