Jeździec żydowskiej apokalipsy. Izrael musi zmienić postawę albo czeka go izolacja
Jeśli Izrael ma zawrócić z drogi ku międzynarodowej izolacji i pomóc w budowaniu stabilności i bezpieczeństwa w regionie, musi zmienić swoją postawę. Paranoja i wrogość powinny ustąpić miejsca trzeźwej polityce - pisze w komentarzu dla Project Syndicate Szelomo Ben Ammi, były izraelski minister spraw zagranicznych oraz bezpieczeństwa wewnętrznego.
24.07.2015 | aktual.: 24.07.2015 11:49
Porozumienie nuklearne zawarte przez Iran z pięcioma stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ (Chiny, Francja, Rosja, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania) i Niemcami nie oznacza - jak chciał premier Izraela Beniamin Netanjahu - kapitulacji Teheranu. I jak każde porozumienie wynegocjowane przez spierające się strony jest niedoskonałe. Niemniej w jednoznaczny sposób uniemożliwia Iranowi produkowanie broni jądrowej w ciągu najbliższych 10-15 lat - i tym samym stanowi bardzo pozytywne rozwiązanie.
Netanjahu mógłby przypisać sobie sporą część zasług w osiągnięciu tego sukcesu. Gdyby nie wywołał globalnej histerii wokół nuklearnych ambicji Iranu, rujnujące sankcje międzynarodowe, które ostatecznie skłoniły Teheran do zawarcia układu, być może nigdy nie zostałyby wprowadzone.
Uparty Netanjahu
Izraelski premier uparcie twierdzi jednak, że ze strategicznego punktu widzenia porozumienie jest fiaskiem; powołuje się na pewne niejasności w kwestiach takich jak mechanizmy kontroli, liczba wirówek, jakie Iranowi wolno będzie utrzymać, oraz warunki przywrócenia sankcji w przypadku, gdyby strona irańska złamała układ. Trzymając się takiego kursu, nie tylko traci okazję ogłoszenia wielkiego dyplomatycznego zwycięstwa, ale pogłębia też izolację Izraela na scenie międzynarodowej.
Netanjahu ze wszystkich sił stara się w tej chwili przekonać amerykański Kongres do uchwalenia "rezolucji wyrażającej dezaprobatę". W roku wyborczym jest to jednak niezwykle mało prawdopodobne, zwłaszcza że w tym celu 13 demokratycznych senatorów i 48 reprezentantów musiałoby opowiedzieć się przeciw prezydentowi USA Barackowi Obamie. Osiąga tylko tyle, że w polityce USA Izrael staje się coraz silniej dzielącą kwestią partyjną. To niebezpieczna gra: Stany Zjednoczone wyłamały się w przeszłości ze społeczności międzynarodowej, by wesprzeć Izrael. Dziś specjalnie się do tego nie kwapią.
Gdyby nawet Netanjahu zdołał załatwić sobie taką rezolucję Kongresu, nie posłużyłoby to jego interesom. Rezolucja dotyczyłaby tylko sankcji amerykańskich i nie unieważniłaby porozumienia, a zniesienie sankcji przez wszystkie pozostałe państwa stanowiłoby dla Iranu wystarczającą motywację, by ze swej strony dotrzymać warunków umowy. Co gorsza, w coraz bardziej podzielonym systemie międzynarodowym Iran mógłby podjąć decyzję o przyspieszeniu prac nad bombą jądrową, tym razem już z poparciem krajów takich jak Chiny i Rosja.
Obsesja na punkcie Iranu
Mimo oczywistych problemów, jakie stwarza stanowisko Netanjahu, zlekceważenie go byłoby błędem. Wbrew powszechnemu przekonaniu, izraelski premier nie jest jedynie cynicznym politykiem, który szuka sposobu odwrócenia uwagi od narastających problemów wewnętrznych i konfliktu z Palestyną. Jego obsesja na punkcie Iranu - nie wspominając o z pozoru irracjonalnych rachubach popychających go do samobójczej pod względem politycznym konfrontacji z USA, najważniejszym dobroczyńcą jego kraju - wyrasta z głęboko zakorzenionych przekonań, myśli politycznej i własnego spojrzenia na historię Żydów.
Netanjahu jest ideologiem żydowskiej katastrofy. Jego poglądy na dzieje Żydów odzwierciedlają przekonania ojca, historyka Bensyjona Netanjahu, który wyjechał do Ameryki w latach 40. XX wieku, by oskarżyć aliantów, że nie uratowali europejskich Żydów przed Holokaustem, i budować poparcie dla syjonizmu. W przemówieniu wygłoszonym w marcu tego roku w Kongresie USA Netanjahu rzeczywiście przypomniał jego działalność.
Ale izraelski premier nie tylko wspomina przeszłość; idzie o krok dalej. Syjonizm miał umożliwić Żydom zerwanie z historią. Netanjahu jednak obarczył istnienie państwa izraelskiego wszystkimi dawnymi lękami, niepokojami i zmaganiami Żydów. Nieważne, że Izrael posiada - jak podają zagraniczne źródła - arsenał nuklearny, że ma zdrową gospodarkę i silne sojusze z najpotężniejszymi krajami świata. Dla Netanjahu jest to w zasadzie dawne żydowskie getto, które usiłuje stawiać czoło nieustającym zagrożeniom.
W takim hobbesowskim systemie przekonań zagrożenia mogą rodzić się praktycznie w każdej sytuacji - politycznej, strategicznej lub innej - i urastać do rangi egzystencjalnych wyzwań dla całego narodu żydowskiego. Jedynym sposobem uniknięcia katastrofy jest zachowanie stałej czujności.
Zgodnie z tą logiką, zagrożeń i wyzwań nie traktuje się jako zadań do rozwiązania; mają one przypominać narodowi żydowskiemu, że musi czuwać. Za polityczne szaleństwo uznałby Netanjahu pogląd, że porozumienie nuklearne daje szanse na 10- czy 15-letni okres, w którym twórcza postawa godna męża stanu może przebudować politykę regionalną. System pokoju i bezpieczeństwa oparty na zgodzie z krajami arabskimi i obejmujący nierozprzestrzenianie broni nuklearnej to jego zdaniem pomysł naiwnych marzycieli, a nie przywódcy świadomego nauk płynących z żydowskiej historii.
Trzeźwa polityka
Z takiego punktu widzenia nie ma różnicy między Iranem i Palestyną. Konflikt palestyński też jest nie do rozwiązania; w najlepszym wypadku można nim jedynie zarządzać. Dla żydowskiego narodu Izraela jest to problem emocjonujący, bo z racji kontroli Hamasu nad Gazą poczucie zagrożenia ze strony Palestyny jest coraz silniejsze.
Jeśli Izrael ma zawrócić z drogi ku międzynarodowej izolacji i pomóc w budowaniu stabilności i bezpieczeństwa w regionie, musi zmienić swoją postawę. Paranoja i wrogość powinny ustąpić miejsca trzeźwej polityce - izraelscy przywódcy muszą przedyskutować kwestie ewentualnej strategicznej rekompensaty z USA, współpracować z innymi państwami w sprawie wspierania przez Iran Hamasu i Hezbollahu i rozważyć rzeczywiste wznowienie negocjacji pokojowych z palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem.
Izraelska Partia Pracy, która teraz debatuje, czy wejść do rządu Netanjahu, powinna dobrze się zastanowić, czy jest w stanie takie zmiany wprowadzić. Jeśli nie i jeśli nie wyłoni się żadna inna siła, która tego dokona, może się okazać, że katastroficzne przepowiednie Netanjahu same się spełnią.
Szelomo Ben Ammi - były minister spraw zagranicznych i minister bezpieczeństwa wewnętrznego Izraela. Pełni funkcję wiceprezesa fundacji Toledo International Center for Peace. Jest autorem książki "Scars of War, Wounds of Peace: The Israeli-Arab Tragedy" ("Blizny wojny, rany pokoju: Tragedia izraelsko-arabska").
Śródtytuły pochodzą od redakcji.