"Jestem Polką i mam prawa wyborcze, kropka!"
Polacy na emigracji zmobilizowali się i w tym roku tłumnie ruszyli do urn wyborczych. Z danych Państwowej Komisji Wyborczej w głosowaniu wzięło udział 85.40% emigrantów. W sumie wśród Polaków mieszkających na obczyźnie wygrał Bronisław Komorowski (48% głosów), za nim znalazł się Jarosław Kaczyński (37% głosów). Na trzecim miejscu był Grzegorz Napieralski z 7% poparciem.
Katastrofa smoleńska zmobilizowała Polonię do głosowania - czytaj więcej.
Jeszcze przed wyborami rozgorzała dyskusja - także na łamach Wirtualnej Polski - czy Polacy mieszkający od wielu lat za granicą powinni głosować w wyborach krajowych i przez to mieć w pływ na to, kto rządzi krajem, w którym nie mieszkają od dłuższego czasu.
- Prawa wyborcze nie zależą od miejsca zamieszkiwania. Nie działa tu żadna zasada domicylu (miejsce zamieszkania), a jedynym kryterium jest przynależność do wspólnoty politycznej, czyli posiadanie obywatelstwa - powiedział Wirtualnej Polsce dr Tomasz Słomka, ustrojoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy Polonia powinna mieć prawo do głosowania? – przeczytaj więcej.
Zdaniem dr Słomki nie można osobom posiadającym obywatelstwo odbierać prawa do korzystania ze swoich konstytucyjnych praw, czyli prawa do wybierania. - Osoby, które nie czują się związane z krajem nie muszą głosować - dodaje dr Słomka.
Tego samego zdania są też emigranci, którzy mieszkając poza Polska kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat. Nadal czuja się częścią wspólnoty i narodu i uważają, że mają prawo współdecydować o losach Ojczyzny.
- Mimo, że jestem długo na emigracji ciągle czuję się Polakiem i sprawy w kraju są dla mnie ważne - stwierdził pan Marek, który w Stanach Zjednoczonych przebywa od 18 lat, w rozmowie z polonijnym portalem faktychicago.com.
Polacy głosowali na całym świecie - zobacz zdjęcia.
Jednak wielu Polaków na emigracji, którzy wciąż czuja się związani z Ojczyzna, uważa, że nie powinni głosować i mieć wpływ na to, co się dzieje w kraju, że nie ma do tego moralnego prawa.
- Jestem Polką i mam prawa wyborcze, kropka - uważa Izabella z Berna (Szwajcaria), dodając, że nie podoba jej się hasło "odebrać prawa wyborcze Polonii". Przyznaje jednak, że w poprzednich latach nie brała udziału w wyborach. - W tym roku byłam głosować po raz pierwszy odkąd jestem na emigracji - czyli od 10 lat. Do tej pory tu nie głosowałam - nie z lenistwa czy olewactwa, tylko z jakiegoś wewnętrznego przekonania, że nie mam moralnego prawa głosować i wybierać prezydenta czy parlament, komu innemu. Nie ma mnie w Polsce, nie wiem, jak się tam żyje, nie uczestniczę w tych wszystkich kampaniach i przepychankach, nie dociera to do mnie jakoś bezpośrednio i jeśli źle wybiorę, to nie mi się wody do uszu przez to naleje i dlatego przez 10 lat z przekonania nie głosowałam. Teraz poszłam, bo uznałam, że kraj stoi nad przepaścią i tylko moje zaparcie się własnych zasad moralnych może go uratować. Tak wiec schowałam swoje przekonania do kieszeni i poszłam do wyborów. Nie głosowałam za, tylko przeciwko - wyjaśnia
Izabella. - Nie głosowałam w pierwszej turze i nie mam zamiaru głosować w drugiej czy piętnastej. Emigranci absolutnie nie powinni decydować o tym, kto ma rządzić w "starym kraju" - uważa Kasia z Santa Cruz. - Jeżeli ktoś decyduje się na emigrację, wybiera inny kraj żeby tam mieszkać na stałe, nie powinien mieć żadnego wpływu na to, co dzieje się w Polsce! Jedyny wyjątek to Polak, który tymczasowo przebywa poza krajem, w takim przypadku, powinien mieć prawo do glosowanie, ponieważ wraca do Polski i sytuacja polityczna będzie miała bezpośredni wpływ na jego życie - dodaje Kasia.
- Nie głosowałam, bo nie czuję takiej potrzeby - powiedziała Wirtualnej Polsce Kasia z Warszawy/Bostonu, dodając, że na dodatek ma strasznie daleko do najbliższego punktu wyborczego. Mimo to Kasia uważa za żenującą dyskusję na temat tego czy Polonia ma czy nie prawo do uczestnictwa w wyborach. Jej zdaniem ma, bo ma obywatelstwo, wiec nie ma różnicy między nią a przeciętnym Polakiem. - Wtopiłam się w moje amerykańskie życie, ale jestem Polką i nikt mi tego nie ma prawa odbierać - uważa. - Amerykanie są dumni ze swojego kraju i zaszczepiają ten patriotyzm w dzieciach od małego. Szacunek i miłość do kraju. Ja to cenie w nich bardzo. I nie wyobrażam sobie żeby tutaj kiedykolwiek była debata na temat tego czy Amerykanin żyjący na przykład w Europie ma prawo do glosowania. Bo obywatel to skarb narodu, to jego integralna część. W Polsce nie ceni się ludzi, nie ceni się obywateli. To boli - uważa Kasia.
- Skoro są głosy, że Polonia nie powinna głosować, bo nie ma pojęcia o kraju to może pozbawmy też praw do głosowania analfabetów, ludzi z zapadłych wsi i ludzi starych, bo są za starzy i za głupi, nie znają się, nie ogarniają współczesnej rzeczywistości... Idąc tym tropem może pozbawmy praw do głosowania też kobiety - kobiety do garów a nie o polityce decydować. A może w ogóle lepiej zostawić politykę politykom, bo wszyscy inni się nie znają i niech tylko oni między sobą głosują - dodaje Kasia z Warszawy/Bostonu.
- Nie byłam na głosowaniu, mam obywatelstwo amerykańskie. Nie sadze by emigranci powinni mieć prawo decydowania, bo co ich to w ogóle obchodzi czy dotyczy? Jeśli wyjechali na zawsze to nie dotyczy ich absolutnie wcale - uważa Joanna z Arizony.
- W pierwszej turze nie głosowałam chyba z czystego lenistwa, bo nie chciało mi się z dziećmi do Malmö jechać. Ale w drugiej turze chce głosować, będę w tym czasie w Polsce. Tym razem lenistwo mnie nie powstrzyma - zarzeka się Aldona z Kävlinge w Szwecji, dodając jednak, że generalnie jest przeciwko prawu emigrantów do głosowania i decydowania o losach kraju, który opuścili. - Wiem, że wziąwszy pod uwagę to, iż sama chce głosować to trochę zakłamany pogląd, ale głównie mam na myśli tzw. starą Polonię, mieszkającą poza krajem po kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Pojęcia nie mają zielonego jak wygląda sytuacja w Polsce. W zasadzie też nie powinnam głosować ale może ten mój jeden głos pomoże wygrać właściwej osobie - dodaje.
Druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się 4 lipca. Także w drugiej turze mogą głosować obywatele Polski, mieszkający za granicą.