"Jestem jak Robin Hood". W tym zawodzie kobiet przybywa
Do Gabrieli przyszła jego żona. Poprosiła, by wstrzymano eksmisję, bo właśnie się pogodzili i już jej nie bije. Dwa tygodnie później została skatowana. Zmarła w szpitalu. - O takich przypadkach nie da się zapomnieć - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską komornik sądowy Gabriela Morawiec.
Starsze małżeństwo. Sąd zasądził eksmisję mężczyzny, który znęcał się nad swoją żoną. - W takiej sytuacji człowieka, który stosuje przemoc, nie eksmituje się już do żadnego lokalu socjalnego, tylko do schroniska. Musieliśmy chwilę poczekać na zgodę konkretnej placówki. Dzień przed wyznaczonym terminem przyszła do mnie jego żona. Chciała wstrzymać cały proces, bo właśnie pogodziła się z mężem i chce dać mu jeszcze jedną szansę. Dwa tygodnie później została dotkliwie pobita. Zmarła - mówi Gabriela.
Gabriela opowiada, że takie sytuacje zawsze pozostają w pamięci i zawsze później pojawiają się w głowie pytania: co jeszcze mogłam zrobić, by pomóc tej kobiecie? Może powinna ją namawiać na niezmienianie decyzji? Ale pracy stara się nie przynosić do domu. Ma czwórkę małych dzieci, które skutecznie trzymają ją w tym postanowieniu. Jako komornik pracuje 7 lat.
- Mogę śmiało powiedzieć, że praca jest moją pasją. To zawód, który zainteresował mnie już na studiach. Mimo że już samo słowo "komornik" bardzo źle kojarzy się ludziom. Ale ja, w przeciwieństwie do innych, zawsze myślałam o tej pracy trochę z drugiej strony - z perspektywy wierzyciela, a nie dłużnika - opowiada. - W naszym społeczeństwie jest przyzwolenie na robienie długów i niespłacanie ich. Dlatego moim dzieciom tłumaczę, że komornik jest trochę jak Robin Hood - zabiera nieuczciwym i oddaje poszkodowanym - dodaje.
Dawka adrenaliny
To nie jest praca od 8.00 do 16.00. Godziny są nienormowane, bo nigdy nie wiadomo, ile czasu zajmie dana procedura czy czynność. Pracuje się też w weekendy. - Na szczęście większość domowych obowiązków przejął mój mąż - śmieje się Gabriela i opowiada, że dzięki temu może jechać na zajęcie pogłębiarki.
- To takie duże urządzenie, które znajduje się na środku jeziorka i pozyskuje żwir. Żeby ją przejąć, musiałam w jakiś sposób się do niej dostać. Dłużnik zaproponował, byśmy podpłynęli łódką. Nie trwało to długo, bo okazało się, że nasz środek transportu jest dziurawy. Łódka zaczęła nabierać wody. Musieliśmy uciekać na połączone ze sobą beczki, które unosiły się na wodzie i tworzyły coś w rodzaju pomostu. Scena jak z filmy, ale na moje nieszczęście byłam w szpilkach, a na dodatek, na sam koniec akta wpadły mi do bajora - wspomina.
Decydując się na ten zawód, wiedziała, że mogą spotykać ją takie sytuacje. I to ją pociągało - praca w terenie i kontakt z ludźmi. - Każdy dzień pracy dostarcza mi dawkę adrenaliny. A ona z kolei sprawia, że mój zawód nie jest nudny i daje mi kopa do działania. Każda nowa sprawa przynosi coś niezapowiedzianego. Gdy jadę na czynności, nigdy nie wiem, co się wydarzy - mówi nasza rozmówczyni. Podobnie jak wtedy, gdy w pokoju przesłuchań dłużnik dostał ataku.
Bezsilność
Mężczyzna nie płacił czynszu za mieszkanie. Gabriela do rozmów z dłużnikami ma osobny, wydzielony pokój. Poprosiła, by zaczekał w nim na asesora. - Gdy doszło do spotkania dłużnik dostał ataku. Był cały sztywny, zaczął się trząść. Na początku myśleliśmy, że to padaczka, później podejrzewaliśmy zawał - opowiada. Całe biuro było postawione na nogi. Pogotowie na miejsce jechało ponad godzinę.
- Po pewnym czasie nie mogliśmy wyczuć u niego pulsu. Pobiegliśmy do pobliskiej przychodni, cały czas czekaliśmy na pogotowie, które zabrało go później do szpitala. Po dwóch godzinach dostałam telefon z dyspozytorni karetek z informacją, że obciążą mnie kosztami, bo wezwanie było niecelowe. Okazało się, że nasz dłużnik udawał - wspomina.
Z danych Krajowej Rady Komorniczej wynika, że obecnie co czwarta osoba, która wykonuje ten zawód jest kobietą. Łącznie w Polsce mamy 1561 komorników z czego 25 proc. to kobiety. Co może odstraszać od tego zawodu? - To przede wszystkim fizycznie i psychicznie ciężka praca. Dlatego biorę pod uwagę to, że przyjdzie moment zmęczenia i wypalenia. Najbardziej jednak przeraża mnie moja bezsilność. Na przykład wtedy, gdy widzę, że nie mogę komuś pomóc, bo dłużnik ewidentnie nas oszukuje. A ja nie mam narzędzi prawnych, by coś zrobić. Czasami to walka z wiatrakami. Trzeba znaleźć w tym swoje miejsce i siłę - mówi Gabriela. Opowiada też o niebezpiecznych aspektach tego zawodu.
"Jest nam trochę łatwiej"
Nie raz zdarzało się, że ktoś w złości "wystartował" do Gabrieli. Najbardziej wspomina dłużnika, po którym nigdy nie spodziewałaby się takiej agresji. - Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży i pojechałam na czynności do pilota samolotowego. Miałam zająć drobne ruchomości. Nic nie dało mu się wytłumaczyć. Chciał mnie zaatakować. Gdyby nie obecność mojego pracownika, mogłoby skończyć się różnie. Dlatego nigdy na czynności nie jeżdżę sama - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
W ciągu ostatnich dwóch lat liczba kobiet w zawodzie komornika wzrosła o 92 osoby. W 2015 r. w Polsce było 312 komorniczek, a obecnie jest ich 404. W tym roku aplikację rozpoczęły kolejne 132 osoby. Kancelarie komornicze, których w naszym kraju jest aktualnie 1589 zatrudniają ponad 10 tys. pracowników. W 2016 r. liczba spraw skierowanych do komorników wyniosła 4,5 mln, a komornicy odzyskali na rzecz wierzycieli 8 mln 414 tys. zł.
- Jak człowiek słyszy "komornik", to wiadomo, jak reaguje. Dłużnik zazwyczaj myśli, że to my jesteśmy tym złem. A my wykonujemy tylko to, co nakazał sąd. Nasze działanie jest konsekwencją ich zaniedbań - mówi nam Gabriela.
Opowiada, że kobietom jest w tym zawodzie trochę łatwiej. - Na czynnościach często bardzo skutecznie udaje nam się rozładować złe emocje, które mogą doprowadzić do nieprzyjemnych, albo czasem niebezpiecznych sytuacji - dodaje. Swoją pracę traktuje jak misję. Ale liczy się z tym, że przyjdzie czas, kiedy powie "dość". - Ale to tego momentu jeszcze daleko. Wciąż mam energie i zapał, żeby walczyć o czyjeś dobro. I niech tak zostanie jak najdłużej - mówi.