"Jest jak w Polsce za komuny - puste półki". Wenezuelka opowiada o państwie na skraju wojny
Następne kilkadziesiąt godzin zdecyduje o przyszłości 30-milionowej Wenezueli. Dwóch polityków uważa się za prezydentów - jeden ma wsparcie USA i UE, drugi wojska. W ulicznych starciach giną ludzie. - Telewizja zamiast zamieszek pokazuje kreskówki - mówi nam Vanessa, Wenezuelka.
W latach 50. Wenezuela była 4. na świecie pod względem PKB na mieszkańca. To oznacza, że żyło się tam jak w raju. Dzisiaj ten południowoamerykański kraj to piekło na Ziemi. Niemal 30-milionowy naród właśnie doszedł do granicy wytrzymałości. 23 stycznia przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Juan Guaido złożył przysięgę prezydencką i ogłosił, że Nicolas Maduro zostaje zdjęty z urzędu.
Wsparły go administracja Donalda Trumpa, Kanada i Unia Europejska. Maduro ma za sobą armię. - Sytuację można opisać jako pełną napięcia ciszę - mówi Wirtualnej Polsce Vanessa, która cztery lata temu emigrowała z Wenezueli po tym, jak przestępcy porwali jej ojca. - Trudno dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w kraju, bo telewizje tego nie pokazują - wyświetlają kreskówki. Jedyną opcją są media społecznościowe - dodaje. To tam pojawiają się informacje o zatrzymanych (ponad 360 osób) i zabitych (26 ofiar).
Od bogaczy do biedaków
Wenezuela ma jedne z największych złóż ropy naftowej na świecie. Mimo tego występują regularne braki paliwa i prądu, półki w sklepach są puste, a w szpitalach brakuje podstawowych leków. W kraju szaleje inflacja. - Zanim wyjechałam, żyło się normalnie. Były problemy polityczne, a także poczucie braku bezpieczeństwa, ale nie z żywnością i podstawowymi produktami. Czasami trzeba było odstać w kolejce, by kupić pieluchy czy mleko dla dzieci, ale nie było pustych półek, jak teraz - mówi Vanessa.
- Codziennie rozmawiam z moją rodziną, która żyje na południu kraju, ok. 500 km od stolicy Caracas. Czasami mają pieniądze, ale nie ma czego za nie kupić i przez kilka dni jedzą tylko soczewicę. Ceny potrafią wzrosnąć o 100 proc. w ciągu kilku godzin. Sytuacja przypomina Polskę w czasach PRL - są tylko puste półki - dodaje. - Jeszcze kilka miesięcy temu dość łatwo można było kupić jedzenie na czarnym rynku, choć cena jest 5-krotnie wyższa, ale teraz nawet z tym jest problem. Ludzie żyją dzięki pieniądzom z zagranicy, a także żywności rozdawanej przez rząd w kartonowych pudłach, ale trudno na tym polegać. Biedni żebrzą na ulicy i jedzą ze śmietników - relacjonuje Wenezuelka.
Jak to się stało?
Problemem jest też niefunkcjonujący transport publiczny, bo z powodu braku opon i części zamiennych autobusy są unieruchomione. - Ludzie codziennie muszą chodzić do pracy pieszo, nawet po dwie godziny - opowiada Vanessa. - Nie ma lekarstw, ani w publicznych, ani w prywatnych szpitalach. Samemu trzeba zdobyć to, co przepisze lekarz. Prywatne szpitale zamykają się o północy, bo boją się napadów rabunkowych - dodaje nasza rozmówczyni.
Do takiej sytuacji doprowadziły rządy populistów Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro. Chavez wygrał wybory w 1998 roku i od lutego 1999 r. rządził krajem, sukcesywnie umacniając swoją władzę. Pomagała mu w tym osobista popularność, a także szeroko zakrojone rozdawnictwo petrodolarów. W 2011 roku publicznie poinformowano o tym, że choruje na raka.
Upadek następcy
Chavez zmarł w 2013 r., a władzę objął wiceprezydent Nicolas Maduro. Polityk obdarzony dużo mniejszą charyzmą. Brak społecznego poparcia nadrabiał postępującym naginaniem prawa i rosnącym prześladowaniem opozycji. Mimo tego w wyborach parlamentarnych rządzący przegrali, a Maduro powołał do życia konkurencyjny parlament, składający się wyłącznie z jego ludzi. Świat zachodni go nie uznaje. Podobnie jak wyników wyborów prezydenckich w maju 2018 r., wygranych przez Maduro dzięki fałszerstwom.
Konstytucja Wenezueli daje przewodniczącemu parlamentu prawo ogłoszenia się prezydentem, gdy zagrożony jest porządek prawny państwa. Na tej podstawie władzę przejął Juan Guaido, 36-letni przewodniczący parlamentu, jeden z liderów opozycji. Wsparł go cały zachodni świat, Stany Zjednoczone obiecały wsparcie i pomoc humanitarną. Ale Maduro ma wsparcie dowódców wojskowych.
"Despacito" w prezydenta
- To prawda, że Maduro ma poparcie wojska, ale stracił całkowicie poparcie społeczeństwa - ocenia Vanessa. - Ale wszyscy mają nadzieję, że wojsko w końcu znajdzie w sobie odwagę i poprze to, czego ludzie chcą. Tak naprawdę wszyscy czekamy na to, co się wydarzy i trudno sobie wyobrazić możliwe scenariusze. Nasz naród nie ma bojowych tradycji. Wierzę, że konflikt zbrojny z USA skończyłby się, zanim się zacznie. Poza tym uważam, że Maduro nie ma wystarczającego wsparcia w kraju, by się obronić. Choć możliwe, że dostanie wsparcie od sojuszników takich jak Rosja, Chiny czy Kuba. To trudne do odcyfrowania, wszystko może się zdarzyć - mówi Wenezuelka.
Do walki z Maduro wykorzystano nawet letni hit Luisa Fonsiego "Despacito". Obalony prezydent wykorzystał go w ostatniej kampanii, czym wywołał kontrowersje. Teraz nowe słowa do muzyki napisało dwóch DJ-ów radiowych, znanych jako "The Pichy Boys". Jak łatwo się domyślić, ostro traktują satrapę.
Bo rzeczywiście, poza losem milionów obywateli, sytuacja w Wenezueli ma też wpływ na cały region. Reżim w Caracas wspiera Kubę (a Kuba Wenezuelę, Chavez leczył się w Hawanie Wenezuela jest też elementem w geopolitycznej układanki i wojny wpływów między USA, Rosją i Chinami. W tle jest ropa naftowa, a także złoto i inne surowce. Caracas wspiera też partyzantów w Kolumbii, gdzie w 2016 r., po ponad 40 latach zakończono wojnę domową. Stąd na sytuację w Wenezueli z zapartym tchem patrzy cały świat. A w globalnej gospodarce efekt tego starcia o władzę może mieć wpływ także na Polskę. Na razie ma taki, że MSZ zaleca szczególną ostrożność i unikanie zgromadzeń publicznych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl