PolskaJeśli ustąpimy, rząd nas zniszczy

Jeśli ustąpimy, rząd nas zniszczy

Nawet odczuwanie głodu nie jest tak uciążliwe jak obrazy jedzenia podsuwane przez wyobraźnię – mówią lekarze głodujący w Bytomiu

11.07.2007 10:39

To była spontaniczna decyzja. Podczas zebrania ktoś zaproponował, aby wzorem lekarzy z innych szpitali rozpocząć głodówkę. Ustalono z dyrekcją, że lekarze zajmą aulę i wyznaczono termin – 2 lipca. – Decyzję o głodówce podjąłem szybko. Nie wiedziałem, ile osób przyjdzie, byłem zdecydowany nawet na samotny protest. Wziąłem śpiwór, poduszkę, kilka zmian bielizny, dwie książki i laptopa – mówi psychiatra Marcin Kozak. – Jedna z książek jest z dziedziny psychiatrii, druga o Słowianach.

W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu (popularnie zwanym szpitalem górniczym) na głodówkę zdecydowało się 24 lekarzy. Na podłodze auli rozłożyli szpitalne materace, niektórzy przynieśli dmuchane z domu. Mają własną pościel, gazety, książki i telewizor. I litry soków, wody mineralnej, kawy i herbaty.

Organizm powoli się zatruwa

– Dla lekarza, który wie, co się dzieje z organizmem, gdy nie dostarcza mu się odpowiedniej ilości białka, tłuszczu i węglowodanów, decyzja o pustoszeniu własnego wnętrza jest bardzo trudna. Na co dzień nie myślę, kiedy i co będę jeść. Pracujemy tak długo, że nawet nie ma czasu na posiłek. Ale kiedyś w końcu napełniam żołądek. Teraz mam już dość soków, czuję się słaba, mam zawroty i bóle głowy. Ciała ketonowe i aceton, rozpadając się, wytwarzają szkodliwe toksyny. Organizm ulega powolnemu zatruwaniu, zaczyna zużywać własne elementy, może dojść do niewydolności nerek, braku logicznego myślenia. Ale jesteśmy zdeterminowani, nie walczymy tylko o kasę, ale o zmianę systemu finansowania służby zdrowia – mówi Aneta, lekarka z oddziału chorób wewnętrznych i pulmonologii. Do głodówki przystąpiła tuż po ostrym dyżurze weekendowym. W domu czeka na nią sześcioletnia córeczka Agnieszka. Przychodzi ją odwiedzać z mężem w szpitalu, płacze i nie rozumie, co tak naprawdę mama robi. Bo jak wytłumaczyć własnemu dziecku, że
straciło się poczucie godności, że praca polegająca na pomocy ludziom jest deprecjonowana, a lekarze nazywani są przestępcami dlatego, że chcą skutecznie leczyć i domagają się podstawowych rzeczy? Jak wytłumaczyć, że inni ludzie, rządzący państwem, doprowadzają do sytuacji, gdy człowiek czuje się już tak bezsilny, że jest w stanie poświęcać własne zdrowie, aby zauważono poważny problem społeczny?

Rząd manipuluje informacjami

– Społeczeństwo jest oszukiwane przez rząd i media. Pokazuje się ludzi, którzy okazują nienawiść lekarzom. Nie spotkałem się z takimi reakcjami wśród moich pacjentów. Raczej podchodzili do naszego protestu życzliwie. Ludzie nie są głupi, rozumieją, jak trudna jest sytuacja służby zdrowia – mówi Marcin Kozak. – Emitowane w mediach rozmowy z pacjentami, którzy rzekomo nie otrzymali pomocy, to manipulacja. Od ponad siedmiu tygodni rząd nas okłamuje i lekceważy. Nie sądziliśmy, że to będzie tak długi spór. Oddział psychiatryczny bytomskiego szpitala jest jedynym na ok. 300 tys. potencjalnych pacjentów. Prócz bytomian przyjmuje jeszcze mieszkańców Piekar Śląskich, Radzionkowa i czasami innych miast. Sale są cztero-, ośmioosobowe, co w przypadku ludzi z zaburzeniami psychicznymi jest złym rozwiązaniem. Wąskim gardłem jest tzw. poczekalnia. Oddział dysponuje tylko 10 miejscami na sali obserwacyjnej, gdzie można położyć nowo przyjętych pacjentów. Kontrakt z NFZ przewiduje opłatę za osobodzień w wysokości 100 zł,
podczas gdy minimalne utrzymanie pacjenta na oddziale psychiatrycznym kosztuje 120 zł. Często są to osoby starsze, schorowane, wymagające leków na przykład na cukrzycę. To już nie jest refundowane, bo według katalogu nie można tych chorób sumować. Często brakuje leków albo są najtańsze, które mają dużo skutków ubocznych. Tylko dzięki lekom darowanym przez firmy farmaceutyczne jakoś udaje się funkcjonować.

Kredyt na studia będzie spłacał przez 20 lat

Marcin Kozak jest w trakcie specjalizacji, która trwa pięć lat. Zostały mu trzy. Jak tylko ją ukończy, najprawdopodobniej wyjedzie za granicę. Zarabia 1880 zł brutto plus około tysiąca złotych za dyżury. Dodatkowo pracuje w poradni zdrowia psychicznego. Jest tak zajęty, że dopiero teraz zdał sobie sprawę, ile czasu pochłania mu praca. Z kolegami z oddziału tak naprawdę dopiero w czasie głodówki się poznaje i zaprzyjaźnia, mają czas porozmawiać o różnych sprawach. Do tej pory w biegu mijali się na korytarzach.

Denerwują go wypowiedzi przedstawicieli rządu, jak to lekarz zawsze sobie poradzi, jakie ma przywileje. Podczas studiów wziął kredyt – 15 tys. zł. Otrzymywał go przez trzy lata, a teraz musi spłacać przez 20. Rata wynosi mniej więcej 20% tego, co zarabia na szpitalnym etacie.

W głodówce bierze udział aż sześciu lekarzy z oddziału psychiatrycznego. Do strajku nie przystąpił tylko ordynator, który zabezpiecza pacjentów. Jednak kolejni lekarze z innych oddziałów przychodzą, wspierają i zapowiadają przystąpienie do głodówki w najbliższych dniach.

Nie potrafię tego wyjaśnić dzieciom

Marzena (lekarka nie chce podać nazwiska, aby nie wzbudzać sensacji wśród rodziny) w domu pod opieką swoich rodziców zostawiła dwóch synów, dziesięcio- i siedmioletniego.

– Bardzo za nimi tęsknię, a oni za mną, zupełnie nie rozumieją, co się tu dzieje. To jeszcze bardziej przygnębia. Przecież każdy z nas ma prawo do godnego życia. Wiele lat się uczyłam swojego zawodu, to moja pasja. Pracuję po kilkaset godzin miesięcznie, nie mam czasu dla dzieci ani nie mam pieniędzy, aby im zapewnić wszystko, co bym chciała. Muszę stale liczyć na pomoc rodziców. Do tego nie mamy tu czym leczyć. Brakuje słów, aby to wszystko wyrazić.

– Mam żal do ministra Religi, że w mediach podaje fałszywe informacje. Ciągle wypomina nam jakieś 30% podwyżki, których realnie albo nie otrzymaliśmy, albo w zależności od pensji po przeliczeniu wynosi to nieco ponad 100 zł netto. Inaczej brzmi 30%, a inaczej 100 zł, prawda? – mówi jeden z lekarzy. Dzień toczy się leniwie. Większość z głodujących leży, czyta, rozmawia. Niektórzy chcieli odrobić zaległości w literaturze fachowej, ale emocje są zbyt głębokie, nie pozwalają się skupić. W kącie auli jest palarnia. Większość lekarzy pali, ale przy otwartym oknie. Obywa się bez konfliktów, wszyscy odnoszą się do siebie z życzliwością, bo rozumieją, co każdy z nich przeżywa. Z auli wychodzą tylko do toalety. Największe emocje wzbudzają wiadomości. I rozczarowanie, gdy słyszą o kolejnym fiasku rozmów. Religa chce się podać do dymisji? To w sumie najprościej, podsumowują. Będzie miał problem z głowy, a przecież jest naszym reprezentantem i doskonale zna problemy służby zdrowia. Zarzuca nam, że odmawiamy leczenia. To
nieprawda. Według ustawy lekarz nie może odmówić leczenia tylko w sytuacji zagrożenia życia, jeśli go nie ma, może odmówić leczenia i wskazać inną placówkę. Dlaczego więc nazywa się nas przestępcami łamiącymi prawo, chociaż właśnie prawo tak stanowi? Dlaczego straszy się zamykaniem szpitali? To niegodziwe.

– Nie mam dzieci ani żony, bo mnie na to nie stać, nie mógłbym zapewnić im żadnego standardu. Poza tym muszę jeszcze co najmniej trzy lata się szkolić, aby otrzymać specjalizację. Wkurza mnie to wszystko. Pracuję blisko 400 godzin miesięcznie. Uwielbiam swoją pracę, fascynuje mnie. Każdy pacjent jest inny i wymaga ode mnie innego rodzaju pomocy. Brakuje mi teraz kontaktu z nimi, ale z drugiej strony nie chcę wracać do tego niewolniczego trybu życia. Przecież mam prawo do lektury, odpoczynku, spotkań ze znajomymi. I nie mam na to czasu, co teraz ze zdumieniem odkrywam – tak bardzo pochłonęła mnie praca, że nie widzę już nic innego. Wykształcenie dobrego specjalisty wymaga czasu i pieniędzy, a rząd dopuszcza do tego, że taki fachowiec wyjeżdża i leczy obywateli innych państw. Wszędzie, nawet na Ukrainie, lekarze są docenianą i szanowaną grupą społeczną. Tylko nie w Polsce. Może więc jesteśmy niepotrzebni? Najlepiej więc wszyscy wyjedźmy i po sprawie – dodaje Marcin Kozak.

Upokorzenie i desperacja

– Głodówka jest najbardziej upokarzającą formą protestu, na jaką lekarze mogli się zdecydować. Po prostu doszliśmy do takiego momentu, w którym brakuje już wizji, co dalej robić – uważa neurochirurg Anna Dobkiewicz, szefowa akcji strajkowej w bytomskim szpitalu. – Sama nie mogę przystąpić do tej formy, bo wcześniej czy później byłabym na L-4, a wtedy nie mogłabym brać udziału w negocjacjach. Scenariusz będzie podobny jak w innych szpitalach, gdzie wcześniej podjęto głodówkę. Samopoczucie lekarzy będzie się pogarszać. Wyczerpanie organizmu głodem w połączeniu z długotrwałym stresem spowoduje, że czuwający nad nimi interniści w końcu nie wyrażą zgody na dalszą głodówkę i skierują ich do szpitala. Kto ile wytrzyma, to indywidualna sprawa, ale spodziewam się, że w najbliższych dwóch dniach pojawią się pierwsze zaburzenia wymagające interwencji lekarskiej. Są jednak kolejni lekarze podejmujący akcję protestacyjną, więc ta forma strajku będzie kontynuowana. Obserwując stosunek rządu do nas, lekarzy, przewidujemy,
że do końca września, do momentu, kiedy zaczną się pojawiać pierwsze skutki wypowiedzeń, nic nie zrobi. Przez wiele lat jako grupa zawodowa zgadzaliśmy się na takie traktowanie. Wmawiano nam, że odejście od łóżka pacjenta jest nieetyczne, a to nieprawda. Nieetyczne jest niereagowanie na to, co się dzieje, zgadzanie się na niewolniczą pracę bez odpowiedniego zabezpieczenia sprzętowego i finansowego. Przykład ze stacji dializ: to procedura ratująca życie, którą szpital musi wykonać, ale nie otrzymuje za to refundacji z NFZ. A dlaczego? Nie wiadomo. NFZ przyznaje limit, który jest wykorzystany na początku roku, a potem płaci za dializy w sposób zupełnie przypadkowy. I trzeba długo czekać. Podobnie jest z OIOM-em. Już w tej chwili wykorzystaliśmy 80% kontraktu, a co dalej? Jest dopiero połowa roku. W ten sposób NFZ z góry skazuje nas na straty, a przecież szpital wielospecjalistyczny, taki jak nasz, leczący trudnych pacjentów, nie ma na czym zarabiać. – Decyzję o głodówce podjąłbym jeszcze raz, chociaż nie
zdawałem sobie sprawy, jakie to będzie trudne. Mimo wysiłku woli wyobraźnia podsuwa mi wyłącznie obrazy tego, co zjem... Kiedyś zjem – podsumowuje Marcin Kozak.

Beata Znamirowska-Soczawa

Źródło artykułu:WP Wiadomości
protestszpitalelekarze
Zobacz także
Komentarze (0)