WAŻNE
TERAZ

Wpłynęło ponad 100 protestów wyborczych do Bodnara. Jest wniosek

Znrodnia w Gaikach. Co wiadomo? © fot. Agencja wyborcza.pl | Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

"Jeśli ona tam była, to czemu nie pukała? Nie wołała?". O zbrodni w Gaikach wiemy coraz więcej

Dorota Kuźnik
899

- Policjant tylko krzyknął do mnie, że już go nie zobaczę. Że 12 lat to najmniej, ile dostanie - mówi Wirtualnej Polsce Zofia, matka 35-letniego Mateusza. Jej syn jest podejrzewany o to, że latami więził kobietę w przydomowym budynku gospodarczym.

- Uwierz mi pani, ja jeszcze dzisiaj nic nie jadłam. Nic nie chce mi przez gardło przejść. Kawy dwie wypiłam. To wszystko - mówi 70-letnia Zofia, matka Mateusza J.

Jest wyraźnie roztrzęsiona. Nie chce rozmawiać z dziennikarzami, którzy kilka razy dziennie przychodzą dopytywać o sprawę, którą od piątku żyje cała Polska. Ale nas wpuszcza. Pozwala nawet usiąść na ganku.

Ganek otacza zadbana posesja ze skoszoną trawą. Pod rosnącą na środku wierzbą jest poidełko i karmnik. Gospodarczy budynek stoi jakieś 8-10 metrów od domu, na wprost ganku. Kobieta nazywa go "stodołą". Drewniane drzwi zaklejone są policyjną taśmą.

- Była pani w środku?

- Pani, ja tam nie byłam już lata! Nie miałam po co. A jak przyjechała policja, to nie pozwolili mi tam już później wejść - mówi kobieta.

- Przez okno też pani nie zaglądała?

- Nie da się. Tam jest okno, co je widać od strony ulicy, ale ono jest zamurowane od środka. Mateusz je zamurował, jak tam jeszcze do niego przychodzili te chłopaki - mówi. Nie jest w stanie odpowiedzieć, po co jej syn to zrobił.

- Ta policja nawet trawę mi tu odrywała, bo grobu szukali - pokazuje.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Sprawozdanie PiS odrzucone. "Polityczna ustawka"

Pytam, czy nie interesowała się tym, że syn przesiadywał w stodole. Mówi, że nie. Nie widziała, żeby w ogóle tam bywał. - Może w nocy, albo jak byłam w sklepie? Ale jego za dnia tam nie było - tłumaczy. - Ja jej nigdy nie widziałam. Córka mówiła, że jest zdjęcie w internecie, ale ja od lat tu nikogo nie widziałam - mówi poruszona.

Później doda, że nie pozwalała synowi przyprowadzać do domu kobiet. - Powiedziałam mu: jedną kiedyś na stałe to tak, ale bur***u z domu nie pozwolę robić.

Jak ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska, także przetrzymywana przez Mateusza J. kobieta miała zeznać, że nigdy nie widziała jego rodziców.

- Nigdy nie było takiej sytuacji, żebym ja cokolwiek pomyślała, że tam ktoś może być. Mąż 2,5 miesiąca był w szpitalu w Zielonej Górze i syn do niego jeździł. Jeśli ona tam była i wiedziała, że on wyjeżdża sam autem, to czemu nie krzyknęła? Czemu nie zapukała? - pyta kobieta.

Ofiara bez sił

Podobne pytania zadaje dziś cała Polska. Tak samo zadawały je osoby, do których docierały inne, podobne historie z całego świata. - Mam świadomość, że takie sytuacje są straszne, ale one się zdarzają - mówi Wirtualnej Polsce psychiatra dr Wojciech Czernaś, ordynator wrocławskiego Oddziału Psychiatrycznego Dziennego dla osób doświadczonych traumą.

Na pytanie, dlaczego kobieta nie powiedziała o swoich cierpieniach wcześniej, ekspert tłumaczy, że oprawcy mają skłonności do wykorzystywania słabości ofiar. - Czasami ta patologiczna więź się pojawia przez strach. Nawet gdy pojawiają się sytuacje, które mogłyby uratować ofiary, to te nie decydują się na to, dlatego że się boją - wyjaśnia.

- Inną kwestią jest to, że ofiarami często są osoby, które mają pewne specyficzne komponenty w charakterze i osobowości. Te sprawiają, że są na przykład podatne na wpływy, w tym oprawców. Można tu też wymienić osoby nieporadne życiowo i je także potrafią wykorzystywać oprawcy. Chociażby manipulując nimi - tłumaczy ekspert.

Choć przykład z Głogowa jest skrajny, niestety sytuacje oparte o ten sam mechanizm są częste, nawet w naszym najbliższym otoczeniu. Dotyczą chociażby przemocy domowej. Ta przecież dotyka mnóstwa osób, głównie kobiet, a świadkami takich zachowań także jest wielu z nas.

dr Wojciech Czernaś
ordynator wrocławskiego Oddziału Psychiatrycznego Dziennego dla osób doświadczonych traumą.

Jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, zeznania kobiety mają wskazywać, że 30-latka miała być uzależniona od swojego oprawcy. Z kolei jak mówił w "Fakcie" Łukasz Kaźmierczak, dziennikarz, który jako pierwszy ujawnił dramat, do którego miało dochodzić w Gaikach, ofiara miała mówić o "zakochaniu".

Co kierowało Mateuszem J. z Gaików? Czy był chory psychicznie?

Opis tego, czego miała doświadczyć przetrzymywana Małgorzata, jest przerażający. Prokuratura Okręgowa w Legnicy podaje, że śledztwo jest prowadzone w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. 30-latka - jak ocenili śledczy - miała być pozbawiona wolności, co połączone było "ze szczególnym udręczeniem".

- To przetrzymywanie w pomieszczeniu gospodarczym z ograniczonym dostępem do wody, środków higienicznych, bez dostępu do światła słonecznego, a także bicie pięścią oraz wężem, deską i lampką po całym ciele, kopanie, przyduszanie, popychanie, wykręcanie rąk, izolowanie, kontrolowanie, poniżanie, ograniczanie dostępu do jedzenia, grożenie pozbawieniem życia, wyzywanie słowami wulgarnymi, a także wielokrotne doprowadzanie przemocą lub groźbą do obcowania płciowego - wymieniła Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy, w rozmowie z portalem myglogow.pl.

Ta lista zarzucanych czynów wstrząsnęła lokalną społecznością. Bo choć Mateusza J. sąsiedzi nazywali "dziwakiem", to nie był kojarzony z niczym konkretnym. Miał opinię wycofanego. Gdy był młodszy, widywali go, jak jeździł na rowerze. Czasem nocą kręcił się po okolicy z latarką. Matka mówi o nim, że był po prostu nieśmiały.

- Choć bez opinii biegłych psychiatrów trudno odpowiedzieć na pytanie, czy był poczytalny, przykłady podobnych zbrodni wskazują, że sprawcy w takich sytuacjach zwykle wiedzą, co robią. Nagła zmiana wywołana czynnikiem chorobowym raczej zostałaby zauważona przez rodzinę i najbliższe otoczenie - tłumaczy nam dr Czernaś. Jednocześnie zaznacza, że sprawcy tego typu przestępstw często nie przejawiają chorób psychicznych.

- Taki długotrwały proces wymaga pewnych określonych czynności, jak ukrywanie się, zabezpieczenie... Występuje wówczas wiele zachowań, które muszą mieć sens z punktu widzenia oprawcy - tłumaczy.

To zaprzecza chorobom psychicznym, bo te - na przykład schizofrenia - powodują dezorganizację. Mówiąc wprost, wywołują zachowania, które dla obserwatora z boku mogą się wydawać trochę bez sensu. Owszem, osoby z takimi zaburzeniami mogą się dopuszczać zbrodni, pobić i innych przestępstw, ale zaburzenia te nie pozwalają na prowadzenie działań na dłuższą metę, w tym przypadku trwających latami. Można sobie wyobrazić mnóstwo sytuacji, które mogły się wydarzyć przez ten czas, a do których trzeba było się zaadoptować.

dr Wojciech Czernaś
psychiatra, ordynator wrocławskiego Oddziału Psychiatrycznego Dziennego dla osób doświadczonych traumą

Zofia i jej mąż mówią, że na razie zostali przesłuchani jedynie przez policję. Rzeczniczka głogowskiej komendy Natalia Szymańska podaje, że przesłuchano ich w charakterze świadków.

Czy zostaną przesłuchani przez prokuraturę? - Nikt mi nic nie powiedział - odpowiada kobieta, a samą wizją wydaje się być przerażona. Tego, czy za kilka dni status jej i jej męża formalnie może się zmienić ze świadków na podejrzanych, małżeństwu też nikt nie powiedział.

- Policjant tylko krzyknął do mnie, że już go nie zobaczę. Że 12 lat, to najmniej, ile dostanie - wspomina moment, gdy zabierali jej syna. - Już nie mam siły. Nie chce mi się żyć - mówi.

System, który nie działa

30-letnia ofiara Mateusza J. przebywa w szpitalu w Głogowie, gdzie wyszło na jaw, co miało ją spotykać przez ostatnie lata. Ale to już kolejna wizyta kobiety w placówce medycznej. Jak wynika z wcześniejszych ustaleń, Małgorzata miała w szpitalu między innymi urodzić dziecko, które przekazała do adopcji. Wówczas nikt się nie zorientował, że od wielu miesięcy ktoś się nad nią znęca.

Zdaniem terapeutki pracującej z pacjentami z traumą Cecylii Bieganowskiej, to kolejny już przykład wadliwego systemu, z którym stykamy się w Polsce.

- Warto się zastanowić, jak to możliwe, że pomimo kilkukrotnych wizyt poszkodowanej przemocą w szpitalu i ewidentnych śladów znęcania się, na żadnym etapie system nie zadziałał. Musimy jako specjaliści zadać sobie w końcu na poważnie pytanie, co nie działa? Czy jest za mało szkoleń w zakresie reagowania, czy procedury dla pracowników różnych instytucji zdrowia i wsparcia społecznego są niejasne? To trzeba ustalić i naprawić - zaznacza ekspertka.

- Mam świadomość, że obciążenie pracą jest ogromne, że sytuacje wielokrotnie są niejasne, ale nie może brakować uważności w instytucjach, które mogą zaważyć o czyimś życiu - tłumaczy Bieganowska.

Matka Mateusza J.: Nie chce mi się żyć

Słowa "nie chce mi się żyć" matka Mateusza J. wypowiada kilkukrotnie. Na sugestie, że może potrzebuje pomocy psychologa, odpowiada kategorycznie: - Ja nie chce żadnego psychologa!

Na informację, że rodzina potrzebuje pomocy prawnej, mówi, że nawet nie wie, jak to się załatwia. - Ja nie wiem, gdzie tego szukać, ja się na tym nie znam! Kto mi to ma powiedzieć? - pyta.

Z pytaniem, czy faktycznie rodzina została w tej kwestii zostawiona sama, dzwonimy do biura rzecznika prasowego głogowskiej policji. Na kartce wypisujemy informacje, które w rozmowie telefonicznej przekazuje WP rzeczniczka prasowa głogowskiej policji. Dyktuje spokojnie numery do Starostwa Powiatowego, w którym dyżurują prawnicy, a także do prokuratury, gdzie kobieta będzie w stanie się dowiedzieć, czy w ogóle może się porozmawiać z synem.

- Jak tu była policja, to pytałam się, czy mu nie będzie zimno. On miał tylko krótkie spodenki i koszulkę, ale mówili, że nie, bo tam jest ciepło. I tylko że już go nie zobaczę.

Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie

Były policjant skazany. Doprowadził do wypadku, wożąc nastolatki
Były policjant skazany. Doprowadził do wypadku, wożąc nastolatki
Wpłynęło ponad 100 protestów wyborczych do Bodnara. Jest wniosek
Wpłynęło ponad 100 protestów wyborczych do Bodnara. Jest wniosek
Miedwiediew przyklaskuje Trumpowi. "Brawo!" - napisał
Miedwiediew przyklaskuje Trumpowi. "Brawo!" - napisał
Magnesy nie zwiększają zużycia prądu. Co naprawdę pożera energię w Twojej lodówce?
Magnesy nie zwiększają zużycia prądu. Co naprawdę pożera energię w Twojej lodówce?
Śmierć Krystyny Palmowskiej. Słowacka policja podała nowe informacje
Śmierć Krystyny Palmowskiej. Słowacka policja podała nowe informacje
Łukasz Żak na ławie oskarżonych. Przyznał się do części zarzutów
Łukasz Żak na ławie oskarżonych. Przyznał się do części zarzutów
Taśmy Giertycha, zakłócenia GPS na Bałtyku, ewakuacja z Bliskiego Wschodu. Co wydarzyło się we wtorek?
Taśmy Giertycha, zakłócenia GPS na Bałtyku, ewakuacja z Bliskiego Wschodu. Co wydarzyło się we wtorek?
Śmiertelny wypadek motocyklisty. Sąd podtrzymuje decyzję prokuratury
Śmiertelny wypadek motocyklisty. Sąd podtrzymuje decyzję prokuratury
Polak uratowany w Albanii. Żyje dzięki operatorkom 112 z Olsztyna
Polak uratowany w Albanii. Żyje dzięki operatorkom 112 z Olsztyna
Ukraina w UE? Zaskakujące słowa słowackiego premiera
Ukraina w UE? Zaskakujące słowa słowackiego premiera
Niepokój w prognozie. Będzie padać, ale na suszę to nie pomoże
Niepokój w prognozie. Będzie padać, ale na suszę to nie pomoże
Glifosat pod lupą. Gdzie jest zakazany, a gdzie stosowany mimo ryzyka?
Glifosat pod lupą. Gdzie jest zakazany, a gdzie stosowany mimo ryzyka?