Jerzy Szmajdziński: nie ma żadnego skrywanego celu

Monika Olejnik rozmawia z Jerzym Szmajdzińskim -ministrem obrony narodowej

20.02.2003 | aktual.: 20.02.2003 11:28

Obraz
© (Archiwum)
Obraz
© (RadioZet)

Autor skrywanego celu - nie celu militarnego, tylko celu raczej medialnego. Wczoraj Jan Maria Rokita ujawnił stenogram z posiedzenia rządu. Mówił pan na posiedzeniu rządu tak: „Umacniamy media publiczne, chociaż rozumiem, że nie jest to do przekazu publicznego, bo odkrylibyśmy to, co było skrywanym celem rządu”. Co było skrywanym celem rządu? Umacnianie mediów publicznych - w tej mojej wypowiedzi nie ma żadnej przestrzeni na spekulację i nie ma żadnej przestrzeni na domniemania. Dobra wiadomość polega na tym, że rząd jest demokratyczny, w którym każdy ma prawo swobodnego formułowania myśli. Moje myśli są formułowane w ostatnich miesiącach w stylu prostym, wojskowym. A dlaczego miałby być to skrywany cel? Rząd uznał, co zauważyłem w uzasadnieniu do tej ustawy, że celem tej ustawy jest uporządkowanie rynku mediów - cel pierwszy. Cel drugi to dostosowanie do wymogów prawa europejskiego, natomiast nie powiedział rząd w tym uzasadnieniu, że celem jest również umacnianie mediów publicznych... Kosztem mediów
prywatnych. To umocnienie w moim przekonaniu jest konieczne, tak jak w innych demokratycznych krajach, gdzie rynek mediów publicznych jest między trzydzieści a czterdzieści pięć procent, gdzie tylko telewizja publiczna wypełnia misję, bo żadna telewizja prywatna nie wystawia spektaklu Szekspira, nie realizuje misji edukacyjnej. Ale ma misję w zapisach i my płacimy abonament, więc... Nie. Ustalmy jedno: po prostu w kraju wolnym nawet minister może mieć swoje poglądy. Ale, Panie Ministrze, dlaczego skrywane cele? Skrywane dlatego, że dzisiaj właśnie przed chwilą byliśmy świadkami takiej małej konfrontacji między nami, mówienie że ktoś jest za umocnieniem mediów publicznych jest po prostu od razu atakowane. I rząd w związku z tym, jak sądziłem, według mojej prywatnej oceny, publicznie wyrażonej na posiedzeniu rządu... Aczkolwiek skrywanej. ...rząd uznał, że lepiej tego nie mówić - rząd się do tego nie będzie przyznawał, nie będzie o tym opowiadał, nie będzie tego głosił, że jednym z celów ustawy jest umacnianie
mediów publicznych. A ja uważałem i uważam to za rzecz oczywistą, potrzebną, i tyle. Bo z mediami prywatnymi jest zawsze tak, że bardziej atakują rząd SLD niż media publiczne, tak? Przecież byłem atakowany przez telewizję i media publiczne wtedy, kiedy Wiesław Walendziak był na ich czele. Dzisiaj telewizji publicznej na pewno parę rzeczy jest potrzebnych, które są - w moim przekonaniu -potrzebne również społeczeństwu. Uregulowanie kwestii abonamentu, możliwość tworzenia kanałów tematycznych, środowisko kultury na Kongresie Kultury powiedziało: potrzebujemy kanału tematycznego dotyczącego kultury. Dobrze, ale dlaczego pan był przeciwko autopoprawce rządu z 23 lipca? Uznałem, że po prostu uleganie... Chociaż zaangażowałem się jak każdy członek rządu w obronę tego przedłożenia, w kraju i za granicą i nawet w Waszyngtonie miałem spotkanie z grupą, która miała inne zdanie w tej sprawie. Przekonywałem, przekonywałem do tego rządowego projektu. Dobrze, ale „po prostu uleganie”... Nie dokończył pan swojej myśli,
ponieważ uleganie mediom prywatnym świadczy o...? Zaczął pan mówić, ponieważ uleganie... Nie, nie zacząłem. I skończę na tym, że uznałem, iż uleganie tym, którzy zaatakowali rząd w takim zakresie, jaki obejmowała i obejmuje autopoprawka, jest zbyt duże. To mój pogląd, moja opinia. A dlaczego zbyt duże? Czyli nie chciał pan, żeby Agora mogła kupować Polsat? Trafnie pani to ocenia. Ale dlaczego? Ale możemy przejść już do innych rzeczy. Tak, ale za chwilę. Uważam, że nadmierna koncentracja w jednym ręku dziesiątków stacji radiowych, ogólnopolskiego dziennika z mutacjami wojewódzkimi i jeszcze telewizja to zbyt dużo. Taki jest mój pogląd. Czyli to jest pana porażka, skoro będzie mogło do tego dojść. Nie, ja teraz będę bronił, ja bronię autopoprawki rządu, tak jak broniłem poprawki rządu. Demokracja na tym polega, że ja i jeden z moich kolegów wyraziliśmy rozczarowanie na posiedzeniu rządu, że autopoprawka ma miejsce. Czyli prawdziwe są słowa, że pani Jakubowska miała zlecenie na walkę z Agorą, a potem już nie
miała tego zlecenia? Żaden z członków rządu nie ma zlecenia na nic. I Aleksandra Jakubowska nie miała zlecenia na cokolwiek. Aleksandra Jakubowska miała zadanie prezentować stanowisko rządu, najpierw bronić projektu rządowego, a później przekonywać, że autopoprawka jest słusznym kompromisem i dzisiaj jestem za autopoprawką rządu, bo właśnie na tym polega demokracja, że jest czas dyskusji. Ten czas dyskusji był przez kilkanaście minut na posiedzeniu rządu, rząd przyjął autopoprawkę i uważam, że ten kompromis jest właściwy. I Robert Kwiatkowski mówi: jestem niewinny. Wierzy pan Robertowi Kwiatkowskiemu? Wierzę. Wierzy pan? Tak. To skąd się wziął cały pomysł, jak pan myśli? Muszę pani powiedzieć zupełnie szczerze, że to, co robię od piętnastu miesięcy tak mnie pochłania bez reszty i zajmuje mi cały czas, i jeszcze więcej, że tym wszystkim, co się dzieje poza obszarem obronności, bezpieczeństwa w niewielkim stopniu się interesuję. Ani na przyjęcia nie chodzę, ani na... A od kiedy pan wie o sprawie? Z lektury
„Gazety”. Może brzmi to niewiarygodnie, ale z tekstu w „Gazecie Wyborczej”. Przedtem pan w ogóle nie wiedział o sprawie? Nie. To już drugi minister, minister Janik też nie wiedział. Mówiąc szczerze, minister Janik, ponieważ zajmuje się sprawami wewnętrznymi, a ja zewnętrznymi, to on być może powinien był wiedzieć. Pan nie powinien wiedzieć o takich sprawach. Ale jak pan uważa, czy dla dobra sprawy powinno to się jak najszybciej zakończyć? Absolutnie tak. Dlatego że przesłuchania, których jestem świadkiem... Ja pracowałem w kilku komisjach, w których najważniejsze było ustalanie faktów. Kiedy natomiast pyta się kolejnych świadków o ich opinie, odczucia, zadaje pytania, a może pani pospekuluje, może pani jednak coś o kimś powie, coś doda albo coś takiego - to spada tempo tej całej sprawy. To wszystko wygląda na silnie poszlakowe dochodzenie do prawdy. Ale nie chcę moich kolegów posłów aż tak oceniać. Uważam, że dla dobra tej komisji, dla dobra tej sprawy, jak najszybciej Lew Rywin, jak najszybciej Leszek
Miller, który wyraża swoją gotowość, powinni stanąć przed tą komisją. I myślę, że nie stać nas wszystkich na ciągnięcie tej sprawy do dnia referendum unijnego albo jeszcze dalej. A czy pana kolega klubowy, Bogdan Lewandowski, popełnił błąd, składając wniosek o zawieszenie Roberta Kwiatkowskiego? Myślę, że było to działanie pośpieszne i spowodowane emocją związaną z pracą w tym zespole. Samodzielne? Uważam, że samodzielne, nie znajduję tutaj współautora dla tego wniosku. Ale też nie mam do Bogdana Lewandowskiego pretensji, bo uważam, że dobrze działa w tej komisji. A prezes Kwiatkowski nie powinien być zawieszony? Myślę, że prezes Kwiatkowski wcześniej bardzo dobrym wywiadem „Rzeczpospolitej” i chociażby tym wczorajszym dniem - ze względów rzeczywistych musiałem do późnej nocy, na prywatnej stacji Polsat wysłuchać relacji z tego wczorajszego dnia – wypada, według mnie, przekonywująco. „Washington Times” napisał: „Jacques Chirac pokazał nam się jako wulgarny i prostacki bandzior”. Uważam, i to powiedziałem na
konferencji prasowej, która kończyła bardzo udany Trójkąt Weimarski, spotkanie z panią minister obrony Francji, sekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony Niemiec, to było bardzo udane, potrzebne spotkanie, w którym pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi do wejścia do europejskich struktur bezpieczeństwa i obronności, pokazaliśmy nasze zaangażowanie, liczymy na to, że po 12 kwietnia, po podpisaniu protokołów akcesyjnych, Polska będzie mogła być obserwatorem w wielu panelach, które rozwijają ideę europejskiej polityki bezpieczeństwa i obronności... Tak, ale wracając do wypowiedzi prezydenta Chiraca... I na tej konferencji, która pokazała pewną różnicę poglądów między tym, co mówi Jacques Chirac a Polska, jasno powiedziałem: dość retoryki po obu stronach Atlantyku, wzajemnego obrzucania się, bo sprawa jest zbyt poważna, żeby zamieniać ją na inwektywy. Nie szkodzić, to po pierwsze, działać na rzecz solidarnego stosunku w odniesieniu do problemu irackiego, to jest najważniejsze zadanie. Ale każe nam się siedzieć cicho,
bo nie jesteśmy w rodzinie. I to jest niedopuszczalne. Takie słowa nie powinny padać. Chciałbym, żeby to była chwila słabości, a nie rada, przestroga czy ostrzeżenie, czy groźba, bo to jest niedopuszczalne i nie powinno mieć miejsca w wypowiedziach mężów stanu, którzy z jednej strony mówią, że tak odbiera na przykład Francja zachowanie Polski po podpisaniu listu solidarnościowego ośmiu szefów państw i w związku z tym prezydent Chirac niczego innego nie powiedział, tylko to, co myśli opinia publiczna. Otóż ogromną rolę spełniają szefowie rządów, szefowie państw - ludzie, którzy wygrywają wybory siedemdziesięcioma procentami, oni też kreują świadomość społeczną i mają wielką rolę do spełnienia - tonowanie i szukanie realnych rozwiązań. I nie powinni nikogo pouczać. Czy minister obrony uważa, że jeszcze trzeba dać kilka miesięcy inspektorom ONZ - tak twierdzi Zbigniew Brzeziński - czy czas już się skończył? Czas zbliża się do końca. I tak jak wojna jest nie najlepszym scenariuszem, tak zwlekanie z
doprowadzeniem do rozbrojenia Iraku też jest niedobrym scenariuszem. Czyli jak najszybciej, nawet bez drugiej rezolucji? Rzecz się rozstrzygnie przy kolejnym sprawozdaniu inspektorów, czyli 28 lutego. Myślę że będziemy wtedy więcej wiedzieli. A jeżeli będziemy tyle samo wiedzieli albo trochę więcej, a mimo wszystko będzie opór, to co wtedy? I w rezolucji państw Unii Europejskiej stwierdzono, że użycie siły może być środkiem, który trzeba będzie zastosować.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)