Jego matka uciekła z Charkowa. "W nocy chciała biec do piwnicy"
Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę do Polski przybyło ponad 1,3 mln uchodźców. Jedną z nich była mama dra Kyryla Myzgina, archeologa z Uniwersytetu Warszawskiego. - Mama wzięła ze sobą tylko mały plecak, jechała pociągiem w ciemnościach, przez 15 godzin - relacjonował naukowiec w rozmowie z Patrycjuszem Wyżgą.
- Przez te dziesięciu dni, podczas których moja mama przebywała jeszcze w Charkowie, straciłem chyba z dziesięć lat życia. Choć decyzję o wyjeździe podjęła szybko, w 15 minut, jej droga była bardzo długa. (...) Ze sobą wzięła tylko mały plecak, jechała pociągiem w ciemnościach, przez 15 godzin. Niektórzy jechali na stojąco, mojej mamie udało się usiąść - relacjonował w rozmowie z Patrycjuszem Wyżgą dr Kyrylo Myzgin, archeolog, adiunkt w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego
Jak wskazywał, "mama jest teraz w słabym stanie psychicznym". - Wciąż się boi. Wczoraj w nocy usłyszała samolot cywilny gdzieś na niebie. Chciała biec w nocy do piwnicy, aby się schować. To jest głęboka trauma. Teraz próbuję wytłumaczyć mamie, że jest już bezpieczna, że nic złego już się nie stanie - tłumaczył rozmówca WP.
Naukowiec wspominał przebieg rozmów telefonicznych z ostatnich dni. - Za każdym razem słyszałem, że w Charkowie jest koszmar, armagedon. Podczas bombardowań mama przez parę godzin stała pomiędzy metalowymi drzwiami, żeby być bezpiecznym, żeby ewentualne odłamki jej nie raniły - mówił w rozmowie z WP.
- Mnóstwo Ukraińców jest przerażonych. Chcą uciec, ale nie mogą zostawić swoich rodziców czy zwierząt. W mieście zaczyna się katastrofa humanitarna, brakuje paliwa, codziennie rano są ogromne kolejki - tłumaczył dr Myzgin.
Wojna w Ukrainie. "Rosyjskiemu generałowi naplułbym w twarz. Przepraszam, trudno dobrać inne słowa"
Jak dodał, "Charków był naprawdę pięknym miastem". - Ale musimy używać formy przeszłej. Był piękny, teraz to są w większości gruzy. Od sześciu lat mieszkam w Warszawie, ale mam mieszkanie w Charkowie. Sąsiedzi relacjonowali mi, że już nie mam szyb. Odłamki rakiet zniszczyły meble i ściany.
Charków od zawsze był miastem przyjaznym kulturze rosyjskiej. Żaden mieszkaniec nie potrafi zrozumieć, dlaczego dotknęło to nasze miasto. Są różne pogłoski, nawet takie, że to zemsta za pewną piosenkę o Putinie, którą wymyślili kibice charkowskiego klubu... Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie, więc szukamy takich absurdalnych argumentów - przekazał historyk.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Patrycjusz Wyżga dopytywał w rozmowie, co można byłoby powiedzieć rosyjskiemu generałowi, który podjął decyzję o bombardowaniu jego miasta. - Szczerze mówiąc trudno byłoby cokolwiek powiedzieć. Naplułbym na niego albo po prostu dałbym w twarz. Przepraszam, może nie mówię tego, jako doktor Uniwersytetu Warszawskiego. Ale wiedząc, jak zniszczyli mój kraj, trudno dobrać inne cenzuralne słowa - stwierdził archeolog.
Jak wskazywał gość WP, część jego rodziny mieszka w Rosji. - Cały czas czekamy na telefon od nich. Oczekujemy wsparcia, może trochę współczucia. Niektórzy piszą, próbują zrozumieć i wesprzeć. Jakieś słowo powiedzieć. Wszyscy rozumieją, ale się boją. Trudno się dziwić. Oni też mają swoje rodziny - mówił dr Myzgin.
- Teraz, jeśli ktoś w Rosji napisze na Facebooku, że jest wojna, to może dostać w Rosji wyrok 15 lat więzienia. Nie ma czego takiego jak wojna. Jest "specjalna operacja wojskowa". (...) Jako naukowiec przez 15 lat budowałem kontakty z naukowcami w Rosji, uczestniczyłem w kolegiach, konferencjach, wspólnych projektach. W jednej chwili - 24 lutego - wszystko zostało zerwane - oświadczył rozmówca WP.
Jak pomóc Ukrainie? "Mniej 'zaniepokojenia', a więcej działania"
Jak poinformowała we wtorek ukraińska straż graniczna, od początku inwazji Rosji do ojczyzny wróciło około 133 tys. mężczyzn. - Przez ostatnie osiem lat podniósł się duch narodu. Dużo osób walczyło już na Donbasie. Było już takie podłoże do walk. (...) Przygotowywaliśmy się, bo codziennie przez osiem lat słyszeliśmy, że będzie wojna - komentował ukraiński historyk.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W rozmowie poruszono również temat prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. - Mam nadzieję, że po tym, jak skończy się wojna, nadal będzie taki rozsądny. Prezydent jest w bardzo trudnej sytuacji, każdy jego krok jest stawiany na polu minowym, może przynieść potężne konsekwencje. (...) Znam go osobiście, miałem okres w życiu, kiedy rozmawialiśmy. Bardzo go szanuję, jestem dumny z jego postawy - przekazał dr Myzgin.
Wyżga dopytywał także o oczekiwania Ukraińców wobec krajów zachodnich. - Mniej "zaniepokojenia", a więcej działania. Jest nawet taki żart w sieci, że wszystkie budynki w Europie są podświetlone na żółto i niebiesko, więc Zachód już nie wie, co może więcej zrobić. Być może warto wyłączyć oświetlenie, a pieniądze skierować na pomoc humanitarną - podkreślał rozmówca WP.
- Proszę też o cierpliwość. Ludzie są różni. Z Ukrainy wyjechało ponad milion osób, o różnych charakterach i spojrzeniu na świat. Potrzebujemy wyrozumiałości i cierpliwości. O to bardzo proszę Polaków, którzy okazali się naszymi prawdziwymi braćmi. (...) Ale jako Ukrainiec, który dużo czasu spędził już w Polsce, wiem, że Polacy są cierpliwi. Jestem wdzięczny waszemu narodowi za tę nieocenioną, ogromną pomoc - podsumował gość Patrycjusza Wyżgi.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski