Znaleźli przesyłkę dla Jaworka. "Trop zelektryzował śledczych"
Trzy lata temu Jacek Jaworek miał zastrzelić z zimną krwią swoją rodzinę. Później przepadł bez śladu. Wciąż nie wiadomo, czy żyje i gdzie może przebywać. Śledczy zweryfikowali masę zgłoszeń w jego sprawie. Jak mówią Wirtualnej Polsce, jedno z nich prowadziło do Niemiec - pod adres, pod którym mieszka Jacek Jaworek.
10.07.2024 | aktual.: 10.07.2024 12:38
Pod koniec sierpnia ubiegłego roku na numer alarmowy policji zadzwonił mężczyzna. Opowiedział, że był na poczcie w Gliwicach i zauważył, że ktoś nadał przesyłkę do Niemiec zaadresowaną na Jacka Jaworka. Trop zelektryzował śledczych. Prokurator zażądał od pocztowców wydania przesyłki. W środku nie było żadnego listu, tylko dwa klucze.
Polscy śledczy zwrócili się do Niemców o namierzenie adresata paczki, a sami prześwietlili nadawcę. Okazało się, że w Niemczech faktycznie mieszka Jacek Jaworek, ale nie jest to poszukiwany mężczyzna. Nadawca paczki zeznał natomiast, że wykonywał dla Jaworka usługę przewiezienia mebli ze Śląska do Niemiec i chciał mu odesłać klucze.
Jak relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską prok. Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, to jedno z wielu zgłoszeń w związku z poszukiwaniami Jacka Jaworka, który wg śledczych w lipcu 2021 roku, we wsi Borowce k. Częstochowy, miał zastrzelić członków swojej rodziny. Mężczyzna mimo wielkiej policyjnej obławy przepadł bez śladu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jaworek ukrywa się albo nie żyje
Wciąż nie wiadomo, co stało się z poszukiwanym mężczyzną. - Aktualne pozostają dwie wersje: alb ukrywa się w Polsce lub za granicą, albo nie żyje - mówi nam prok. Ozimek. Wiadomo jednak na pewno, że zwłoki znalezione jesienią ubiegłego roku w lesie, niedaleko miejsca zbrodni z 2021 roku, nie należą do Jacka Jaworka. To kolejny trop, który został wykluczony, w tym wypadku dzięki badaniom DNA.
Podobnie było z listem zaadresowanym na "Jacek Jaworek OSP Borowce", który przyszedł z Francji czy fikcyjnymi kontami Jaworka w mediach społecznościowych, którymi dzieciaki chciały nastraszyć swoich rówieśników.
A inne tropy? - Rok temu dyżurny odebrał telefon, że w Zakopanem pan przebrany za misia przypomina poszukiwanego Jaworka. Później był drugi telefon z tym samym podejrzeniem. Sprawdziła to miejscowa policja - mówi WP Barbara Poznańska z policji w Częstochowie. - Tego typu zgłoszenia nadal spływają z całego kraju. Ludzie pamiętają i reagują, mają to z tyłu głowy. Nie pozwalają, żeby chodził sobie wolno - dodaje.
Śledztwo w sprawie Jacka Jaworka pozostaje zawieszone. - Zebrano już wszystkie potrzebne materiały do procesu sądowego. Czekamy na zatrzymanie - mówi WP prok. Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Poszukiwania Jaworka prowadzi komenda wojewódzka w Katowicach. Sprawą zajmują się tzw. łowcy głów.
Zabójstwo w Borowcach k. Częstochowy
Do zbrodni doszło w nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku we wsi Borowce w powiecie częstochowskim. To tam - w niewielkim domu z cegły, przy głównej drodze - policja znalazła trzy ciała z ranami postrzałowymi.
Ws. zabójstwa poszukiwany jest 52-letni wówczas Jacek Jaworek. Ofiarami byli jego brat Janusz, bratowa Justyna i 17-letni chrześniak Jakub. Śmierci uniknął 13-letni Gianni, który schował się przed napastnikiem. Wszyscy mieszkali pod jednym dachem, w domu po rodzicach Janusza.
Według śledczych Jaworek miał wrócić do domu prawdopodobnie pijany i doszło do awantury. Poszukiwany miał wyciągnąć broń i zacząć strzelać. Jak podejrzewają śledczy, miał najpierw zabić brata, później bratową i bratanka. Kobieta przed śmiercią zdążyła jeszcze zadzwonić na numer alarmowy. Gianni, który rozmawiał przez komunikator w internecie, ukrył się, kiedy usłyszał strzały. Później uciekł do sąsiadów.
Prokuratura potwierdziła, że członkowie rodziny zginęli w wyniku ran postrzałowych. Napastnik oddał kilkanaście strzałów. Po wszystkim wyszedł z domu. Z ustaleń śledztwa wynika, że uciekł pieszo, choć na podwórku stały dwa samochody.
Poszukiwany czerwoną notą Interpolu
Mimo poszukiwań na ogromną skalę, Jacka Jaworka nie udało się namierzyć. Okoliczni mieszkańcy spekulowali, że musiał skorzystać z pomocy przy ucieczce. Policja zakładała też, że mógł odebrać sobie życie w okolicznych lasach, które znał jak własną kieszeń (chodził tam na zakrapiane spotkania przy ognisku, strzelał, polował).
Inny scenariusz mówił o uciecze za granicę. Jaworek pracował wcześniej na Zachodzie, znał język niemiecki. - Ale to nie była osoba, która posiadała jakieś kontakty, środki, bez tego trudno ukrywać się za granicą. Z kolei ucieczka w drugą stronę, np. na Białoruś, wydaje się mało prawdopodobna przez trudności w "przeprawieniu się" - przekonuje w rozmowie z WP jeden z policjantów ze Śląska, który zna kulisy sprawy.
Przed tragedią, Jaworek od dłuższego czasu był w konflikcie z bratem i jego rodziną. Nie potrafili się dogadać w sprawie ojcowizny. Wcześniej Jacek spędził dwa miesiące za kratami w związku z niepłaceniem alimentów na trójkę swoich dzieci.
Tuż przed tragedią brat i bratowa Jaworka zgłosili się na policję. Być może donieśli na Jacka, że ma nielegalną broń. Policja potwierdzała, że zgłoszenie dotyczyło gróźb, ale zaprzeczyła, że otrzymała informację o broni.
Jacek Jaworek od trzech lat jest poszukiwany czerwoną notą Interpolu. Ciąży na nim zarzut potrójnego zabójstwa. Odpowiadać będzie również za posiadanie broni palnej bez zezwolenia i groźby karalne.
Paweł Pawlik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.pawlik@grupawp.pl