Jaś Kapela: hejt 500+, empatia 500-
Ciekawe, skąd u tylu liberalnych dziennikarzy to protekcjonalne przekonanie, że rodziny nie będą potrafiły dobrze zagospodarować pieniędzy? Przypominam, że żłobek potrafi kosztować 1200 złotych, a opiekunka nawet i trzy tysiące. Pięćset złotych nie rozwiązuje problemu, ale być może różnym ciężko pracującym ludziom pozwoli na chwilę odetchnąć - pisze Jaś Kapela na portalu Krytyki Politycznej.
25.07.2016 | aktual.: 04.08.2016 16:24
Gdy moja siostra pojawiła się u mechanika z dwójką swoich dzieci i spytała, ile będzie kosztować naprawa jej auta, facet spojrzał na nią, potem jeszcze raz na dzieci i powiedział: "pięćset". Znajoma rodziców na spacerze ze swoją piątką usłyszała: "O, dwa i pół tysiąca idzie". Lewicowy pisarz wrzuca na Facebooka film z bójki dziewczyn w barze we Włodku z komentarzem: "Przed państwem - pieńcetplusy najlepiej".
Posiadanie dzieci nigdy nie było w naszym państwie łatwe, ale pojawienie się programu 500+ sprawiło, że hejt na duże rodziny stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
Jeszcze zanim rodzice zobaczyli jakiekolwiek pieniądze, zdążyli się dowiedzieć, że są leniwymi dzieciorobami, co wszystko wydadzą na alkohol i tablety. Skąd tyle nienawiści i złośliwości (szczególnie w stosunku do matek) w kraju, w którym wszyscy pokrzykują o dobru dzieci oraz którego system emerytalny de facto zależny jest od solidarności pokoleniowej (wbrew temu, co nam się wmawia o indywidualnych kontach, już teraz jedna trzecia funduszy ZUS-u pochodzi z budżetu państwa, a będzie pewnie gorzej, jeśli PiS obniży wiek emerytalny)? Czy naprawdę za leniwe uważamy osoby, które chronicznie nie dosypiają i poświęcają życie towarzyskie i zawodowe, żeby zajmować się małymi ludźmi? Z pewnością nie jeden prezes banku też często budzi się w nocy z powodu kwilącego kursu franka. Ale przynajmniej nikt mu nie wypomina posiadania tabletu. Tymczasem przeciętne polskie dziecko spędza przy tablecie prawdopodobnie więcej niż statystyczny prezes, bo jakieś 3-4 godziny dziennie (w przedziale wiekowym do 2 lat z urządzeń mobilnych korzysta pond 40 proc. dzieci, w grupie 5-6 lat jest to już ponad 80 proc., a 1/4 maluchów posiada własne urządzenie), to jest wykluczone z uczestnictwa w kulturze. Czuje się gorsze. Czy naprawdę tego życzymy naszym (albo nawet cudzym) dzieciom?
A może wolimy do 2050 roku przyjąć pięć milionów migrantów? Tylu będziemy musieli ich przyjąć, jeśli chcemy utrzymać dotychczasowe tempo rozwoju przy obecnych trendach demograficznych, twierdzi Związek Pracodawców Polskich. Nawet znany żartowniś i ekonomista Krzysztof Rybiński alarmował, że Polska wymiera, a elity milczą. Jednak to nieprawda, że milczą. Aktywnie się sprzeciwiają rozdawnictwu. Wydania gazet prześcigają się w donoszeniu, kto najwięcej zarobi na 500+ i wyda na używki (bo wśród elit nikt oczywiście nie pije ani nie zażywa psychotropów) oraz jak bardzo pracodawcy cierpią, bo kobiety odchodzącą z pracy.
O tym, jak bardzo zła i kiepsko płatna musiała to być praca, słychać jakby trochę mniej.
Oddajmy głos pracownikom zakładów mięsnych Silesia, których prezes pomstuje na odchodzące pracownice: "FIRMA TRAGEDIA!! Zero szacunku dla pracownika, ucinanie płac, niewypłacanie całej kwoty za nadgodziny, wyzysk jeden wielki (...) na święta KUBKI DLA PRACOWNIKÓW OD FIRMY, KPINA!". Z forum można się też dowiedzieć, że część pensji wypłacano pod stołem, panował mobbing i nepotyzm. Silesia to największy w Polsce zakład przetwórstwa mięsnego, ponad osiem hektarów hal produkcyjnych. Czy prezesa naprawdę dziwi, że kobiety nie chcą harować za grosze na wielohektarowym cmentarzysku po łokcie we krwi? Chyba nie, bo już myśli o Ukraińcach i robotyzacji produkcji.
Nie tylko zresztą elity prześcigają się w donoszeniu. Z relacji znajomej pracowniczki MOPS-u wiem, że również ubodzy ślą donosy o tym, kto z sąsiadów, co sobie kupił. Czy naprawdę tak bardzo nas boli, że sąsiad ma trochę lepiej?
Z doświadczeń innych krajów, które stosowały podobne programy jak 500+, wiemy, że nie zwiększały one dzietności. Jednak według szacunków Banku Światowego "program powinien zmniejszyć odsetek gospodarstw domowych dotkniętych skrajnym ubóstwem o 40 do 50 procent, a liczbę gospodarstw domowych zagrożonych ubóstwem o jedną czwartą". Ma też zmniejszyć nierówności. Czy to rzeczywiście taka straszna patologia, że należy jej się stanowczo sprzeciwiać w mediach, jak i również w codziennym życiu? Już przynajmniej od paru lat jest udowodnione, że w społeczeństwach, w których nierówności są mniejsze, żyje się lepiej.
Nie rozumie jednak tego nawet tak zdawałoby się prospołeczna osoba jak Joanna Solska, szczująca na duże rodziny w "Polityce". Nie rozumieją tego polskie elity, powtarzające chyba od zarania transformacji, że nigdzie na świecie nie wspiera się dzieci. Tymczasem zasiłki na dzieci występują nie tylko w bogatych krajach UE, ale również choćby na Ukrainie, gdzie zresztą jeszcze niedawno były większe niż w Polsce (przy pierwszym dziecku becikowe wynosiło 30-krotność minimum socjalnego, przy drugim 60-krotność, przy trzecim i każdym kolejnym 120-krotność, obecnie otrzymuję się jednorazowo 10 tysięcy hrywien, a potem 850 hrywien miesięcznie na dziecko przez trzy lata).
Nienawiść do matek zdaje się mieć charakter systemowy. Może tak naprawdę nienawidzimy swojej matki - Polski?
Mimo całej polityki gender mainstreamingu, od 2009 roku wzrastają nierówności dochodowe między kobietami i mężczyznami. Większość mężczyzn nie płaci alimentów. Jeszcze niedawno połowie kobiet nie przysługiwał urlop macierzyński (bo nie miały etatów, od stycznia zmienić ma to otrzymywane przez rok, niezależnie od form zatrudnienia, "kosinakowe" w wysokości 1000 pln). Nie ma prawie żadnego wsparcia dla matek, które po ciąży chciałyby wrócić do pracy. Fundacja MaMa w tym roku nie dostała żadnej dotacji. Mam wymieniać dalej? Oczywiście, że należałoby budować przedszkola i żłobki. Budujmy też punkty opieki dziennej. Ciekawe jednak skąd u tylu liberalnych dziennikarzy to protekcjonalne przekonanie, że rodziny nie będą potrafiły dobrze zagospodarować pieniędzy? Przypominam, że żłobek potrafi kosztować 1200 złotych, a opiekunka nawet i trzy tysiące. Pięćset złotych nie rozwiązuje problemu, ale być może różnym ciężko pracującym ludziom pozwoli na chwilę odetchnąć. Dzietność od tego nie wzrośnie, ale parę osób poczuje się lepiej i może wszyscy będziemy dla siebie milsi. Utopia? To proszę sobie teraz wyobrazić, że naprawdę przyjmujemy tu te pięć milionów imigrantów do 2050. Może będzie to tańsze, ale przewiduje różne tarcia na tle kulturowym, bo nie wszystkim im może się podobać coraz bardziej popularne tutaj hasło „Polska dla Polaków”.