Jarucka chce, by Cimoszewicz ujawnił całą dokumentację ws. faksymile
Była asystentka Włodzimierza Cimoszewicza
Anna Jarucka
chce, by marszałek Sejmu ujawnił "całą dokumentację" dotyczącą
faksymile jego podpisu. Jak powiedziała, w trakcie wtorkowej konferencji prasowej
Cimoszewicz "przytaczał tylko część dokumentów w tej sprawie i to
wygodną dla siebie".
Jarucka utrzymuje, że "nigdy nie miała w rękach żadnego faksymile Cimoszewicza" i że to ona zwróciła się do kierownictwa MSZ o wyjaśnienie sprawy zaginionej pieczęci z podpisem. Według Jaruckiej nie zwróciła jej MSZ ówczesna podwładna (Jaruckiej) Agnieszka Szczepaniak, ta sama - jak dodała - która w 2002 r. oskarżyła ją o kradzież pieniędzy.
Marszałek oświadczył we wtorek podczas konferencji prasowej, że dokument przekazany komisji śledczej ds. PKN Orlen przez jego byłą asystentkę jest "ewidentnie sfałszowany". Jak podkreślił, widnieje pod nim nie jego podpis a faksymile podpisu. Chodzi o dokument, w którym - według Jaruckiej - Cimoszewicz upoważniał ją do zamiany jego oświadczenia majątkowego składanego w MSZ.
Według Cimoszewicza rzekome upoważnienie było podbite pieczęcią jego podpisu, którą posługiwał się przed objęciem funkcji szefa dyplomacji - jako szef Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej (PKPS). Zdaniem Cimoszewicza odebrane z Komitetu faksymile zamiast do resortu trafiło do Jaruckiej, wówczas wiceszefowej Departamentu Systemu Informacji MSZ, za pośrednictwem Szczepaniak; to Szczepaniak miała oddać go do rąk własnych Jaruckiej.
Jak powiedział Cimoszewicz, w lutym 2003 r. w MSZ rozpoczęto poszukiwania faksymile. Przedstawił on relację Szczepaniak z 10 lutego 2003 r. w tej sprawie. Wynika z niej, że Jarucka miała schować oddaną jej przez podwładną pieczęć do swojego plecaka i powiedzieć, że zabierze ją ze sobą do domu, "bo pana ministra nie ma w gmachu, a boi się zostawiać ją w pokoju".
Jarucka potwierdza, że pieczęć odebrała z PKPS jej ówczesna podwładna Agnieszka Szczepaniak, ale - jak utrzymuje - nie wzięła jej od niej. Według Jaruckiej Szczepaniak powiedziała, że odda pieczęć do sekretariatu ministra. Powiedziała mi, że to załatwiła. Nie miałam podstaw, aby w to wątpić - podkreśliła b. aystentka.
Zaznaczyła, że Szczepaniak to ta sama osoba, która kilka miesięcy później oskarżyła ją o kradzież pieniędzy z torebki, zostawionej w pokoju. W 2002 r. Jarucka była oskarżona o to, że swojej podwładnej ukradła 15 tys. zł. Nie przyznała się do winy. W marcu 2004 r. sąd pierwszej instancji uniewinnił Jarucką od tego zarzutu. Prokuratura odwoływała się od wyroku, ale podtrzymał go warszawski sąd okręgowy.
Według Jaruckiej Szczepaniak "chyba w sierpniu 2002 r. w trybie nagłym poszła na urlop, nie przekazała nikomu spraw prowadzonych przez siebie". W związku z tym - jak powiedziała - dwoje pracowników Departamentu Systemu Informacji "wzięło z biurka Szczepaniak dokumenty, by przekazać je dalej". Jak podkreśliła, w biurku znaleźli oni "czyste kartki bez nagłówków, podbite tym wzorem faksymile". Jarucka, wtedy wiceszefowa Departamentu, zawiadomiona o tym przez tych pracowników poprosiła o przygotowanie notatki w tej sprawie. Jak relacjonuje, sprawdziła w sekretariacie, czy faksymile wróciło. Dowiedziawszy się, że nie, zawiadomiła pisemnie ministra Cimoszewicza i dyrektora generalnego MSZ, "że taka sytuacja ma miejsce".
Na tej podstawie wszczęto w MSZ kontrolę wewnętrzną - podkreśliła Jarucka. Pan minister tego pisma na wtorkowej konferencji już nie pokazywał. Dodała, że nie zna ostatecznego wyniku kontroli w tej sprawie.
Pytana o podpis pod upoważnieniem, które miała otrzymać od Cimoszewicza, podkreśliła, że "nie wie, czy upoważnienie to podbito faksymile". Jak powiedziała, "nie jest w stanie tego stwierdzić, bo odebrała je z sekretariatu ministra".
Odniosła się też do wysuwanego we wtorek przez Cimoszewicza zarzutu, że w oświadczeniu przekazanym przez nią w ubiegły czwartek komisji śledczej i jej wtorkowych zeznaniach przed komisją są rozbieżności. Marszałek zauważył, że w oświadczeniu Jarucka pisze, iż zamieniła dwa oświadczenia majątkowe - sejmowe i składane w MSZ - i obie ich pierwotne wersje zabrała do domu. Natomiast w zeznaniach przed komisją - jak dodał - mowa jest tylko o jednym oświadczeniu, składanym w MSZ.
To nieporozumienie - powiedziała Jarucka. Mówiąc o zamianie obu oświadczeń, zarówno z MSZ, jak i sejmowego, miałam na myśli jedynie wypełnienie ich jeszcze raz, a nie zamianę - mówiła. Jak dodała, była przekonana, że podczas przesłuchania przez komisję wszystko wyjaśni. Moje oświadczenie powstało, jak powiedział mi Konstanty Miodowicz, po to, by zwołać posiedzenie komisji - powiedziała.
Przypomniała, że przed komisją zeznała, iż zamieniła jedynie oświadczenie składane w MSZ, natomiast nie wie, co stało się z wypełnionym przez nią na nowo oświadczeniem sejmowym. Podkreśliła też, że nic jej nie wiadomo na temat oświadczenia majątkowego złożonego przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych w Kancelarii Premiera. Nie było mowy, że tam będzie robiona jakaś korekta - powiedziała. Ministrowie zobowiązani są składać oświadczenie majątkowe w dwu egzemplarzach - jeden trafia do resortu, drugi do Kancelarii Premiera.
Jarucka powtórzyła, że do Miodowicza, który poprosił ją o przygotowanie oświadczenia dla komisji, trafiła przypadkiem. Zaznaczyła, że wbrew sugestiom sztabu marszłaka o tym, iż ma "suflerów", "nie stoi za nią żadna siła polityczna i nie miała nigdy związków z żadną partią i politykami".