Jarosław Kalinowski: polską klasę polityczną ogarnęło szaleństwo teczkowe

Polskiej klasie politycznej, a przynajmniej znacznej jej części „wycięto instynkt państwowy”, tak kiedyś powiedział Jerzy Giedroyć. Niestety, przyglądając się temu, co się dzisiaj dzieje, trzeba stwierdzić, że miał rację. Przecież to jest szaleństwo teczkowo-lustracyjne - powiedział Jarosław Kalinowski, przewodniczący Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego, gość "Sygnałów Dnia".

Sygnały Dnia: Dzika Lustracja. Czy według pana lustracja w tej chwili wymknęła się spod kontroli i rzeczywiście jest dzika?

Jarosław Kalinowski: Polskiej klasie politycznej, a przynajmniej znacznej jej części „wycięto instynkt państwowy”, tak kiedyś powiedział Jerzy Giedroyć. Niestety, przyglądając się temu, co się dzisiaj dzieje (zresztą nie tylko dzisiaj, ale dzisiaj w sposób szczególny), trzeba stwierdzić, że miał rację. Przecież to jest szaleństwo teczkowo-lustracyjne. Przypomnę, że Polskie Stronnictwo Ludowe było i jest za lustracją, ale lustracją w ramach prawa.

To dzięki naszym głosom swego czasu powstał Instytut Pamięci Narodowej. Zamysł naprawdę dobry, natomiast został on zepsuty. Został on zepsuty przez nieodpowiedzialnych polityków, ale także przez niektóre media, które wykorzystują tego typu sensacje do swojej popularności. Natomiast co z tego wychodzi? No więc mamy dzisiaj totalny chaos, totalny amok i konieczność dokonania zmian, również w całym procesie lustracyjnym.

Sygnały Dnia: Obwinia pan Instytut Pamięci Narodowej, obwinia pan media, nic pani nie mówi po prostu o swoich kolegach z Wiejskiej.

Jarosław Kalinowski: Prawda jest taka, no, może nie o swoich kolegach, bo nie wszyscy są kolegami. Jeżeli mówię, że niektórzy politycy… I te ostatnie zdarzenia, wykorzystywanie pozycji poselskiej czy miejsca w komisji specjalnej do tego, żeby w kampanii wyborczej...

Sygnały Dnia: Właśnie o tym mówię.

Jarosław Kalinowski: ...przede wszystkim zajmować się teczkami, absorbować Polaków tymi sprawami, jakoby najważniejszymi dla Polski, jest po prostu nieodpowiedzialne dla przyszłości państwa. Jeszcze raz powiem – my byliśmy za tą lustracją i będziemy, natomiast jesteśmy zdecydowanie przeciwni takiemu działaniu, z jakim mamy do czynienia w ostatnich tygodniach.

Sygnały Dnia: Czy uważa pan, że w całej tej akcji teczkowej chodzi o czystość polityczną, o czystość polityczną polityka, czy szukanie „haków” na przeciwników politycznych?

Jarosław Kalinowski: I jedno, i drugie. Ale wróćmy jeszcze do tej tezy, że przecież to nie tylko politycy, bo i instytucje, które były odpowiedzialne za lustrację też tutaj mają swoje winy. Mam na myśli i prezesa Instytutu, pana Kieresa, i całą instytucję, no, wcześniej lista Wildsteina. Było, poszło, ale to, co się stało miesiąc po śmierci papieża, no to już jest dla mnie karygodne. I ja nie wchodzę w to, czy ojciec Hejmo był winien, czy nie, jak można było pozwolić na coś takiego w sytuacji, kiedy naprawdę papież po swoim odejściu zaczął zbierać w Polsce owoce swojego dzieła? To jest karygodne, że coś takiego się stało. Komuś na tym zależało i wszyscy, wszyscy, i niektóre media, większość polityków i niektóre media poddały się temu. To jest po prostu karygodne.

Sygnały Dnia: Panie pośle, a czy uważa pan, że należy otworzyć teczki w tej chwili i pokazać zawartość teczek tych osób, które są znane, które są z reguły na pierwszych stronach gazet?

Jarosław Kalinowski: Taka była intencja tej ustawy, żeby osoby, które pretendują do ważnych stanowisk w państwie – parlamentu, rządowych – żeby nie mogły to być osoby, które miały swoją przeszłość wiązaną ze służbami czy ze współpracą z wywiadem...

Sygnały Dnia: No tak, ale to jest oświadczenie lustracyjne, natomiast zawartość teczek jest różna, jak pan doskonale wie.

Jarosław Kalinowski: Ale jest Instytut, jest rzecznik. Powiem w ten sposób – jako kandydat do urzędu prezydenta opowiadam się za tym, żeby wszyscy kandydaci opublikowali swoje teczki, jeżeli takowe są, w Internecie, żeby one były powszechnie dostępne. Ja naprawdę nie mam nic do ukrycia i każdy kandydat do tego urzędu nie powinien mieć nic do ukrycia.

Sygnały Dnia: Czy widział pan zawartość swojej teczki?

Jarosław Kalinowski: No nie, nie widziałem zawartości swojej teczki, natomiast pięć lat temu przechodziłem proces lustracyjny, kandydując po raz pierwszy na urząd prezydenta.

Sygnały Dnia: To w takim razie skąd pan wie, panie pośle, że w tej teczce nie znajdują się informacje, których nie chciałby pan, by były ujawnione? Jakieś plotki, informacje niezweryfikowane i nie sprawdzone?

Jarosław Kalinowski: Nie szkodzi. Do najwyższego urzędu, żeby ktoś, kto kandyduje... Żeby odciąć możliwość jakichkolwiek spekulacji na temat tych osób kandydujących, tak to powinno się po prostu stać. I nie mam naprawdę nic do ukrycia. Wiem, co w swoim dotychczasowych życiu robiłem i wtedy, kiedy zajmowałem się polityką, i wtedy, kiedy też jeszcze studiowałem.

Natomiast pyta pani o szczegóły, jak to my widzimy. Wtedy, kiedy pojawiła się sprawa Wildsteina, listy Wildsteina, myśmy proponowali taki kierunek działania, że oto Instytut Pamięci Narodowej wyposażony, oczywiście, w kompetencje, ale też i odpowiednią kadrę, autoryzował taką listę i zamiast tych różnych liczb i literek, które nikomu nic nie mówią, zamiast nie wiadomo, jakie to imię, nazwisko i kogo ono dotyczy, żeby było wiadomo, kogo to dotyczy, ale żeby Instytut powiedział: „To był współpracownik, a to nie był współpracownik”.

Jeżeli ktoś się czuje pokrzywdzony, to proszę bardzo, jest droga odwoławcza do sądu. I myślę, żeby to był naprawdę ucywilizowany proces, który by przeciął tę sprawę, która uniemożliwia dzisiaj społeczeństwu dyskusję czy słuchanie dyskusji i zajmowanie stanowisk w sprawach najważniejszych dla Polski. A sprawą najważniejszą dla mnie, dla Polski to jest przyszłość młodzieży. Co drugi Polak w wieku zdolności do pracy nie pracuje, a my dzisiaj zajmujemy się teczkami, lustracjami, paradą równości, paradą nierówności... To po prostu jest amok. Nie można dalej tego tolerować.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)