Jarosław Kaczyński: przez 26 lat manipulowano Polakami
• Wykład Jarosława Kaczyńskiego o manipulacji
• Prezes PiS tłumaczył w Toruniu czym jest "wojna polsko-polska"
• Były premier twierdzi, że przez ostatnie 26 lat manipulowano Polakami
• Działały dwa ośrodki manipulacji: "komunistyczny" i "dysydencki"
23.01.2016 | aktual.: 25.01.2016 16:46
Co to jest wojna polsko-polska? To jest starcie o postkomunizm, albo o uchylenie tego wszystkiego, co postkomunizm tworzy - wyjaśnił prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas wykładu, który wygłosił na sympozjum "Oblicza manipulacji", organizowanym przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej.
Prezes PiS tłumaczył studentom, że w Polsce przez ostatnie 26 lat działają dwa ośrodki manipulacji - "komunistyczny" i "dysydencki". Jak zdefiniował ten drugi?
- To ośrodek złożony z ludzi, którzy byli w opozycji, ale przedtem mieli jakiś związek z komunizmem. Którzy w drugiej połowie lat 70. i 80. działali w opozycji, ale którzy przeżyli traumę pierwszego kongresu Solidarności. Trauma polegała na tym, że oni tam przegrali - zorientowali się, że w ramach procesów parademokratycznych w tak dużym ruchu oni nie mają szans. Nie zrezygnowali, by Polską rządzić - mówił Kaczyński.
Prezes PiS przekonywał, że komuniści nie chcieli "oddać władzy". - Trzeba było zlikwidować to, co jest społeczną siłą. W sferze instytucjonalnej w połowie lat 80., bo wtedy to się zaczynało, społeczeństwo dysponowało „Solidarnością”, siłą był Kościół, a poza tym swego rodzaju siłę instytucjonalną stanowiło środowisko dysydentów. Były też siły związane ze stanem świadomości, a więc było przywiązanie do Kościoła, tradycji, był patriotyzm, duma narodowa - mówił Kaczyński.
Obecna władza przystąpiła więc, jak stwierdził prezes PiS, do działań "demobilizacyjnych". - Wtedy wprowadzono do obiegu przekazy związane z życiem intymnym, seksem. To była tolerancja wobec muzyki młodzieżowej, rocka. (…) „My się nie boimy tego” - śpiewali rockmani, a młodzież odpowiadała: Jaruzelskiego! To było pewne rozładowanie - mówił.
- Ale potrzebne było coś więcej, potrzebne były zadania jako organizowanie pasywnej aktywności społecznej. To z jednej strony Owsiak i jego stowarzyszenie chińskich ręczników, hasło „Uwolnić słonia”. (…) Były to operacje politycznie puste, ale stwarzały pole do aktywności. Była wreszcie pewna formuła zaproponowana tym, którzy mieli aspiracje polityczne. Tą propozycją była klubizacja polityki - klubów, które rejestrowano, a potem nawet tolerowano - by ominąć „Solidarność” - tłumaczył Kaczyński.
- Wreszcie w ramach tej socjotechniki było konieczne jakieś porozumienie - jak się później okazało, porozumienie z grupą dysydencką. Traktowano to jako porozumienie z Solidarnością, musiały być dokonane zabiegi o charakterze językowym. Powstało pojęcie „opozycji konstruktywnej”, „Okrągłego Stołu”, który miałby sugerować rokowania między wieloma podmiotami, a nie tylko komunistów i Solidarności - mówił.
Zdaniem prezesa PiS, dzięki manipulacjom i zabiegom socjotechnicznym, pomiędzy rokiem 1993 a 2005, "komuniści albo rządzili, albo mieli duży udział we władzy". W manipulacjach, których celem było m.in zdyskredytowanie Kościoła, patriotyzmu i dumy narodowej, zdaniem prezesa, brał udział zarówno tygodnik "Nie", jak i Jurek Owsiak - ze swoim "Róbta, co chceta". Były premier nie szczędził też gorzkich słów "Gazecie Wyborczej". Zarzucił jej m.in. to, że "stała się instytucją akomodacji ludzi PRL w obrębie społeczeństwa" i narzuciła społeczeństwu sposób myślenia na podstawie wykreowanych przez siebie autorytetów.
Prezes PiS mówił również o manipulacyjnych "operacjach specjalnych" jakie siły "komunistyczne" i "dysydenckie" przeprowadzały w tamtym okresie.
- Pierwsza taka operacja była podczas tzw. konferencji antykorupcyjnej, to był 1991 rok. Nas, którzy zorganizowali tę konferencję przedstawiono jako złodziei. Afera Telegrafu, której nigdy nie było… Mieliśmy z tymi aferami tyle wspólnego, co nic. Głoszono intensywnie, że tak właśnie jest. Że ja jestem człowiekiem niezwykle bogatym dzięki aferom, choć nie miałem najmarniejszego majątku. I to przypisywano również innym ludziom - mówił Kaczyński. - Pokazało to, że nie ma żadnych granic - że można oskarżyć mnie o współpracę z Gestapo, a kiedy powiedziałbym, że urodziłem się po wojnie, to odparto: „A cóż to za argument, i tak współpracował!".
Do "operacji specjalnych" były premier zaliczył także odwołanie rządu Jana Olszewskiego oraz "atak na Radio Maryję".
Zdaniem prezesa PiS opisany przez niego system manipulacji upadł w 2002 roku wraz z aferą Rywina.
- Powodem było to, że te dwa ośrodki, dysydencki i komunistyczny, do końca nie zintegrowały. Kiedy komuniści poczuli się w 2001 roku bardzo pewnie, doszli do wniosku, że imperium Michnika można potraktować jako zasób. Że można sięgnąć po pieniądze - i to już moja teoria- stworzyć duży koncern medialny - powiedział Kaczyński.
Część wykładu Kaczyński poświęcił Platformie Obywatelskiej, której "okoliczności powstania to zadanie dla historyków". Jego zdaniem, to właśnie PO przeprowadziła "kolejną manipulację". Najpierw jej przedstawiciele przedstawiali się jako "osoby antysystemowe". Gdy przegrali wybory w 2005 roku "całkowicie zmienili kierunek działania. (…) To było powtórzenie tamtej socjotechniki, ale jeszcze ostrzej. Ta wrogość była totalna".
- Skonstruowano mit „strasznych rządów lat 2005-2007”. W trakcie tych rządów nic strasznego się nie stało, był to okres świetny pod względem gospodarczym i społecznym. Ale wmówiono społeczeństwu, że doszło do zagrożenia demokracji. Pomyślcie sobie - władza jest atakowana przez opozycję bez ograniczeń, zdecydowana część mediów jest antyrządowa, dochodzi do okupacji KPRM - i nie reaguje się na to siłą. A ludziom wmawia się, że to dyktatura - mówił Kaczyński.
Zdaniem Kaczyńskiego zastosowano wobec PiS jeszcze jeden socjotechniczny zabieg: "odczłowieczania wroga - doprowadzenie do zupełnej zmiany znaków wartości w sprawie walki z korupcją i przestępczością elit".
- Okazało się, jak przy lustracji - że winni są nie złodzieje, ale policjanci. Cała kampania 2007 roku w istocie była pod hasłem, że to, co my robimy w walce z korupcją to nadużycie. Próbowano to zmienić w decyzje procesowe, wszystkie skończyły się umorzeniem - poza przypadkiem Mariusza Kamińskiego, ale o tym nie będę mówił, bo to inna sprawa. On nie był winien, ale szczególnie się naraził i były dodatkowe okoliczności, które doprowadziły do skazania go - mówił były premier.
- Nie udało się - jednak przejęliśmy władzę mimo olbrzymiej przewagi instytucjonalnej drugiej strony - stwierdził na zakończeniu wykładu Kaczyński. - Ale ta kampania trwa, przede wszystkim dochodzi do kwestionowania faktu oczywistego, że w Polsce jest demokracja.