Jarosław Kaczyński: miałem wewnętrzne przeświadczenie, żeby nie lecieć samolotem do Smoleńska
• Zdaniem prezesa PiS w czasie organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku 10 kwietnia "doszło do wielu nieprawidłowości zarówno przed, jak i po"
• Jak mówił na antenie Superstacji to powinno być też w ten sposób potraktowane i odpowiednio ocenione przez organy wymiaru sprawiedliwości
- To nie chodzi o relacje między dwoma ludźmi, czyli między Tuskiem a mną, tylko to jest kwestia odpowiedzialności za państwo i odpowiedzialności za wielką tragedię - mówił. Jego zdaniem doszło do sytuacji, w której bezpieczeństwo prezydenta i sam prezydent był stawiany w pozycji człowieka, którego kompetencje się kwestionuje i którego kompetencje się lekceważy w sposób zaplanowany. - To był element fatalnej, niszczącej, antypaństwowej polityki, która nie powinna mieć miejsca, a która była stosowana - mówił.
- Ta tragedia była ostatecznym efektem tego co się stało. Jeszcze w kampanii prezydenckiej 2010 roku powiedziałem, że chłopcy się bawili zapałkami i w końcu podpalili lont - mówił prezes PiS w Superstacji. Jak sam przyznaje, gdyby nie doszło do rozdzielenia wizyt premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego, „to nic by się nie stało”. - Tam mogłyby być co najwyżej jakieś incydenty dyplomatyczne na lotnisku, czy już później w Smoleńsku - zaznaczył.
Jednocześnie wspomina, że w ciągu dni poprzedzających wylot brata do Smoleńska, próbował przekonać go do podróży pociągiem, ponieważ miał „przeczucie”, że do Rosji lepiej nie latać. Zwłaszcza w kontekście wydarzeń z Gruzji i polityki prowadzonej przez Władimira Putina polityki. Jednak na decyzję o wyborze samolotu wpływ miała choroba matki oraz chęć odwiedzenia przez Lecha Kaczyńskiego Litwy w drodze powrotnej. - Nasza mama była w szpitalu - między życiem a śmiercią - wspomina. - Sądzę, że gdyby nie to, to niewykluczone, że Leszek by nie poleciał, żebym wymusił na nim, żeby pojechał pociągiem. Ja miałem jakieś takie wewnętrzne przeświadczenie, żeby nie lecieć samolotem.
Jarosław Kaczyński opowiedział także o dniu katastrofy mówiąc, że rozmawiał wtedy dwukrotnie z bratem o stanie zdrowia matki. Druga rozmowa prowadzona za pośrednictwem telefonu satelitarnego została przerwana. Prezes PiS nie był tym zaskoczony, bo zdarzało się to często.
Jak wspomina Jarosław Kaczyński o katastrofie powiadomił go minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski . - Powiedziałem wtedy: „To wasza wina”. Zadzwonił do mnie po kilku minutach i powiedział, że nie, że to wina pilotów. Powiedział, że wszyscy zginęli, że to był błąd pilotów, trudno powiedzieć skąd mógł to wiedzieć i tyle – relacjonował w Superstacji.