Janusz Rewiński: gdybym od rana do nocy nie zajmował się rolnictwem, to bym zwariował
- Gdybym od rana do nocy nie zajmował się rolnictwem, na które sam siebie skazałem, to chyba bym zwariował albo coś złego by się ze mną stało. Jako rolnik jestem tak samo zmęczony jak każdy polski chłop. Wymieniam z władzami kolejne pisma nt. dróg, mostków, słupów i kabli elektrycznych na polach. To wszystko jest śmieszne i straszne. Szkoda, że nie będzie już wykorzystane przeze mnie w publicystyce i satyrze w mediach publicznych - mówi Janusz Rewiński, znany z roli "Siary" w "Kilerze". Na pytanie, czy żałuje tego, że angażował się w kampanie Andrzeja Dudy i PiS, odpowiada wprost: - Nie, absolutnie. W rozmowie z Wirtualną Polską zauważa, że rządzenie przez PiS "tak na dobre jeszcze się nie zaczęło, bo jest Trybunał Konstytucyjny i wrzawa w Europie spowodowana sprytem poprzedników". - Czekam więc, aż władze w pełni się ukonstytuują i wtedy z tej nowej władzy będzie można sobie robić jaja - dodaje.
22.08.2016 | aktual.: 23.08.2016 11:45
WP: Jacek Gądek: - Jak "dobra zmiana" wpłynęła na pana życie? W poprzednich latach był pan trochę na marginesie.
Janusz Rewiński: - Trochę? Zupełnie!
WP: A teraz? Telefony się panu urywają z propozycjami artystycznymi?
Nie urywają się.
WP: Jak to? Nic się nie zmieniło?
Nic.
WP: Dlaczego?
Wciąż jest taka instytucja jak Polski Instytut Sztuki Filmowej, której szefową za rządów Platformy Obywatelskiej jeszcze rzutem na taśmę została pani Magdalena Sroka, więc w dalszym ciągu jest to stare rozdanie. Z tej strony nie ma żadnej - w moim kierunku - dobrej zmiany.
WP: W gronie ekspertów Instytutu znaleźli się jednak nowi eksperci tacy jak Rafał Ziemkiewicz, Robert Tekieli, Ewa Stankiewicz i Piotr Zaremba. Częściowo zmienili się też szefowie komisji eksperckich.
Szef PISF nadal ma największe znaczenie, tak samo jak dyrektorzy teatrów i szefowie telewizji komercyjnych...
WP: ...a TVP?
Rada Mediów Narodowych rozpisuje konkursy na szefów mediów publicznych. Ja już specjalnych oczekiwań nie mam. Siedzę sobie na wsi.
WP: A cień nadziei na to, że zacznie pan znowu występować w telewizji albo w filmach?
Czas płynie nieubłaganie. Kończę 67 lat i formalnie przechodzę na emeryturę. Siły ludzkie wyznaczają granicę, za którą entuzjazm, wyrywanie się do pracy i chęci zmiany świata prawdopodobnie już biologicznie ustają.
WP: Mówi pan o sobie?
W moim życiu bezpowrotnie zmarnowanych zostało kilkanaście lat.
WP: Wini pan środowisko Platformy - dlaczego?
Moje doświadczenie i praktyka artystyczna, twórcza została zaprzepaszczona w skutek zmian politycznych. Teraz już nie rozpędzam się i nie mam wielkich nadziei. Nie sądzę zresztą, abym miał potencjał, aby coś jeszcze w tym świecie zmienić. Po prostu się przyglądam.
WP: Może nie chodzi o to, aby zmieniać, ale żeby uczestniczyć i być obecnym w życiu artystycznym?
Zawsze moim imperatywem jako satyryka - choć to romantyczne i może naiwne - była wiara w to, że każde słowo w jakiś sposób może zmieniać rzeczywistość. Że to plecenie i ośmieszanie powoduje jakieś zmiany w mentalności ludzi. A jak masy zaczynają się śmiać, to jest to groźne dla władzy.
WP: Chyba zatem ostatni pana sukces to były występy na konwencjach Andrzeja Dudy i Prawa i Sprawiedliwości w minionym roku.
Może i to słuszne stwierdzenie i byłoby warto ze sceny zejść, już więcej ani słowa nie powiedzieć. Może te moje występy to była już pointa i już wystarczy, bo więcej nie zmienię. Niech już wybrani teraz w wyborach politycy zmieniają świat.
WP: "Siara" nie ma ambicji, żeby wrócić do kuluarów Sejmu, więc już tam nie wróci?
Może powinien i to niezależnie od tego, jaka jest władza.
WP: Po ośmiu latach Platformy Obywatelskiej i pięciu Bronisława Komorowskiego łatwo było panu żartować z władzy. A teraz? Po ok. roku obozu PiS u sterów państwa jest trudniej?
Jakże trudniej? "Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka: wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka". Każdy człowiek popełnia błędy i jest śmieszny. Tak za rządów poprzedniej władzy jak i teraz. Rządzenie przez Prawo i Sprawiedliwość tak na dobre jeszcze się jednak nie zaczęło, bo jest Trybunał Konstytucyjny i wrzawa w Europie spowodowana sprytem poprzedników.
Czekam więc, aż władze w pełni się ukonstytuują i wtedy z tej nowej władzy będzie można sobie robić jaja.
WP: Rok nowej władzy to wciąż za mało?
Póki co rządzenie przez PiS zamyka się w dwóch punktach: ludziom dano po 500 zł na dziecko i do sprawy Trybunału Konstytucyjnego, gdzie prezes Andrzej Rzepliński nie chce się oderwać od stołka. Poza tym w Polsce miały miejsce dwa wielkie wydarzenia: szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży.
WP: W 2010 i 2015 r. wspierał pan i PiS, i kandydatów tej partii na prezydenta. W końcu się udało, ale ma pan o coś żal do obecnego obozu rządzącego? Nie żałuje pan swojego zaangażowania?
Nie. Absolutnie.
WP: Ma pan osobistą satysfakcję, że Bronisław Komorowski i Platforma Obywatelska u władzy to teraz przeszłość?
Mam satysfakcję, że wybory zostały przeprowadzone pod ogromną kontrolą ludzi zdeterminowanych, aby były one uczciwe. To jest największy sukces. A kto na tym traci, a kto zyskuje? Po każdej stronie są tylko ludzie, a po kadencji będą ponosić konsekwencje tego, że nie dotrzymali słowa albo będą mieć satysfakcję, że znów zostali wybrani, bo się sprawdzili.
WP: A tego, że PiS i Andrzej Duda nie do końca nie dotrzymują obietnic?
Dali 500 zł. Pracują nad tym, aby pomóc klienteli banków zadłużonej we frankach. Błędów nie widzę.
WP: Pani premier obiecywała też w ciągu pierwszych stu dni rządu zostanie obniżony wiek emerytalny, a wzrośnie z kolei kwota wolna od podatku.
W ciągu trzech miesięcy z hakiem się to nie udało, ale dajmy temu hakowi trochę potrwać. Po co tworzyć nowe ustawy, skoro wisi nad nimi niebezpieczeństwo obalenia ich przez Trybunał Konstytucyjny albo przynajmniej spory, czy jakaś ustawa wchodzi w życie? Niech ten statek popłynie tym halsem przez konstytucyjne cztery lata kadencji Sejmu, a potem ludzie znów zdecydują. Jeżeli będą zawiedzeni, to wybiorą inną władzę. Niech tylko się to odbywa bez podrabiania podpisów i fałszowania wyborów.
WP: Ogląda pan telewizję?
Nie.
WP: Przegląda pan internet?
Zaglądam do sieci.
WP: A czym konkretnie pan się zajmuje jako rolnik?
Na 12 hektarach ziemi mam las, stawy rybne, łąki i pastwiska. Hoduję cztery konie, dziesięć owiec, cztery kozy, kury i kaczki. Koszę łąki, suszę siano, wycinam gałęzie, zabezpieczam sobie opał - drewno na zimę.
WP: To bardzo daleko od tego, czym wcześniej - jako aktor i satyryk - się pan trudnił.
Gdybym od rana do nocy nie zajmował się rolnictwem, na które sam siebie skazałem, to chyba bym zwariował albo coś złego by się ze mną stało. Mam swoje gospodarstwo rolne, nie jestem wyróżniany przez władzę, a bywam wręcz sekowany. Jako rolnik jestem tak samo zmęczony jak każdy polski chłop. To wszystko jest śmieszne i straszne. Szkoda, że nie będzie już wykorzystane przeze mnie w publicystyce i satyrze w mediach publicznych.