Jankes

Angielszczyzna George'a Busha jest równie zła jak swego czasu polszczyzna Lecha Wałęsy. I co z tego? I tak rządzi światem - pisze Jakub Mielnik w tygodniku "Przekrój".

29.05.2003 | aktual.: 29.05.2003 09:19

"Możesz włożyć buty do piekarnika, ale to nie uczyni z nich ciasteczek" - głosi teksańskie przysłowie, jedno z wielu, które krążą podobno po Białym Domu od czasu, gdy wprowadził się tam George W. Bush. Gdy były teksański gubernator obejmował trzy lata temu fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych, nawet przychylni Republikanom komentatorzy byli zgodni, że jest najmniej rozgarniętym mieszkańcem Białego Domu od czasów Dana Quayle'a.

Quayle, wiceprezydent w administracji Busha seniora, nie potrafił poprawnie napisać słowa "ziemniak" (zamiast potato pisał potatoe) i w 1992 roku przeszedł do historii jako wiceprezydent, którego ortografii musiał uczyć szóstoklasista.

Dziś Bush popełnia błędy językowe na skalę, której Quayle nigdy nie osiągnął. Ukuto nawet termin "buszyzm" na określenie specyficznego stylu języka angielskiego, którym posługuje się obecny prezydent. Kolekcjonowanie "buszyzmów" stało się w kręgach amerykańskiej inteligencji równie popularną zabawą, jak w Polsce pierwszej połowy lat 90. w dobrym tonie było natrząsanie się z nieporadnej polszczyzny Lecha Wałesy.

"Dubya" (czyt. dabja), jak nazywają w Ameryce Busha, w czasie publicznych wystąpień ma poważne kłopoty z posługiwaniem się mową ojczystą. Już samo przezwisko "Dubya" pochodzące od zniekształconej teksańskim akcentem angielskiej wymowy inicjału "W" przed jego nazwiskiem nawiązuje do złej angielszczyzny prezydenta. Poprawna wersja powinna brzmieć "dablju", ale pozujący na morowego chłopaka z prowincji Bush chętnie korzysta z wiejskiej gwary Teksasu. Paradoks polega na tym, że jako członek jednej z najbogatszych rodzin w USA "Dubya" większość życia spędził nie na wsi, tylko w miastach na Wschodnim Wybrzeżu, studiując w Yale i na Harvardzie.

Mimo dyplomów renomowanych uczelni i szlifu, jaki musiał otrzymać jako członek klanu milionerów, Bush nie panuje nad składnią. Raz po raz tworzy karkołomne lub po prostu całkowicie pozbawione sensu konstrukcje.

"Od tego czwartku kasy biletowe i samoloty wznowią loty z lotniska Ronalda Reagana" - oświadczył 3 października 2001 r., ogłaszając przywrócenie ruchu lotniczego po zamachach z 11 września.

Bush ma też kłopoty z wymową co trudniejszych wyrazów. 1 maja 2002 r. podczas przemówienia o amerykańskim systemie edukacyjnym, prezydent nie dostrzegł różnicy pomiędzy angielskimi wyrazami opportunity (możliwość) a opportunistic (oportunistyczny). Zamiast zgodnie z tym, co miał napisane na kartce, powiedzieć: "Amerykańskie szkoły przygotowują młodzież do sukcesu w naszym społeczeństwie cudownych możliwości", Bush wypalił: "Amerykańskie szkoły przygotowują młodzież do sukcesu w naszym cudownie oportunistycznym społeczeństwie". (an)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)