Jan Wójcik: Dżihad żyje i ma się dobrze
Stany Zjednoczone, Rosja, Francja i kilka innych państw odtrąbiło sukces w zwalczaniu dżihadystów w Syrii. Jednak część ekspertów uważa, że w tym roku można się spodziewać jeszcze większej liczby ataków ze strony ISIS. Dlaczego?
12.03.2018 | aktual.: 12.03.2018 12:22
Zdaniem Pentagonu, który opublikował w połowie stycznia nową Strategią Obrony, wracamy do starej szachownicy, gdzie "strategiczna konkurencja pomiędzy państwami, a nie terroryzm, staną się głównym obiektem zainteresowania amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego".
W pewien sposób to zrozumiałe, że Stany Zjednoczone postrzegają Chiny i Rosję jako zagrożenie o większym znaczeniu, porównując chociażby zdolności operacyjne tych państw do możliwości będących w zasięgu dżihadystów. I Waszyngton zamierza bardziej zwrócić uwagę na wyzwania ze strony tych państw, jak także i Iranu, i Korei Północnej, zdając sobie jednocześnie sprawę, że dżihadyści będą w dalszym ciągu mordować niewinnych ludzi.
Zagrożenie ma charakter globalny
Czy tak łatwo jednak terroryści dadzą o sobie zapomnieć? Czy pozwolą uwolnić siły do tej pory związane z walką z nimi? Zaangażowanie nie jest tylko militarne, to praca tysięcy osób na całym świecie, służb, które analizują i monitorują potencjalne spiski, wykrywane w setkach rocznie, nadzorują dziesiątki tysięcy podejrzanych o terror. A to, że ISIS utraciło swoje Państwo Islamskie nie oznacza końca, a może wręcz przeciwnie, większe zaangażowanie służb.
W samym rejonie Syrii i Iraku ugrupowanie przeszło w ukrycie i ucieka się do partyzanckiej formy walki z czasów Al-Kaidy. Niektórzy raczej woleliby mówić o rozproszeniu terrorystów, a nie o ich pokonaniu, zwłaszcza że ciągle żywa jest ich ideologia.
A jak wiemy zagrożenie ma charakter globalny. Podstawowe obszary działania dżihadystów to dziś poza wymienionymi: Jemen, Półwysep Synaj i inne części Egiptu, państwa sahelu, Libia i państwa sąsiednie, Nigeria, Somalia i pogranicze z Kenią, a także Filipiny, Afganistan i Pakistan, do tego dochodzą liczne komórki w Europie nie aż tak widoczne z uwagi na skuteczność europejskich służb bezpieczeństwa.
I chociaż na Synaju trwa ofensywa Egiptu przeciwko dżihadystom, którzy dokonują znacznie mniejszej liczby ataków niż w rekordowym 2015 roku to jednak państwo ma z nimi kłopot. I nieoficjalnie mówi się, że korzysta ze wsparcia Izraela. Co więcej przy zbliżających się wyborach prezydenckich zaplanowanych na koniec marca, ISIS wzywa do ataków na turystów i Koptów oraz na lokale wyborcze, chcąc koniecznie udowodnić, że prezydent Sisi nie sprawuje kontroli nad terytorium.
ISIS pozostaje w odwrocie
Z kolei w Sahelu montowana jest obecnie armia G-5 (Niger, Mali, Burkina Faso, Czad, Mauretania) z silnym wsparciem Francji i finansowana przez Unię Europejską, Stany Zjednoczone, a także Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Celem jej jest powstrzymanie przemytników, ale także organizacji terrorystycznych w regionie, głównie związanych z Al-Kaidą, czerpiących przychody z przemytu i handlu ludźmi.
W Nigerii podobnie jak w Syrii, władze uznały, że pokonały Boko Haram związane z Państwem Islamskim, tymczasem ono samo jest w stanie dokonywać ataków, a ich lider pokazuje się w nagraniach w internecie.
W Libii ISIS również pozostaje w odwrocie, ale według szacunków Departamentu Stanu liczba dżihadystów tam może sięgać ponad 4000 osób. Ale to tylko ISIS, są jeszcze ugrupowania powiązane z Al-Kaidą jak Ansar Al-Szaria. To stanowi także zagrożenie dla pobliskiej Tunezji, chociaż wyjątkowo po Arabskiej Wiośnie stabilnej, to zmagającej się z organizacjami terrorystycznymi w okolicach pogranicza.
Patrząc dalej na wschód Afryki, ISIS nie udało się opanować terytorium w Somalii, ale pozostaje groźne i zdolne do przeprowadzania śmiertelnych ataków, także w sąsiedniej Kenii.
W Jemenie działają obydwa globalne ugrupowania dżihadystyczne Al-Kaida i ISIS, które pomimo licznych nalotów ciągle kontrolują części terenów. Prawdopodobnie zostaną wypchnięci z nich przez koalicję po przewodnictwem Arabii Saudyjskiej.
Od lat zwolennicy terrorystów trwają, można powiedzieć w mateczniku, na pograniczu Pakistanu i Afganistanu i udaje się im przetrwać oraz skuteczne polować na emirów organizacji, które niszczą łańcuch dowódczy, czy zrzucenie przez Stany Zjednoczone "Matki Wszystkich Bomb" - największej konwencjonalnej bomby, którą chciano zniszczyć podziemne tunele Państwa Islamskiego. Dodatkowo na pograniczu Afganistanu ciągle aktywny jest Islamski Ruch Uzbekistanu, który także zadeklarował lojalnośc wobec ISIS.
Ryzyko terrorystyczne niedoszacowane?
W Azji Południowo-Wschodniej w Malezji czy w Indonezji weterani dżihadystycznych walk tworzą siatki i rekrutują nowych bojowników. To wywołuje z kolei nie tylko niepokój tych państw, ale i Australii. W Filipinach, gdzie po latach walk udało się podpisać porozumienie pokojowe między rządem a Moro Islamic Liberation Front, uznawanym za organizację terrorystyczną, pojawiają się informacje o dżihadystach z Indonezji, Malezji i Bliskiego Wschodu, którzy przekraczają granice i tam dołączają do Grupy Abu Sayyafa.
Czy zatem ryzyko terrorystyczne jest niedoszacowane przez Departament Stanu? Nie ma wątpliwości, że i Chiny, a i większa obecność Rosji w rejonie Bliskiego Wschodu stanowi większe wyzwanie, pokazuje to też aktywność Korei Północnej i Iranu.
Może być jednak tak jak obawiają się analitycy CSIS Center for Strategic and International Studies, że Stany Zjednoczone wolą zostawić kwestie terroryzmu w danym miejscu regionalnym graczom. To właśnie przykład Jemenu, gdzie pomimo podobnej sytuacji jak w Syrii, ugrupowań terrorystycznych i różnych graczy związanych z konfliktem sunnicko-szyickim, zaangażowanie USA jest nieproporcjonalne. Powstaje obawa, że Stany Zjednoczone wycofujące się z Bliskiego Wschodu, a szerzej z walki z terroryzmem mogą spowodować, że przestrzeń ta zostanie wypełniona przez inne państwa, doprowadzając do narastania konfliktów.
W mikroskali skutki, przed którymi przestrzegają, można obserwować w przypadku ataku Turcji na Afrin, pod pozorem walki z kurdyjskim terroryzmem. Stany Zjednoczone nie potrafią, bądź nie mają możliwość powstrzymania sojusznika z NATO przed tą agresją. W efekcie odciąga to od walki z terrorystami Państwa Islamskiego i Al-Kaidy, jednostki przeważnie kurdyjskiego SDF, a także armii syryjskiej. Wycofanie się więc Stanów Zjednoczonych z tego regionu może oznaczać wkrótce odrodzenie się kolejnego dżihadystycznego powstania.
Udowodnić zdolność do przeprowadzania operacji
Miejscem, gdzie ISIS nie jest łatwo pokonać, chociaż tu także trwa wzmożona ofensywa, jest internet. To pozwoli dalej dżihadystom, którzy z internetu uczynili miejsce rozprzestrzeniania ideologii, rekrutowania i przekazywania know how, kontynuować te działania. Chociażby w przestrzeni internetowej ciągle obecne jest wezwanie do indywidualnych aktów dżihadu.
Eksperci ostatecznie więc nie są zgodni. Część uważa, że można spodziewać się w 2018 większej liczby ataków, bo ISIS będzie chciało udowodnić swoją zdolność do przeprowadzania operacji. Inni z kolei twierdzą, że wyeliminowanie kontroli ISIS nad terytorium spowodowało utratę sporej części przychodów, a to ograniczy ich zdolność operacyjną.
Częściowo mogą mieć rację, bo utrata wpływów jest potężna, ale organizacje terrorystyczne są elastyczne w poszukiwaniu środków. Państwo Islamskie przerzuca się na handel narkotykami, czerpią środki z handlu ludźmi i "opodatkowują" przemytników. To nieporównywalne przychody do tych, które mieli ze sprzedaży ropy i opodatkowania ludności w swoim "państwie", ale też ogromne środki pochłaniało utrzymanie struktury, przeprowadzenie zamachu nie jest już tak kosztowne.