Jan Truszczyński: nie demonizujmy eurokonstytucji
Nie demonizujmy traktatu konstytucyjnego, nie uważajmy go za coś, co położy Europę. Nie powinniśmy również mówić, że fiasko traktatu oznacza odwrót na całym froncie i pogrzebanie wszystkiego, co zbudowaliśmy przez ostatnie 50 lat - powiedział w radiu Tok FM Jan Truszczyński, główny negocjator Polski w rozmowach o wejściu do Unii Europejskiej.
06.06.2005 | aktual.: 06.06.2005 13:28
[
- Jan Truszczyński (3,57 MB) ]( http://i.wp.pl/a/f/mp3/8495/truszcz606.mp3 )
Janina Paradowska: Bronić czy nie bronić konstytucji europejskiej? Niemcy i Francja po spotkaniu Chiraca i Schroedera są za kontynuacją procesu ratyfikacji traktatu konstytucyjnego nieco inne sygnały dochodzą z Wielkiej Brytanii, z Czech. Znany przeciwnik konstytucji prezydent Klaus też już zabrał głos.
Jan Truszczyński: Tak. Nikt nie powie, że jest dobrze. Bronić czy nie bronić? Wielkie pytanie. Tak długo jak nie znaleziono lepszej recepty na życie wspólne w grupie, która liczy 25, wkrótce 27 członków, na to, żeby decyzje podejmować z minimum demokracji i z minimum efektywności nie ma lepszego pomysłu niż traktat konstytucyjny. Powiedziałbym podobnie jak Chirac i Schroeder, że należy kontynuować ten proces.
Janina Paradowska: Polscy politycy, przynajmniej część z nich mówią: „ta konstytucja jest już martwa, nie ma o czym rozmawiać”.
Jan Truszczyński: W sensie prawnym martwa na pewno nie jest dlatego, że wiele krajów ma przed sobą procedurę ratyfikacji czyli związania się tym, co ich przedstawiciele w zeszłym roku podpisali w Rzymie. W sensie politycznym można dyskutować oczywiście, ponieważ nikt w tej chwili nie powie czy, i w jakich warunkach możliwe byłoby związanie się jednak Francji czy Holandii tym traktatem skoro społeczeństwa tych krajów większością głosów traktat ów odrzuciły. Dyskusja polityczna jest potrzebna, bo prawnie my możemy kontynuować proces, ale na końcu drogi trzeba sobie powiedzieć: „dobrze, co dalej?”
Janina Paradowska: Powinniśmy w Polsce jednak tych głosów, chociaż opinia publiczna uważa, z badań przeprowadzonych przez Pentor dla Polskiego Radia, po referendum w Holandii, że większość, ponad 60% uważa, że powinno być referendum konstytucyjne. Większość klasy politycznej, przynajmniej ta, która cieszy się poparciem w sondażach wyborczych mówi, że „Koniec, dajmy sobie spokój, tego już nie róbmy”. Jakie argumenty w takim razie przemawiają za tym, żebyśmy coś jednak robili?
Jan Truszczyński: Argumenty przeciwników sprowadzają się do kilku opinii. Pierwsza, że referendum dużo kosztuje i oszczędzimy sobie wydatku.
Janina Paradowska: On jest dość mało trafny, bo to w połączeniu z pierwszą turą wyborów prezydenckich kosztuje mniej już.
Jan Truszczyński: Dodatkowe pieniądze kosztuje, ale to jest najmniej istotne. Drugi argument jest taki, że za jakiś czas uda się wynegocjować coś lepszego dla Polski. Nie ma żadnych dowodów na to, aby takie negocjacje były możliwe i aby w takich negocjacjach udało się uzyskać lepszy wynik dla Polski. Co to jest lepszy wynik, gorszy wynik? O tym, co jest lepszym wynikiem, co jest gorszym nikt jeszcze nie mówił, nikt tego nie zdefiniował. Nie ma sensownych argumentów, które mogliby przeciwnicy ratyfikacji traktatu przytoczyć w obronie poglądu, że tak jest dla interesu polskiego lepiej. Interesem Polski jest kontynuacja integracji europejskiej, utrzymanie spójności i solidarności w Unii. Wszyscy zaklęcia te odmieniamy na różne sposoby, ale te słowa mają praktyczny wymiar. Jednym z praktycznych wymiarów jest wsparcie Polski przez inne kraje klubu w tym, co Polska uważa za ważne, czyli integrowaniu i zbliżaniu obszaru post sowieckiego do Unii Europejskiej. Interesem jest uzyskiwanie środków na szybką
modernizację kraju. Kto zagwarantuje, że te środki będą do Polski płynąć, jeżeli klub nam się zacznie rozpadać? Lepiej jest z traktatem niż bez niego. Janina Paradowska: A co może przynieść ten 16-17 czerwca, czyli spotkanie przywódców Unii Europejskiej, na które wszyscy liczą jako na taki moment kluczowy i przełomowy?
Jan Truszczyński: Słowo przełom to jest słowo niebezpieczne, wtedy czekamy na cud a ten cud na ogół nie następuje, nie dochodzi do skutku. Szefowie będą w stanie pokazać: „wóz jedzie dalej, integracja nie ucierpiała nadmiernie, nie takie kryzysy już przeżywaliśmy”. W efekcie przyjmą kompromisowe rozwiązania dotyczące budżetu Unii Europejskiej na lata 2007-2013. To by było bardzo dobre, bo to jest i dla Polski przecież bardzo ważne. Myślę, że jednak potwierdzą proces ratyfikacji traktatu konstytucyjnego. Tam, gdzie jeszcze nie doszedł do końca powinien być ciągnięty tak, żeby wiedzieć, kto ratyfikował, kto nie, jaką mamy sytuację pod względem prawnym? Po trzecie za pewne będzie dyskusja o innych rzeczach jak ma wyglądać funkcjonowanie Europy i skuteczność Unii Europejskiej w świecie po tym ciosie, jakiego traktat konstytucyjny doznał. Co dalej z procesem rozszerzenia? Słyszymy te wszystkie poglądy o tym, że należałoby się zastanowić, zawiesić, zatrzymać, powiesić na kołku, ale za drzwiami czekają
Chorwacja, Turcja, bliska naszemu sercu Ukraina, wszystkie kraje zachodnich Bałkanów. Ja nie mówię, że teraz coś trzeba powiedzieć, ale należałoby jednak tych partnerów uspokoić.
Janina Paradowska: Czy pan uważa, że upadek konstytucji w tych dwóch krajach nie przekreśla rozszerzenia, jeżeli wynik tych referendum a przynajmniej referendum we Francji i Holandii już jest interpretowany jako bunt przeciwko rozszerzeniu?
Jan Truszczyński: Rozszerzenie kolejne, mam na myśli Chorwację, jeśli zaczęłoby się w tym roku z nimi rozmawiać to za kilka lat Chorwacja by chyba weszła do Unii Europejskiej w 2009, Turcja wiemy, że znacznie później a po drodze mam nadzieję, że integracja europejska nie będzie stała w miejscu. Ma pani w dużym stopniu rację, bo dokonano zmian w konstytucji francuskiej i to takich, które zmuszają do dokonania referendum w społeczeństwie francuskim przy każdym kolejnym rozszerzeniu. Na dzień dzisiejszy trudno sobie wyobrazić oczywiście większość Francuzów mówiących z entuzjazmem „tak” kolejnym rozszerzeniom.
Janina Paradowska: A może błędem po prostu było, że decydowano o sprawie Turcji zanim ratyfikowano traktat konstytucyjny?
Jan Truszczyński: Trzeba sięgnąć troszeczkę do przeszłości. Rozszerzenie i tak zwane konsekwencje społeczno-gospodarcze to jest coś, co zaświeciło przed oczami wielu Francuzom dopiero po 1999 roku, kiedy zdali sobie sprawę, że Turcja to nie jest jakiś odległy partner, który zawsze pozostanie w Azji, ale kraj, który ma szansę wejścia do Unii Europejskiej. To, a nie rozszerzenie wschodnie spowodowało takie reakcje społeczne we Francji, jakie znalazły kulminację w wyniku referendum. Gdyby parę lat temu było referendum we Francji na temat przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, Słowacji, Węgier nie wiemy, jaki byłby wówczas wynik, ale pamiętamy sondaże. Relatywnie najwięcej sympatii dla Polski, więcej niż dla innych krajów wschodniej Europy w społeczeństwie francuskim. Żadnych gwarancji, że to by się przełożyło się na większościowe „tak” dla przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Janina Paradowska: Mówimy często o intuicji komisarza, Gunter Verheugen który ostrzegał, że te dwa, trzy lata to jest czas dla poszerzenia sposobny i że drugi raz taki okres może się nie zdarzyć. Miał rację.
Jan Truszczyński: Okno możliwości patrząc za siebie przez lewe czy prawe ramie widzimy wyraźnie, że miał sporo racji. Gdybyśmy nie zakończyli rozmów akcesyjnych w Kopenhadze w grudniu 2002 roku, kto wie jak one by się potoczyły w kontekście tego, co działo się parę miesięcy później wokół Iraku i w samym Iraku? Kto wie kiedy byśmy je w efekcie zakończyli.
Janina Paradowska: Dzisiaj głos bardziej oficjalnie ma zabrać Wielka Brytania. Spodziewane jest, że Jack Straw coś powie. To będzie głos ważny dlatego, że Wielka Brytania będzie obejmować przewodnictwo w Unii Europejskiej. Czego się pan spodziewa?
Jan Truszczyński: Spodziewam się głosu rozsądku, który nie skomplikuje życia państwom mającym przed sobą referendum w najbliższych miesiącach. Top nie jest bynajmniej Polska. Luksemburg 10 lipca, Dania formalnie 27 września. Gdyby Brytyjczycy wbili gwóźdź do trumny traktatu ogłaszając, że oni się wycofują, że nie będą przeprowadzać u siebie referendum. To jest pytanie: co by się stało z procedurą ratyfikacyjną w innych krajach? Myślę, że oni powstrzymają się od tego rodzaju deklaracji. Co będzie dalej, bo na dyskusji 16-17 czerwca Europa i integracja się nie kończy? Brytyjczycy tak czy inaczej będą stali przed decyzją robić referendum, jeśli tak, kiedy? Nie robić referendum, jakie tego konsekwencje negatywnie raczej niż dodatnie dla partnerów Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej? Jest to istotnie problem, którego rozstrzygnięcie musi dojść do skutku. Nie chciałbym być w skórze tych, którzy mają o tym decydować. Mogę tylko liczyć na to, że nie będą podejmować pochopnych decyzji i mówić czegoś wiążącego
przed dyskusją w naszym wspólnym gronie.
Janina Paradowska: Ma pan bardzo duże doświadczenie europejskie, doświadczenie w poruszaniu się w instytucjach europejskich, tak już na pana nos i doświadczenie: co będzie? Co panu to doświadczenie podpowiada?
Jan Truszczyński: Tu musielibyśmy po prostu oddzielić pogląd prywatny od oficjalnego. One zawsze powinny być identyczne, ale nie zawsze są identyczne w 100%. To ostatecznie normalne. Prywatnie miałbym nieco większe wątpliwości czy uda nam się w Unii Europejskiej obronić ten traktat. Oficjalnie uważam, że należy uczynić wszystko, co możemy i my i pozostałe kraje członkowskie, żeby stworzyć jasną, klarowną sytuację. Olbrzymia większość ratyfikowała, parę nie ratyfikowało. Wspólnie zastanawiamy się nad tym jak pomóc tym, którzy nie ratyfikowali i wspólnie doprowadzamy do zbudowania kolejnego piętra integracji europejskiej, nie konstytucji, nie koślawego produktu a jedynie dodatkowego zestawu procedur służących demokratycznym decyzjom podejmowanym w interesie obywateli krajów członkowskich. Nie demonizujmy traktatu konstytucyjnego, nie uważajmy go za coś, co położy Europę. Nie powinniśmy również mówić, że fiasko traktatu oznacza odwrót na całym froncie i pogrzebanie wszystkiego, co zbudowaliśmy przez
ostatnie 50 lat. Ja się zgadzam całkowicie z tymi, którzy mówią, że Unia Europejska, integracja europejska to jak rower, on musi być cały czas w ruchu, bo jak staje to niestety wtedy spada się z roweru.