Jan Rokita ujawnia, dlaczego nie idzie na wybory
To, co obecnie dzieje się w mediach i ogólnie na forum to nie jest polityka, ale iluzje. Te iluzje mają sprawić, że nie będziemy w stanie sami ocenić polityków, a zamiast tego zamienimy się w partyjnych fanatyków. Dlatego nie będę brał udziału w tych wyborach - mówi w wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" Jan Rokita.
- Nie planuję uczestnictwa w tych wyborach - mówi jeden z byłych liderów PO, który obecnie zdystansował się od polityki. Jego zdaniem to jakiś hiperdemokratyczny przesąd, że jedyną formą obywatelskiego zaangażowania jest uczestnictwo. A przecież brak uczestnictwa może być w pewnych sytuacjach równie dobrym przejawem postawy obywatelskiej - podkreśla Rokita. - Zresztą uczestnictwo bezmyślne, wynikające z poddania się prymitywnym namiętnościom partyjnym, jest z pewnością niegodne obywatela. Rachunek jest prosty: oddanie głosu jest uczestnictwem w legitymizowaniu status quo, brak udziału – w delegitymizacji. A ja status quo partyjnej polityki polskiej odrzucam i chcę jego zmiany. Więc logicznie i uczciwie – nie głosuję. Im mniej ludzi zagłosuje, tym silniejsza presja na zmianę - mówi Jan Rokita w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym".
Były polityk zaznacza, że język sfery publicznej przeżywa dziś upadek. - Znam dobrze Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Wiem, czego się mogę po nich spodziewać, a czego nie, nie mam przekonania o ich politycznej wielkości, a z ich rządami nie wiążę wielkich nadziei dla Polski. Ale Polska nie ma powodów do strachu przed ich władzą. Niemal wszystko, co słyszymy od polityków i czytamy w gazetach, naznaczone jest grzechem jakiejś niebywałej przesady. Przesada jest metodą walki o władzę, ale też uczyniła naszą politykę infantylną - mówi Rokita.
Jego zdaniem, rządy PO - od początku poniżej zdobytych możliwości - w ostatnim czasie zaczęły się całkiem rozłazić. - Jednak uczciwie mówiąc - jako uważny czytelnik gazet, nieoglądający programów politycznych w telewizji - nie wiem do dziś, co PiS postanowił w nich realnie zmienić, poza być może ryzykownym przesunięciem akcentów w polityce europejskiej. No i oczywiście poza radykalnie innymi kostiumami i retoryką. Ale polityczny teatr oraz retoryka polityków i mediów co najmniej od końca rządów AWS są - delikatnie mówiąc - dość luźno związane z polityczną realnością dzisiejszej Polski - podkreśla były polityk PO.
Jego zdaniem, polityka nadal istnieje, ale jest prowadzona za nieprzezroczystą kurtyną, poza wiedzą i rozpoznaniem opinii publicznej. - Natomiast to, co się odbywa w mediach, w kampaniach wyborczych, nawet w sejmie - to świadomie tworzone na nasz użytek iluzje. Te iluzje służą jednemu celowi: mają pobudzać nasze namiętności, mają zaciemnić światło naszego rozumu, mają osłabić naszą zdolność osądu polityki i polityków i ostatecznie z obywateli przekształcić nas w pełnych wściekłości i fanatyzmu partyjnych zelotów. Którzy oczywiście - zapytani, o co są tak wściekli - nie potrafią sformułować rozsądnego uzasadnienia - mówi Rokita i dodaje, że chodzi o to, by na widok politycznego oponenta ludzie wpadali w złośliwy rechot, za którym jednak czaić się musi także nieokreślony lęk.
Jan Rokita przedstawia też swoją wizję tego, co może stać się po wyborach. - Jeśli Tusk pozostanie po wyborach premierem, a przy obecnym układzie sił jest to najbardziej prawdopodobne, Palikot w sejmie będzie jego codziennym przekleństwem. Utrudni Tuskowi założenie koalicji, będzie ją każdego dnia destabilizował, a Jarosława Kaczyńskiego ustawi w nowym parlamencie w roli umiarkowanego centrysty, gotowego nawet czasem wziąć w obronę niszczonego premiera. Palikot w sejmie może doprowadzić do nowego zdefiniowania ról głównych uczestników polityki. Ratunek może być tylko jeden: przekupić Palikota nie byle jakim stanowiskiem rządowym - mówi Rokita w rozmowie z "Tygodnikiem".
Przeczytaj też: Tak zagłosujemy "przeciw wszystkim"