PublicystykaJakub Majmurek: "Czy lewicowy sen o jutrze porwie Polaków?" (Opinia)

Jakub Majmurek: "Czy lewicowy sen o jutrze porwie Polaków?" (Opinia)

Konwencję programową lewicy otworzyło nie trzech tenorów, ale trzy polityczki. Mówiły o świeckim państwie, o prawach kobiet i o edukacji. To wysyłało jasny sygnał: lewica stawia w tych wyborach na kobiety i progresywny elektorat. Na wszystkie grupy, które nie odnajdują się w ofercie duopolu PiS-PO-KO.

Jakub Majmurek: "Czy lewicowy sen o jutrze porwie Polaków?" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański
Jakub Majmurek

Nie tylko 500+

Widać to też było w tym, jak przedstawiony został socjalny program lewicy. Pozornie socjal, świetna koniunktura i sytuacja na rynku pracy to największe atuty PiS w nadchodzących wyborach. Pozornie, bo socjalny projekt PiS pełen jest luk, niedoróbek i niezagospodarowanych obszarów. Ogranicza się do nieskomplikowanych programów, sprowadzających się do przelania ludziom pieniędzy na konto.

Lewica w sobotę nie próbowała przelicytować PiS obietnicą kolejnych transferów pieniężnych. Zamiast tego przedstawiła ambitny program inwestycji publicznych, które mają zapewnić Polakom i Polkom dostęp do usług publicznych i dóbr, których rynek nie jest w stanie dostarczyć za sensowną cenę w jakości, jakiej mamy prawo oczekiwać.

Obiecano więc między innymi budowę miliona mieszkań w ciągu dziesięciu lat – co ma umożliwić wykorzystanie gruntów skarbu państwa, oraz powołanie państwowego dewelopera. Zapowiedziano inwestycje w służbę zdrowia i edukację. Minimalna pensja w budżetówce ma w programie lewicy wynosić 3500 złotych. Zgodnie z planami lewicy państwo ma jeszcze silniej wkroczyć na rynek farmaceutyczny, tak, by każdy pacjent niezależnie od zamożności mógł wykupić przepisane mu leki za 5 złotych. Państwo ma także długofalowo zadbać o dostępność lekarzy, np. zwiększając liczbę miejsc na kierunkach medycznych.

Wszystkie te obietnice wynikają z koncepcji państwa, jaką najpełniej w swoim wystąpieniu przedstawił Włodzimierz Czarzasty. "Państwo to nie przedsiębiorstwo komercyjne" – mówił lider SLD – "ma zapisane w konstytucji obowiązki socjalne: walki z biedą, bezdomnością, wykluczeniem społecznym". Taka wizja odróżnia lewicę zarówno od PO-KO, dla której państwo ciągle jest przede wszystkim nocnym stróżem pilnującym reguł rynkowej gry, i PiS, dla którego państwo jest emanacją bardzo wąsko rozumianej wspólnoty narodowej, mającym stać na straży silnie konserwatywnych norm społecznych.

O lepsze jutro

W sobotnich wystąpieniach liderów lewicy często powracały socjalne, redystrybucyjne żądania: radykalnego zwiększenia płacy minimalnej, skończenia z umowami śmieciowymi, prawa do urlopu dla każdego pracownika niezależnie od formy zatrudnienia, bezpłatnych posiłków dla dzieci w szkołach, ostatecznego zamknięcia kwestii reprywatyzacji, uderzającej w interesy lokatorów.

Redystrybucja na rzecz gorzej sytuowanych jest jednak tylko jednym z filarów programu lewicy na rok 2019. Równie wiele jej liderzy mówili w sobotę o rozwoju i swoich wizjach przyszłości. Lewica w 2019 roku bardzo wyraźnie definiuje się jako siła modernizacyjna, stawiająca na przyszłość, nie rozliczenia przeszłości – nawet w socjalno-rewindykacyjnym duchu.

Ta modernizacja ma dotyczyć nie tylko tzw. spraw światopoglądowych. Choć i tu lewica przestawiła program, którego realizacja zbliża Polskę do europejskich standardów u progu trzeciej dekady XXI wieku: równość małżeńska dla par jednopłciowych, prawo kobiet do przerwania ciąży do 12 tygodnia, pigułka dzień po, edukacja seksualną i równościowa. W dziedzinie edukacji obiecano jednak również reformy, mające zapewnić młodym ludziom umiejętności niezbędne do poruszania się po świecie XXI wieku. Np. po internecie z jego cyberprzemocą, algorytmami pozyskującymi nasze dane osobowe i fake newsami.

Wbrew stereotypowi, że lewica jest dobra tylko w dzieleniu wytworzonego przez innych bogactwa, Adrian Zandberg przekonywał, że "dynamiczna gospodarka i wysokie pensje nie muszą stać w sprzeczności ze sobą". W programie lewicowego trójprzymierza można też znaleźć takie obietnice, jak program Kopernik. Ma on przeznaczyć miliardy złotych na inwestycje w przedsięwzięcia gospodarcze oparte o nowe technologie, zdolne wprowadzić polską gospodarkę w XXI wiek. W epokę, gdy głównej przewagi konkurencyjnej naszej gospodarki nie będą już dłużej budować niskie koszty pracy.

Kogo lewica może przekonać?

Do kogo skierowany jest taki program? Na pewno nie do wszystkich, dziś raczej trudno wygrać nim wybory. Jest jednak kilka grup elektoratu, które lewica może nim pozyskać: młodzi, dla których największym codziennym problemem jest zaspokojenie potrzeby mieszkaniowej; pracownicy budżetówki, którzy czują, że przez zamrożone pensje nigdy tak naprawdę nie skorzystali z wyśmienitej koniunktury ostatnich lat; mniejszości od dekad bezskutecznie dobijające się o swoje prawa; wszyscy obywatele, którzy – nawet jeśli są wierzący – nie chcą żyć w państwie, gdzie głos Episkopatu jest ważniejszy od konstytucji. Podczas konwencji zadbano też o sentymenty i interesy tradycyjnego postkomunistycznego elektoratu, obiecując mu m.in. likwidację IPN i przywrócenie odebranych przez PiS emerytur mundurowych.

W logice wyborczej walki program lewicy będzie teraz atakowany ze wszystkich stron. PiS zarzucać mu będzie, że pragnie neomarksistowskiej rewolucji obyczajowej, wymierzonej w same fundamenty polskości i zachodniej cywilizacji. Mimo zapowiedzi paktu o nieagresji PO-KO i część liberalnych komentatorów będzie z kolei pytać, skąd właściwie lewica zamierza wziąć środki na swoje ambitne projekty.

Liderzy lewicy, jeśli chcą porwać Polaków swoimi marzeniami, muszą być dobrze przygotowani do ich obrony. Nie bać się konfrontacji z prawicą w sprawach światopoglądowych – zwłaszcza że to głosy o "tęczowej zarazie" mówią tak naprawdę w imieniu mniejszości. Lewica nie może też zbywać pytań o to, jak zamierza sfinansować takie programy, jak leki za 5 złotych czy program Kopernik – pierwszy rzut oka na propozycje lewicowej koalicji pokazuje, że z pewnością będzie on wymagał zwiększenia wydatków państwa. Na konwencji w sobotę żaden z liderów nie mówił niemal nic (poza zapowiedzią zniesienia ryczałtowego ZUS dla samozatrudnionych) o zwiększaniu podatkowej progresji – być może pamiętając, jak niechętnie nawet wyborcy Razem przyjmowali jej ambitne propozycje progresji podatkowej sprzed czterech lat.

Hojnie finansowane usługi publiczne na wysokim poziomie, świeckie państwo uznające pluralizm wartości i stylów życia, gospodarka przy wsparciu państwa realizująca społeczne cele i służąca ludziom, nie tylko zyskom – to elementarz głównego nurtu lewicy i nisza, jaka w polskiej polityce nie miała w ciągu ostatnich czterech lat reprezentacji. Lewicowi wyborcy dostali przyzwoity, lewicowy program. Największy problem polega jednak na tym, że nawet gdyby lewica utworzyła rząd z PO-KO, to bardzo niewielka część jej programu wydaje się możliwa do zrealizowania w następnych czterech latach. Sama obecność takich propozycji daje przy tym lewicy szansę na to, by się policzyć, przesuwają przy okazji polską sceną polityczną spod prawej ściany ku europejskim standardom.

Jakub Majmurek dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)