Jakub Dymek o nowym rządzie PiS: Panie prezesie, pan się nie boi
- Superkanclerz Jarosław Kaczyński właśnie ułożył rozdanie politycznie idealne. Może każdego, włącznie z samą premier, wyrzucić z rządu w dowolnej chwili. Najbliższe kryzysy – zacznie się najpewniej od górnictwa – przetestują wyporność tego gabinetu. A pierwsze ciosy weźmie na siebie i tak Szydło. Kaczyński zaś będzie ojcem sukcesu, nigdy porażki. Panie prezesie, pan się nie boi – pisze Jakub Dymek w felietonie dla Wirtualnej Polski.
10.11.2015 | aktual.: 10.11.2015 07:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jedno po ogłoszeniu składu rządu wiemy na pewno – Jarosław Kaczyński się nie boi. Nie boi się opozycji (bo i czego?), nie boi się reakcji zagranicznych mediów (bo i tak przychylna by nie była), nie boi się kompromitującej przeszłości swoich współpracowników (bo to, że budowali IV RP w jej najgorszej odsłonie, poczytuje im jako zasługę).
W tym kontekście nowy rząd oczywiście nie zaskakuje swoim składem: i Macierewicz, i Szałamacha, i Gowin, i Błaszczak, i Waszczykowski, i Gliński byli mianowani, zanim otrzymali faktyczne nominacje. To, co może zaskakiwać, to mnogość figur jednoznacznie kojarzonych z IV RP i to w jak prowokującej konfiguracji się pojawili.
Mamy więc enfant terrible każdego środowiska, czyli Antoniego Macierewicza jako szefa Ministerstwa Obrony Narodowej. Z czego pamiętamy go najlepiej? Ostatnio z uprzejmego pytania retorycznego, czy Tusk jest agentem Stasi. To właściwie i tak wersja light w porównaniu z tym, jak wcześniej recenzował rządy PO – a listę porównań otwierali stalinowscy mordercy. W swoich najlepszych latach Macierewicz ocierał się o radykalizm, w najgorszych - o paranoję i śmieszność. Na organizowanych przez niego konferencjach poświęconych katastrofie smoleńskiej udowadniano, że tupolewa rozsadziła bomba, bo gotowane w wodzie parówki również pękają od środka. Sam minister zdążył w ciągu minionych pięciu lat przedstawić kilka – jeśli nie kilkanaście – różnych i wykluczających się interpretacji katastrofy. Jednego jest pewien: nic nie wydarzyło się przypadkowo. Jego reformy służb i listę agentów WSI pozostawię bez komentarza.
Jarosław Gowin? Jego pęd do prywatyzacji, liberalizacji i deregulacji wszystkiego dorównuje tylko jego pędowi ku władzy. Premier Beata Szydło twierdzi zresztą, że złożyła mu propozycję godną jego ambicji – sam mógł wybrać sobie resort. Padło na Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, bo jak twierdzi „jest niepowtarzalna szansa na zbudowanie synergii między nauką a biznesem”. Plus za szczerość, bo minister jasno powiedział, że o biznes, a nie gospodarkę czy polskie innowacje, mu chodzi. Jak Gowin pogodzi obietnice wsparcia nauki, w tym wybitnie niebiznesowej humanistyki, ze swoim liberalnym zapałem godnym Leszka Balcerowicza początku lat 90.? Można tylko zgadywać, ale biorąc pod uwagę działalność Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej czy Uniwersytetu Zaangażowanego i ich głośne protesty przeciwko komercjalizacji uczelni i zaprowadzaniu tam biznesowej logiki, Prawo i Sprawiedliwość właśnie zawiodło nadzieje tych nielicznych środowisk inteligencji, które akurat w rządzie PiS-u chciały widzieć sojusznika.
Kamiński jako szef służb i Ziobro jako minister sprawiedliwości to już tylko smutny żart z demokracji i niezależności sądownictwa jako jej gwaranta. Przypomnijmy: były szef CBA został skazany na trzy lata więzienia za nadużycia za czasów kierowania tą służbą. Ziobro ma zostać – w kwietniu skończy się kadencja prokuratora generalnego i trzeba będzie wybrać kolejnego – zwierzchnikiem prokuratury. Który prokurator wystąpi otwarcie przeciwko swojemu szefowi i będzie dążył do skazania jego partyjnego kolegi w głośnym procesie? Który oficer służb będzie wyrywał się do zeznawania w sprawie nadużyć swego aktualnego szefa? Który sąd – bo i do wpływania na kształt orzecznictwa politycy PiS-u nierzadko zgłaszali pretensje – wyda wyrok? Naprawdę, Erdogan i Orban nie wymyśliliby tego lepiej.
Finanse i rozwój dostają Paweł Szałamacha i Mateusz Morawiecki. Jest w tym posunięciu coś ironicznego – partia, która upomina się o repolonizację banków, mianuje ministrem szefa właśnie sprzedanego Hiszpanom banku, tj. Morawieckiego właśnie. Szałamacha dla odmiany jest ekspertem liberalnego Centrum im. Adama Smitha, ale – w domyśle – przeszedł na dobrą, etatystyczną stronę Prawa i Sprawiedliwości. Czy tak jest naprawdę, to się jeszcze okaże.
Gospodarka pozostaje największą niewiadomą, choć połowiczną. Wiemy kto zacz, wiemy skąd przychodzi, ale dalej nie wiemy, co zrobi. I tyczy się to obu panów. Czy liberalne i biznesowe korzenie dadzą o sobie znać prędzej czy później? A może Szałamacha i Morawiecki naprawdę odkryli w nie do końca liberalnym, ale też wcale nie lewicowym, pomyśle na gospodarkę Jarosława Kaczyńskiego jakiś ukryty geniusz, który każe im wiernie realizować linię partii? Nawet jeśli oznacza to urażenie swoich byłych kolegów podatkiem od transakcji finansowych i kosztowną dla banków pomoc dla frankowiczów? Nie jest to niemożliwe.
Kto zaskakuje pozytywnie? Więcej niż jedna osoba – Anna Streżyńska jest propaństwowa, profesjonalna i znana ze swojej walki z nieuczciwą konkurencją na rynku telekomunikacyjnym. Konrad Szymański jako minister europejski na pewno weźmie na siebie ciężar zawiłych i intensywnych negocjacji, będzie się też dogadywał z Brukselą tam, gdzie bezużyteczne będą retoryczne szarże Waszczykowskiego i gradowy ostrzał insynuacji Macierewicza. Profesor Gliński jest osobą zdolną do dialogu, raczej umiarkowaną w poglądach – na standardy PiS-u na pewno – i o pewnym gravitas. Powagi nie odebrał mu nawet żenujący epizod z wyświetlaniem go na tablecie przez Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie.
I na koniec, wracając do samego superkanclerza Jarosława Kaczyńskiego – prezes PiS się nie boi, bo właśnie ułożył rozdanie politycznie idealne. Może każdego, włącznie z samą premier, wyrzucić z rządu w dowolnej chwili – bo za (prawie) żadną postacią nie wstawi się jakaś istotna grupa społeczna albo media, co najwyżej ewentualne sieroty po Zjednoczonej Prawicy. Ale może też wykorzystywać najróżniejsze akcenty tego różnorodnego rządu (Ministerstwo Rozwoju zbyt liberalne? Szybko bilansujemy Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. MSZ zbyt “jastrzębi”? Mamy Szymańskiego… itp. itd.) tak, aby prewencyjnie odpowiadać na zarzuty ze wszystkich możliwych stron i wszystkich zainteresowanych graczy, tych liczących się, zadowolić. Rynki finansowe się nie odwróciły, Bruksela jednak nie pogardzi minimum dialogu, Amerykanie się nie obrażą. Jeśli się nie powiedzie, wróć do punktu A – każdego można się pozbyć, lojalność partii i wyborców jest w każdych okolicznościach po stronie prezesa. Najbliższe kryzysy – a zacznie się
najpewniej od górnictwa – przetestują wyporność tego gabinetu. A pierwsze ciosy weźmie na siebie i tak Szydło.
Kaczyński zaś będzie ojcem sukcesu, nigdy porażki. Panie prezesie, pan się nie boi.
Jakub Dymek dla Wirtualnej Polski
Jakub Dymek- dziennikarz i publicysta "Dziennika Opinii" Krytyki Politycznej, kulturoznawca i absolwent wydziału nauk politycznych Uniwersytetu Północnej Karoliny w Greensboro, USA. Autor reportaży z Grecji, w tym głośnego tekstu o afgańskich uchodźcach w Atenach ("Czy zabierzesz nas do Europy?").