Jaka byłaby Polska, gdyby on został prezydentem
9 grudnia 1990 roku Lech Wałęsa został prezydentem Polski. W ówczesnych wyborach zadziwiające było to, że jego kontrkandydat – Stanisław Tymiński – zdobył ponad 3,5 mln głosów, w pierwszej turze pokonując działacza „Solidarności”, ówczesnego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Trudno powiedzieć jak potoczyłyby się losy Polski, gdyby to właśnie Stan Tymiński został wówczas prezydentem rodzącej się III RP.
09.12.2010 | aktual.: 21.12.2010 13:21
W pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich w wolnej Polsce kandydowali: Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Włodzimierz Cimoszewicz, Roman Bartoszcze, Leszek Moczulski i Stanisław Tymiński. Faworytami byli Wałęsa i Mazowiecki. Badania OBOP z października 1990 roku wykazywały kilkupunktową przewagę Mazowieckiego, ale im bliżej wyborów tym większa stawała się przewaga Wałęsy. Większość obserwatorów za granicą sądziła, że to właśnie laureat pokojowej nagrody Nobla wygra wybory i to już w pierwszej turze. Wyniki głosowania były więc szokujące dla wielu osób – nie dość, że miała odbyć się kolejna tura, to jeszcze drugim kandydatem został Stanisław Tymiński (w pierwszej turze zdobył 23,1% głosów, o 5% więcej niż Tadeusz Mazowiecki).
Stanisław Tymiński (urodzony w 1948 roku w Pruszkowie) przyjechał do Polski z Kanady na krótko przed wyborami prezydenckimi w 1990 roku. Ubrany w elegancki wyprasowany garnitur, krawat i białą koszulę uosabiał marzenia wielu Polaków o sukcesie. Postrzegano go jako biznesmena-milionera z powodzeniem prowadzącego interesy w Peru (restauracja i telewizja kablowa) oraz w Kanadzie (firma informatyczna). Na wiecach wyborczych – przy okrzykach „precz z Wałęsą” – obiecywał uratować polską gospodarkę, zmienić system podatkowy, zapewnić ekonomiczną niezależność i sukces taki, jakiego sam miał być symbolem. Podkreślał, że kampanię finansuje z własnych pieniędzy. Oskarżał Mazowieckiego o zdradę stanu i wyprzedawanie za bezcen majątku narodowego. Nonszalancji i egzotyki dodawała Tymińskiemu towarzysząca mu peruwiańska żona. Dzisiaj żona podczas kampanii prezydenckich u boku kandydata to oczywistość, wówczas tylko Tymiński był na tyle nowoczesny. „Człowiek znikąd” – jak nazywała go prasa – zdobył zaufanie milionów, gdyż
był bezpartyjny, nieuwikłany w lokalną politykę, a przy tym bogaty, więc – jak sądzili jego zwolennicy – zna się na ekonomii i nie będzie próbował Polaków okradać.
Najbardziej rozpoznawalnym znakiem Stanisława Tymińskiego stała się symboliczna „czarna teczka”, w której miał przechowywać różne kompromitujące dokumenty. Niestety jej tajemnica nie została rozwiązana – Tymiński nigdy nie ujawnił jej zawartości. Jeszcze w czasie kampanii, przed pierwszą turą dziennikarze wieszali psy na Tymińskim, oskarżając go o to, że bije żonę, jest tajnym agentem SB, kretynem, szaleńcem, złodziejem, prymitywem i megalomanem. Mimo złej prasy Tymiński zyskiwał coraz większą popularność, a liczba jego zwolenników rosła.
W drugiej turze zwyciężył Lech Wałęsa zdobywając 74,25% głosów przeciwko 25,75% głosów oddanych na Tymińskiego. 22 grudnia 1990 roku Wałęsa złożył przysięge prezydencką, a na Zamku Królewskim odebrał insygnia władzy z rąk prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego. Popularność Tymińskiego – zaufało mu ponad 3,5 mln Polaków – wykazała niedojrzałość polskiej demokracji, a także głębokie różnice społeczne związane z podziałami w samej „Solidarności”.
Wkrótce po wyborach zwolennicy Stana Tymińskiego założyli partię, której nazwa – Partia X – była równie tajemnicza co sam kandydat i jego program. W 2005 roku Stanisław Tymiński podjął jeszcze jedną próbę zdobycia fotela prezydenckiego – wziął udział w wyborach, zdobywając nieco ponad 23 tys. głosów.
We wrześniu 2010 roku opublikował w internecie tekst zatytułowany „Święte psy” (tak jak jego książka), w którym wspomina z rozżaleniem rok 1990: „9 grudnia 2010 roku minie 20 lat od daty wybrania mnie, przez większość Polaków, na Prezydenta Polski. W drugiej turze dostałem wystarczająco dużo głosów, aby wygrać wybory. Jednak wynik został zmanipulowany przez Wojskowe Służby Informacyjne /WSI/, na korzyść Lecha Wałęsy. (…) Od dawna jestem zdumiony, że Polacy są tak potulnym i łatwym do manipulowania narodem. Nie winię naszych wrogów za ich podłości. Wina za stan Rzeczpospolitej leży po stronie Polaków, z powodu tchórzostwa i braku poparcia swoich liderów. Od 20 lat nie zauważam u Was realnej wizji przyszłości Kraju i przykładów waleczności. (…) Zawsze moja osoba przypomni Wam o Waszym tchórzostwie. Na długo przed wyborami 1990 roku przeczuwałem, że tacy jesteście”.
Niestety postać Stanisława Tymińskiego raczej nikomu z brakiem odwagi Polaków się nie kojarzy, z kuriozum polskiej sceny politycznej lat 90. – i owszem.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski