Jak zobaczę jadące w kolumnie rządowe auta, sam zjadę do rowu, zanim we mnie walną
Panie generale Miłkowski, obiecuję poprawę. Już nie będę po prostu grzecznie zwalniał, jak zobaczę ekipę czarnych aut mknącą na bombach przez miasto. Ja po prostu zjadę do rowu albo na chodnik.
Na chodniku są piesi. Ale co tam piesi w porównaniu z kierowcami z SOP, czyli spadkobierczyni BOR. To ich boję się bardziej, niż wściekłej matki z dzieckiem, której zajadę drogę na chodniku.
Panie generale, mówię serio. Ja jestem po prostu przerażony! Dobrze, że pan się przygotował do programu u Katarzyny Kolendy-Zaleskiej. Gdyby nie to, nie wiedziałbym, że tego dnia, w którym stłuczkę miała kolumna pani wicepremier Szydło, na polskich drogach doszło do 1370 kolizji.
Tyle wypadków! Strach wozić panią premier gdziekolwiek. Skoro ma tak niewiele zajęć w rządzie, że już w czwartek jedzie do domu (Beata Szydło tłumaczyła, że czas poświęcała na spotkania z wyborcami i nie pamięta, kiedy miała weekend tylko dla rodziny) – to może powinna pomyśleć o telepracy. Wie pan, robota zdalna, z domu, nie trzeba mieć kontaktu z ludźmi (czytaj: wyborcami), a co najważniejsze – z polskimi piratami drogowymi.
Bo przecież te bodajże czternaście stłuczek i wypadków, które miały rządowe auta od początku "dobrej zmiany" i wielkiej czystki w BOR, łącznie z przemianowaniem jej na SOP, to przecież nie wina kierowców rządowych, ale polskich dróg i polskich piratów drogowych. Jakże oni śmią w ogóle hamować przed przejściem dla pieszych! Pan wprawdzie uważa, że te kilkanaście przypadków to nie jest "często".
Panie generale, no ja bardzo przepraszam. To nie jest często? Przecież gdyby zwykły polski kierowca miał kilkanaście stłuczek przez trzy lata, to żaden ubezpieczyciel nie ubezpieczyłby mu auta! Mało tego. Nie powinien w ogóle siadać za kółkiem. Powie pan pewnie, że tu mowa o wielu różnych kierowcach.
Tym gorzej.
Mówimy o kilkunastu kolizjach z udziałem różnych kierowców służby specjalnej, która ma chronić rząd. Służby specjalnej, która, gdyby profesjonalnie traktowała swoje obowiązki, w życiu nie pozwoliłaby prezydentowi Dudzie wyskoczyć z auta po potrąceniu małego chłopca. Nie mówię, że to źle, że pan prezydent ma serce. Mówię o tym, że gdyby taki prezydent Trump w identycznej sytuacji chciałby wysiąść z Bestii i sprawdzić stan poszkodowanego, Secret Service zrobiłaby wszystko, żeby nawet nosa z tego auta nie wychylił!
Ale tam pracują profesjonaliści najwyższej klasy. U nas podobno – według pana - też. To ja jestem pełen podziwu dla systemu, który "około 30-letniego", jak pan mówi, "zawodowego kierowcę", w SOP od dwóch lat, wcześniej w prywatnej firmie, prawo jazdy od 7 lat, uznaje za najwyższej klasy profesjonalistę.
Nie, panie generale. To nie jest profesjonalista, to jest młody kierowca, z dwoma latami doświadczenia w prowadzeniu potężnych rządowych aut, z zaledwie dwoma latami ewentualnych szkoleń z jazdy, przeprowadzanych przez SOP – bo mam nadzieję, że nowa służba przejęła od starego BORu system szkolenia kierowców.
Tak się bowiem składa, że mniej więcej wiem, jak prowadzi auto dobrze wyszkolony kierowca dawnego BOR. To chyba jedyna grupa kierowców, o której można było powiedzieć, że umieją jeździć szybko, ale bezpiecznie (co nie znaczy, że tak jeździli. Ale przynajmniej umieli tak jeździć). Dobrze wyszkolony kierowca rządowych służb potrafi wyprzedzać auto przed sobą na dosłownie centymetry. Umie jeździć zderzak w zderzak w kolumnie, umie wymanewrować przed niespodziewaną przeszkodą z wciśniętym pedałem hamulca. Umie trzymać bezpieczną odległość między jednym a drugim samochodem i jest tak skoncentrowany na swojej robocie, że nie wpada w zderzak auta przed sobą, jadąc wolno, przed przejściem dla pieszych. A pan kwituje stłuczkę pani wicepremier filozoficznie: "tak się zdarza, bo tak ruch drogowy czasem wygląda". Serio? I jeszcze nie podoba się panu, gdy dziennikarze upierają się, że kierowcy powinni mieć doświadczenie.
Oj dużo śmiechu było, jak pan to powiedział. Bardzo dużo. Wręcz śmiech na sali. A teraz koniec żartów. Tak, upieramy się, żeby kierowcy mieli doświadczenie. Tak, upieramy się, żeby doświadczenie mieli strażacy, policjanci, żołnierze, dziennikarze, lekarze, kierowcy, piloci. Doświadczenie pomaga unikać tragedii. My, dziennikarze, naprawdę nie chcielibyśmy już relacjonować ani jednej.