Jak zniszczyć ISIS. Zachód skazany na Rosję?
W następstwie serii zamachów w Paryżu wracają pytania o współpracę Rosji i Zachodu w walce z Państwem Islamskim. Jednak choć koordynacja działań w Syrii z Rosją i Iranem dałaby nowe możliwości, to potencjalna "wielka koalicja" jest obarczona wieloma ryzykami.
Rosyjski prezydent Władimir Putin rzadko traci szansę, by wykorzystać nadarzającą się okazję do realizacji swoich celów. Nie inaczej było również po serii zamachów w Paryżu. Zaledwie kilkanaście godzin po tragedii, Putin wezwał w liście do prezydenta Francji do utworzenia wspólnej koalicji do walki z Państwem Islamskim. Nie był to pierwszy taki gest i apel, jednak teraz okoliczności ku szerokiej współpracy są bardziej sprzyjające niż kiedykolwiek.
W ciągu ostatniego miesiąca, terroryści związani z Państwem Islamskim zdołali przeprowadzić krwawe zamachy przeciwko większości najważniejszych zewnętrznych uczestników wojny w Syrii i Iraku: Uderzyli w Turcję w Ankarze, w Rosję na Synaju, w Hezbollah (a przez to i w Iran) w Libanie oraz we Francję - a pośrednio cały świat zachodni - w Paryżu. Do niedawna dla każdego z tych aktorów wojna z ISIS była w praktyce jedynie drugorzędnym celem wobec toczącej się od czterech lat w Syrii wojny domowej reżimu Baszara al-Asada ze zbrojnymi grupami syryjskiej opozycji. Tymczasem ataki dżihadystów wymagają zmiany priorytetów i bardziej zdecydowanego uderzenia w Państwo Islamskie. Czy przyszedł czas, by kosztem zgody na - tymczasowe - pozostanie przy władzy zbrodniczego dyktatora połączyć siły Rosji, Iranu i Zachodu do walki z ISIS?
Głosów "za" jest coraz więcej. Według Macieja Milczanowskiego, weterana misji ONZ na Wzgórzach Golan i byłego eksperta Rady Bezpieczeństwa Narodowego, jedynym sposobem na skuteczne zwalczanie Państwa Islamskiego jest wypracowanie jasnej strategii. - Wojna musi być częścią polityki i z niej wynikać. Dotychczas takiego podejścia nie było widać. Z wrogiem takim jak ISIS konwencjonalnie wojny prowadzić się nie da. Trzeba najpierw odebrać im to, co ich posiłkuje, czyli chaos, biedę i bezprawie panujące w Syrii - mówi wykładowca Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym WSIiZ. Według eksperta, aby do tego doprowadzić konieczne jest wypracowanie politycznego rozwiązania wojny w Syrii. A to, wobec postawy Rosji, oznacza przynajmniej tymczasowe pozostanie Baszara al-Asada przy władzy.
- Z Asadem trzeba było się "dogadać" jeszcze zanim wszedł tam Putin. Oczywiście, że jest Asad mordercą i zbrodniarzem. Ale niemal każdy dyktator na Bliskim Wschodzie jest mordercą - zaznacza Milczanowski. - Doprowadzenie do porozumienia Asada z umiarkowaną opozycją pozwoli nam na włączenie do walki Rosji i Iranu. I dopiero wtedy wojna, o której mówią Francuzi będzie miała sens. W przeciwnym wypadku ryzykujemy, że tylko zaostrzymy konflikt i w rezultacie pomożemy terrorystom. - dodaje.
Z tą oceną zgadza się Tomasz Otłowski, ekspert Fundacji Kazimierza Pułaskiego. Według niego, nadszedł czas na zmianę polityki Zachodu wobec Syrii.
- Zachód powinien porzucić swoją dotychczasową strategię względem Lewantu i Syrii, sprowadzającą się do hasła “Asad musi odejść”. Trzeba wreszcie uznać, że reżim Asada, choć zbrodniczy, jest dzisiaj w Syrii sojusznikiem w walce z ISIS. I to sojusznikiem skutecznym - mówi analityk. Dodaje, że Zachód powinien współpracować nie tylko z Rosją, ale tez i Iranem, bo oba te państwa mają interes w zniszczeniu radykalnego sunnickiego kalifatu.
Przede wszystkim dlatego, że nic nie wskazuje na to, by polityczne porozumienie opozycji z Asadem było obecnie możliwe. Obie strony jak dotąd nie zgadzają się nawet na rozmowy przy wspólnym stole. Tymczasem, jak zauważa Garri Kasparow, przyłączenie się Zachodu do rozwiązań proponowanych przez syryjskiego dyktatora i jego sojuszników w Moskwie i Teheranie oznaczać może radykalizację postaw sunnickiej większości i w rezultacie wzmocnienie pozycji dżihadystów.
Także w aspekcie militarnym współpraca Rosji z Zachodem w Syrii obarczona jest wątpliwościami. Obie strony praktycznie wykluczają użycie w interwencji wojsk lądowych - poza niewielkimi oddziałami sił specjalnych. Tymczasem tylko inwazja lądowa jest w stanie zlikwidować Państwo Islamskie. Jak dotąd walkę w terenie prowadzili przede wszystkim wspierani przez Stany Zjednoczone syryjscy i iraccy Kurdowie (razem z ograniczoną liczbą syryjskich sunnickich opozycjonistów) oraz wspierane przez Iran szyickie bojówki wraz z armią iracką. Choć w ostatnim czasie dokonały one znaczących postępów, to jest mało prawdopodobne, by siły te były w stanie pokonać kalifat. Tym bardziej, że ich inwazja na tereny zamieszkiwane przez sunnickich Arabów obarczone jest ryzykiem wzniecenia kolejnych konfliktów na tle religijnym i etnicznym.
- Zarówno z militarnego jak i wywiadowczego punktu widzenia grupy syryjskiej opozycji są zdecydowanie bardziej pożyteczne w walce z ISIS niż siły Asada czy Rosji - uważa Emile Hokayem, analityk Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie (IISS).
Na tym wątpliwości co do współpracy z Rosją się nie kończą. Kluczową kwestią jest też polityczna cena, jaką może zażądać Moskwa w zamian za wspólną walkę z dżihadystami. Zdaniem Tomasza Otłowskiego, taka współpraca nie powinna być okupiona oczywiście akceptacją dla rosyjskiej polityki w innych częściach świata, ani tym bardziej "ubijaniem targu" z Moskwą. Problem w tym, że właśnie takiego targu oczekuje Kreml.
- Wzmożenie rosyjskiej aktywności w Syrii zostało obliczone m.in. na to, by zawrzeć z Europą i USA nowy układ - mówi WP Gustav Gressel, analityk Europejskiego Centrum Stosunków Międzynarodowych w Berlinie (ECFR). Tłumaczy, że Moskwa liczy na to, iż Europa uzna Rosję za niezbędny element walki z terroryzmem, wobec czego, szczególnie w kontekście zagrożenia kryzysem migracyjnym, zgodzi się na ustępstwa, przede wszystkim w odniesieniu do Ukrainy.
- W Europie dużo jest naiwnej nadziei, że wejście Rosji zmieni sytuację w Syrii. Moskwa chce to wykorzystać - uważa Gressel.