PolskaJak "wyp...la" się lekarzy na Śląsku

Jak "wyp...la" się lekarzy na Śląsku

Ordynator: "Co ten skur... tutaj robi? Ja sobie życzę, żeby go wyp...". Dyrektor: "Nic się Boguś nie bój, przetrzymamy go trzy miesiące i potem wypier... na zbity pysk". Rybnicki ortopeda Janusz Pająk jest pierwszym lekarzem na Śląsku, który wygrał proces o mobbing.

17.10.2009 | aktual.: 28.05.2018 14:51

Janusz Pająk, lekarz z 24-letnim doświadczeniem zawodowym, zdaniem sądu musiał wozić dzieci swojego szefa do szkoły, jego żonę do pracy i biegać przełożonym po piwo do sklepu. Jest pierwszym lekarzem na Śląsku, który pozwał szpital o mobbing. I wygrał. Do zasądzenia pozostała tylko wysokość odszkodowania. Pająk jeszcze cztery lata temu był zatrudniony w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku na oddziale chirurgii urazowo-ortopedycznej. Dziś przyjmuje pacjentów w prywatnej kamienicy w centrum Rybnika. Niewysoki, z burzą włosów, lekko przyprószonych siwizną. W trakcie rozmowy przerzuca kolejne tomy akt: z sądu, prokuratury i instytucji, które informował o swojej sytuacji.

Twierdzi, że przez wiele lat był mobbingowany przez swoich zwierzchników - ordynatora oddziału i dyrektora szpitala. Na sali rozpraw opowiedział o jego zdaniem patologicznych relacjach panujących w rybnickim szpitalu, o absolutnej władzy ordynatora, któremu żaden z podwładnych nie mógł się przeciwstawić. Mówił też o sytuacjach, kiedy przełożeni kazali mu odwozić swoje żony do domu, dzieci do szkoły, jeździć po piwo do sklepu, utrudniali dostęp do sali operacyjnej i uniemożliwiali dalsze kształcenie.

Sąd wysłuchał jego relacji, przesłuchał świadków, byłych przełożonych doktora Pająka i przyznał, że ten padł ofiarą mobbingu. - Odczułem ulgę. Kiedy szedłem z tą sprawą do sądu, koledzy mówili mi, że to zawodowe samobójstwo, ale się nie wystraszyłem. W trakcie procesu i wcześniej próbowano ze mnie zrobić alkoholika, narkomana, ale się nie udało. Teraz, kiedy sąd przyznał mi rację, chcę jeszcze, żeby prokuratura wskazała palcem konkretne osoby, które są wszystkiemu winne - mówi Pająk.

Wyrzuconemu z pracy ortopedzie nie wystarczy uznanie winnym szpitala. Chce, by poleciały głowy konkretnych ludzi, których wymienia z imienia i nazwiska: - Krzywdę wyrządziły mi dwie osoby: ówczesny wicedyrektor do spraw lecznictwa Tomasz Zejer i ordynator oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej Bogusław Joański - mówi Pająk.

Ten drugi niemal każdego dnia pewnym krokiem przemierza szpitalne korytarze. Jest długoletnim ordynatorem oddziału, do emerytury pozostały mu trzy lata pracy. Bez chwili wahania zgadza się na rozmowę.

- Krzywda się tutaj Pająkowi działa? To bzdura - kręci głową Bogusław Joański. - Byłem zdziwiony, wręcz zszokowany, że on posądził mnie i moich kolegów o mobbing.

To, że Pająk wygrał w sądzie pracy, Joańskiemu nie mieści się w głowie. - Historie, które na mój temat opowiada, to stek kłamstw. Niby kiedy woził mi dzieci do szkoły, jak ja nie mam dzieci w wieku szkolnym? Gdy Pająk stawiał ten zarzut, mój syn miał trzy lata - ironizuje.

Joański podważa stan zdrowia psychicznego byłego podwładnego. - Gdyby to była sprawa karna, automatycznie wystąpiłbym o badanie psychiatryczne doktora Pająka - mówi.

Sąd pracy sprawą o mobbing zajął się w 2005 roku. Wtedy pierwszy raz Pająk został wyrzucony z pracy. - Podpadłem, bo próbowałem walczyć z moralnością ordynatora Joańskiego i Zejera. Głośno sprzeciwiałem się temu, że lekarze piją alkohol na oddziale i na dyżurach - twierdzi lekarz. - Moralnością bym tu nie szafował - ripostuje ordynator Joański. Wspomina, że doktor Pająk miał wylecieć z pracy już w 2001 roku, kiedy dyrektorem szpitala był jeszcze Bolesław Piecha, obecny poseł PiS.

- Już wtedy Pająk notorycznie opuszczał dyżury, bo zamykał się w domu i pił. Raz nawet przez tydzień do pracy nie przychodził - rzuca oskarżenia. Mimo to dał podwładnemu jeszcze jedną szansę. - Kilka dni po tym, jak przez tydzień nie przychodził do pracy, Janusz dostał alkoholowego zapalenia trzustki i leżał na oddziale chirurgii w naszym szpitalu. Po tym incydencie przestał pić. Nie miałem żadnych zastrzeżeń co do jego późniejszej pracy. Do czasu - wspomina Joański.

Wspomina, że w 2005 roku pracownicy oddziału ratunkowego zaczęli donosić ordynatorowi, że po każdym dyżurze doktora Pająka, w szafce z lekarstwami brakuje dolarganu - silnego leku o właściwościach narkotycznych.

- Podejrzewałem, że on bierze narkotyki. Nawet pacjentowi ze zwykłym skręceniem kostki wypisywał receptę na dolargan, choć wystarczyłby zwykły środek przeciwbólowy - opowiada Joański.

Zdaniem ordynatora, doktor Pająk po szpitalu często chodził pobudzony, spocony, nagle popadał w euforię. - Ale nikt go za rękę nigdy nie złapał, a on sam się wypierał, że bierze - dodaje.

Mimo to dyrekcja szpitala w 2005 roku złożyła doniesienie do prokuratury i Śląskiej Izby Lekarskiej w sprawie podejrzenia, iż Janusz Pająk podkrada środki narkotyczne ze szpitalnego oddziału. Obie instytucje umorzyły postępowania ze względu na "brak podstaw do rozpoznania u lekarza uzależnienia od środków narkotycznych".

Dyrekcja szpitala mimo wszystko pożegnała się z Pająkiem. Ten zwrócił się do sądu pracy, który w 2006 nakazał jego powtórne zatrudnienie na dotychczasowym stanowisku.

Janusz Pająk dokładnie pamięta każde słowo z rozmowy, którą odbył z przełożonymi tuż po powrocie do pracy. - Zostałem wezwany do gabinetu ordynatora Joańskiego, a tam siedział już Zejer. Gdy wszedłem, Joański zapytał: "Co ten skur... tutaj robi? Ja sobie życzę, żeby go wyp...". Na co Zejer mu odpowiedział: "Nic się Boguś nie bój, przetrzymamy go trzy miesiące i potem wypier... na zbity pysk" - wspomina Pająk.

Tę rozmowę zupełnie inaczej zapamiętał ordynator Joański. - Rozmowa była ostra, bo wcześniej dział kadr mnie nie poinformował, że Pająk wraca na oddział i byłem zły. Ale obyło się bez wulgaryzmów. Proszę pani, ja to w ogóle nie przeklinam - podkreśla ordynator.

Po przywróceniu do pracy Janusz Pająk przepracował w rybnickiej lecznicy trzy miesiące. - Nigdy nie wróciłem do pracy na poprzednie stanowisko, mimo że zdecydował o tym sąd. Wyrzucono mnie z oddziału urazowego na ratunkowy. Nie pozwolono mi operować, dyżurować, podawać środków przeciwbólowych. Specjalnie dla mnie zrobiono książkę wyjść i wejść. Nawet wychodząc do kawiarni po bułkę musiałem się meldować ordynatorowi i mówić, gdzie idę. O każdym pacjencie musiałem informować przełożonych. Tak jak lekarz, który przychodzi po stażu do pracy, a ja wtedy miałem już 20 lat pracy w zawodzie. Mogłem jedynie podawać pacjentom baseny, szyć i zakładać gips - mówi Pająk.

Trzy miesiące po powrocie do pracy w szpitalu wspomina jako koszmar. - Nie zliczę ilości wyzwisk i obelg, którymi mnie obrzucano. Ja mówiłem szefowi "dzień dobry", a on mi odpowiadał: "spierd… z mojego szpitala". Po kilku tygodniach, na początku 2007 roku zwolnili mnie drugi raz - mówi ortopeda.

Ordynator Joański: - W ciągu sześciu tygodni pracy popełnił chyba z pięć poważnych błędów diagnostycznych. Założył pacjentce na wyciąg nie tę nogę, co trzeba, przewiercił kość w zdrowym biodrze, zamiast w chorym. Innemu pacjentowi założył wyciągi na oba biodra, a złamane było tylko jedno - wylicza. Mimo tak rażących błędów Joański na każdym kroku podkreśla, że bronił Pająka przed zwolnieniem. - Tylko dzięki moim staraniom on pracował tak długo w szpitalu.

Zaatakowani wytykają, że sąd pozbawił ortopedę na rok prawa wykonywania zawodu lekarza. Taki wyrok zapadł w czerwcu 2008 roku. Karę za błąd w sztuce lekarskiej odwieszono dopiero w czerwcu tego roku. O tych wydarzeniach Pająk mówi jednak niechętnie. - To zupełnie inna historia, która nie ma nic wspólnego z mobbingiem. Zadam tylko jedno pytanie: kto odpowiada za pacjenta, jeśli dyżur na oddziale pełni ordynator i młodszy asystent? Poza tym wyrok jest już zaskarżony w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu - ucina krótko. Właśnie ze względu na ten wyrok posądzenia o mobbing nie chce komentować Tomasz Zejer, obecny dyrektor rybnickiego szpitala.

- Pieniędzy od szpitala to sobie każdy może chcieć. A w tym przypadku mamy do czynienia z osobą, która pozbawiona była prawa do wykonywania zawodu prawomocnym wyrokiem sądu. Wyrok dotyczył błędu w sztuce lekarskiej i to na pewno rzutuje na ocenę tej osoby, która w moim przekonaniu nie jest kryształowa - mówi Tomasz Zejer. - To był pojedynczy przypadek, kiedy ktoś się skarżył. Relacje między pracownikami szpitala układają się poprawnie - dodaje.

Sąd pracy w Rybniku wysłuchał obydwu stron i potwierdził zarzuty, które ortopeda stawiał przełożonym. - Powód w trakcie pracy był wykorzystywany przez pracodawcę, zmuszano go do wykonywania prywatnych zleceń przełożonego Joańskiego. Utrudniano mu także dostęp do kursów specjalistycznych. Powoda odsunięto także od pracy na oddziale chirurgiczno-ortopedycznym. Szczególnie dotkliwe dla niego jako lekarza było uniemożliwienie mu kontaktu z salą operacyjną, wiadomo bowiem, że dla lekarza o specjalności w zakresie chirurgii szczególne znaczenie dla podtrzymywania i doskonalenia umiejętności ma właśnie kontakt z salą operacyjną - pisze w uzasadnieniu wyroku sędzia Maria Konieczna, sędzia Okręgowego Sądu Pracy w Gliwicach

Sędziowie za taki stan rzeczy winą obarczyli także system pracy, który obowiązuje w szpitalach. - Jest on nieprzystosowany do obecnych czasów. Władza ordynatora na oddziale była władzą absolutną, zatem wszelka dyskusja z przełożonym była bezcelowa - zaznaczyli sędziowie.

Z wyrokiem i jego uzasadnieniem chętnie zapoznaliby się członkowie Śląskiej Izby Lekarskiej organizacji, która powołana została do "sprawowania pieczy i nadzoru nad należytym i sumiennym wykonywaniem zawodu lekarza". - Nie mamy żadnych informacji od doktora Pająka, a chcielibyśmy się z dokumentami z sądu zapoznać, bo po raz pierwszy spotykamy się z takimi zarzutami - mówi Katarzyna Strzałkowska, rzeczniczka Śląskiej Izby Lekarskiej.

Ortopeda nie zamierza jednak szukać wsparcia w samorządzie lekarskim. - Szukałem u nich pomocy nieraz, ale usłyszałem, że komisja etyki nie zajmuje się problemami personalnymi w szpitalu - mówi Pająk. Wyrok w sprawie mobbingu jest prawomocny. Ortopeda chce wrócić do pracy. - A jak się nie da, to będę walczył o odszkodowanie - mówi. Na jego wniosek Prokuratura Rejonowa w Rybniku wszczęła śledztwo w sprawie mobbingu w rybnickiej lecznicy. - Przesłuchujemy świadków, czyli między innymi pielęgniarki i lekarzy zatrudnionych w rybnickim szpitalu. Dla dobra śledztwa nic więcej nie mogą powiedzieć - przyznaje asesor Agnieszka Gnutek z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.

Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Katowice: Rząd będzie bronił gliwickiego opla

Zobacz także
Komentarze (0)