PolskaJak to jest zabić kogoś na drodze? Spowiedź skazanych kierowców

Jak to jest zabić kogoś na drodze? Spowiedź skazanych kierowców

- Naprawdę chciałbym, abym to ja zginął w tym wypadku, a ofiara przeżyła. Powiedziałem to w sądzie, ale rodzina ofiary mi nie przebaczyła. Nie dziwię się - zwierza się Jan, który w wieku 19 lat spowodował śmiertelny wypadek po pijanemu. O tragedii w Stalowej Woli rozmawiamy z kierowcami skazanymi za spowodowanie śmiertelnych wypadków.

O tragedii pod Stalową Wolą rozmawiamy z kierowcami skazanymi za spowodowanie śmiertelnych wypadków
O tragedii pod Stalową Wolą rozmawiamy z kierowcami skazanymi za spowodowanie śmiertelnych wypadków
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz Molga

W więzieniu spędzą jeszcze co najmniej kilka lat. Sami są sprawcami podobnych tragedii, jak ta, która wydarzyła się pod Stalową Wolą. Również nimi wstrząsnął widok 2,5-letniego chłopca, któremu pijany kierowca odebrał rodziców. Nie wierzą, że podwyższanie kar dla niebezpiecznych lub pijanych kierowców zmieni sytuację na polskich drogach.

- Gdybym miał taką możliwość, to jeździłbym po szkołach i tłumaczył młodzieży na swoim przypadku, jak to jest odebrać komuś życie i zniszczyć na zawsze wiele innych żyć, w tym swoje własne. Nie brałem do siebie, nawet nie wiedziałem, że za wypadek po pijanemu grozi 12 lat więzienia. A teraz proszę, jestem tutaj, wśród prawdziwych bandytów - opowiada Jan, pracownik robót wysokościowych. Skazany na 7 lat więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego po pijanemu.

"Mama mi powiedziała, że człowiek nie żyje"

Pawła, 20-letniego studenta mechatroniki na renomowanej uczelni, poniosła brawura. Wracając do domu, wyprzedził bmw. Ten drugi kierowca siadł mu na zderzaku i też próbował wyprzedzić. Pędzili tak przez kilkaset metrów. Na drugim zakręcie auto Pawła wyrzuciło na lewy pas szosy. Doszło do zderzenia, które przypadkowa ofiara "wyścigu" przypłaciła życiem. Wyrok 2,5 roku więzienia.

- Leżałem w szpitalu i jeszcze buzowała we mnie adrenalina po wypadku. Podeszła moja mama, spytała, jak się czuję, a potem powiedziała: "Paweł, ten człowiek z drugiego auta nie żyje". Trudno mi opowiedzieć to, co do dziś przeżywam po tamtych słowach - mówi Paweł.

- Potrzebna jest jakaś poważniejsza praca edukacyjna z młodymi kierowcami. Na drodze ulegamy emocjom, wyrzucamy z głowy wiedzę i decydujemy pod wpływem impulsów. Sądziłem, że wypadek nigdy mi się nie przydarzy, że mnie to nie dotyczy. Najgorsza jest świadomość, że gdybym w tamtej chwili odpuścił sobie, inna osoba nadal by żyła - zwierza się.

Z kolei Marek, 20-letni pracownik firmy budowlanej, trafił do więzienia na 4,5 roku. - Po pracy trochę popiliśmy, gdy potem wracaliśmy wspólnie do domów, kierując autem, uderzyłem w drzewo. Zginęło dwóch moich najlepszych kumpli. Wyrzuty sumienia będą mi towarzyszyć do końca życia - wspomina.

"Odebrać życie niewinnej osobie... ciężka sprawa"

Niektórzy, gdy będąc w więzieniu, usłyszeli o wypadku w Stalowej Woli, pomyśleli, że kierowca, który uderzył swoim autem w samochód rodziny, zachowywał się podobnie bezmyślnie, jak oni. Przypomnijmy, że 37-letni kierowca audi S7 miał wcześniej odebrane prawo jazdy. Feralnego dnia był pijany, a po aucie walały się puste butelki po piwie. Jechał z prędkością ponad 120 km/h. Gdy rozpoczął wyprzedzanie na krętej drodze, doszło do czołowego zderzenia.

- Ojciec wielokrotnie mówił mi, że przesadzam z alkoholem. Nikt nie był w stanie przekonać mnie, że to się źle skończy. W sądzie dochodzi do ciebie prawda. Piłeś i jeździłeś, a więc to musiało się tak skończyć. Ponosisz odpowiedzialność za wszystko, bez żadnego ulgowego traktowania - mówi dalej Jan. - Myślę, że ten kierowca ze Stalowej Woli ucieka przed odpowiedzialnością. Odebrać życie niewinnej osobie... ciężka sprawa. Dopiero za jakiś czas dotrze do niego, co zrobił - dodaje.

- Na początku jest taki bunt i wynajdywanie usprawiedliwień. Namysł przychodzi po paru miesiącach. Miałem na to czas, bo nie byłem aresztowany do czasu rozprawy. Mimo to w sądzie nie mogłem odważyć się, aby spojrzeć w stronę rodzin ofiary. Pod koniec podszedłem i przeprosiłem, ale poczułem ich nienawiść. Sam też bym tak nienawidził - mówi Paweł.

Marek: - Kiedy pijany wsiadałem za kierownicę, czułem, że dam radę. Że się uda i wszystko mogę zrobić.

Rozmówcy podkreślają, że są pogodzeni z karą, jaka ich spotkała. Trafili za kraty po raz pierwszy w życiu. Po terapii i uświadomieniu sobie win zaczynają powoli planować życie na wolności.

- Nie wiem, czy wrócę na studia. W więzieniu pracuję i zarabiam na spłatę 70 tys. zł odszkodowania dla ofiary. Jak stąd wyjdę, nadal będę musiał pracować, aby to spłacić - mówi Paweł.

- Zadaję sobie sprawę, że zasądzone 100 tys. zł odszkodowania dla rodzin ofiary niewiele zmienią. Chcę jak najszybciej odpracować ten dług - podsumowuje Jan.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (211)