Jak sądy cenzurują media

Teoretycznie cenzura jest w Polsce niezgodna z konstytucją. Co z tego? Artykuł 730 kodeksu postępowania cywilnego coraz częściej ją zastępuje.

Sąd Okręgowy w Warszawie zakazał niedawno dziennikowi "Fakt" publikowania komentarzy na temat Edyty Górniak. - Możemy napisać, że wyszła na scenę i zaśpiewała. Nie możemy ocenić tego występu bez względu na to, czy fałszowała, czy wywołała entuzjazm publiczności - tłumaczy naczelny "Faktu" Grzegorz Jankowski. Taką prewencyjną cenzurę umożliwia artykuł 730 kodeksu postępowania cywilnego. Nie mówi on o zakazie publikacji, ale o zabezpieczeniu roszczenia do czasu zakończenia procesu. Chodzi na przykład o zabezpieczenie majątku pozwanego, czyli uniemożliwienie mu doprowadzenia do sytuacji, w której już nie ma czego odebrać po zakończeniu postępowania sądowego. Przepis jest słuszny, ale stosowanie go przeciw mediom jest nadużyciem. Od lat wykorzystują go skutecznie nie tylko rozkapryszone gwiazdy. Dzięki temu pewnych tematów nie wolno poruszać.

Górniak kontra "Fakt"

Edyta Górniak od dłuższego czasu walczy z dziennikarzami "Faktu" i "Super Expressu", bo czuje się zaszczuta publikacjami o swojej rodzinie. Nie podoba jej się, gdy czyta, że mąż nie płaci za okna, lub gdy gazeta wtrąca się w jej relacje z ojcem. Na znak protestu opublikowała w Internecie wulgarny list do dziennikarzy i zapowiedziała zakończenie kariery. Wytoczyła obu gazetom procesy. I sąd zakazał "Faktowi" komentarzy na jej temat.

Dziennik jednak nic sobie nie robi z sądowego zakazu i wciąż toczy wojnę z gwiazdą. - Zdecydowaliśmy się na to, bo działamy w imię dobra wyższego - wolności słowa - wyjaśnia Jankowski. Katarzyna Żuchowicz z sądu okręgowego wylicza, co grozi "Faktowi" za łamanie postanowienia sądu: - Na wydawcę dziennika może być na wniosek powódki nałożona grzywna w wysokości tysiąca złotych. Jeżeli wydawca nadal nie będzie się stosował do orzeczenia, sąd może ukarać kolejnymi grzywnami. Łącznie wszystkie nie mogą jednak przekroczyć stu tysięcy złotych.

Teoretycznie, gdyby Edyta Górniak dowiedziała się na czas, że w kolejnym wydaniu jest złośliwy komentarz o niej, mogłaby nawet wstrzymać nakład. Pod warunkiem że sąd zadziałałby natychmiast. - "Fakt" może sobie pozwolić na łamanie prawa, bo ma dużo forsy. Też miałem na to ochotę - mówi Henryk Dederko, reżyser filmu "Witajcie w życiu", którego od wielu lat nie wolno wyświetlać na podstawie tego samego artykułu.

Amway prekursor

To była pierwsza głośna sprawa z cenzurą prewencyjną. Godzinny dokument "Witajcie w życiu" pokazywał, jak działa korporacja Amway. Według autorów filmu traktuje ona swoich dystrybutorów jak niewolników, bo ludzie zaślepieni marzeniami o bogactwie pozwalają pracodawcy na pranie mózgu.

Film Dederki pod koniec listopada 1997 roku zdobył główną nagrodę podczas Festiwalu Mediów w Łodzi. Kilka dni później miała go wyemitować telewizja publiczna. Nie zdążyła. Amway oskarżył realizatorów o zniesławienie i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Warszawski sąd wojewódzki na wniosek firmy wydał tymczasowe zarządzenie zakazujące emisji filmu do czasu ogłoszenia wyroku. Nawet na pokazach zamkniętych. W rezultacie film nie może być wyświetlany do dziś. Nowi pracownicy Amwaya o sposobie działania firmy mogą przekonać się dopiero na własnej skórze.

Miasto z wyrokiem

Jesienią 1997 roku Sąd Wojewódzki w Warszawie zakazał rozpowszechniania dokumentu "Miasto z wyrokiem" - filmu o radomskim Czerwcu '76, który miał być pokazany w rocznicę wydarzeń w telewizji publicznej. Wcześniej jednak Janusz Prokopiak, który w 1976 roku był I sekretarzem radomskiego KW PZPR, złożył pozew. Sąd zakazał emisji, uzasadniając, że dokument narusza dobra osobiste Prokopiaka. TVP odwołała się od wyroku zakazującego rozpowszechniania. Po dwóch latach sąd apelacyjny zwolnił film z zakazu emisji, tłumacząc, że artykuł 81 prawa autorskiego pozwala w pewnych warunkach wykorzystywać czyjś wizerunek bez zgody zainteresowanego.

Sąd podkreślił też, że film jest dziełem artystycznym, a nie informacją prasową, dlatego były sekretarz nie miał prawa do autoryzacji wypowiedzi. W orzeczeniu sąd stwierdził, że nawet jeśli TVP naruszyła dobra osobiste Prokopiaka, to miała do tego prawo, bo działała w interesie publicznym.

Inny zakaz TVP otrzymała w kwietniu 2001 roku. Warszawski sąd okręgowy zabronił jej emitowania informacji, że PKN Orlen nielegalnie finansował prezydencką kampanię wyborczą Mariana Krzaklewskiego. Był to efekt kontrowersyjnego materiału, który 10 stycznia 2001 roku pojawił się w "Wiadomościach". Orlen natychmiast złożył w sądzie pozew. Oprócz przeprosin żądał przekazania 20 milionów złotych na cel charytatywny - dokładnie tylu, ile według "Wiadomości" miał dać na kampanię Krzaklewskiego.

W styczniu 2003 roku doszło do ugody. TVP poinformowała widzów, że wiadomość była nieprawdziwa. Orlen wycofał pozew.

Zakazane rury

W 1998 roku "Dziennik Bałtycki" opublikował artykuł o spółce Banpol dostarczającej sprzęt gdańskiemu oddziałowi Poczty Polskiej. Dziennik twierdził, że umowy z Banpolem zawierano bez przetargu, co naraziło Pocztę Polską na wielomilionowe straty. Banpol uznał, że w artykule znalazło się wiele nieprawdziwych informacji, i skierował pozew do sądu. Ten zakazał "Dziennikowi Bałtyckiemu" publikacji na ten temat. Jednak po czterech miesiącach sąd apelacyjny uznał artykuł za obiektywny i uchylił zakaz. W 2003 roku "Dziennik Bałtycki" ostatecznie wygrał proces, gdy Sąd Najwyższy odmówił rozpatrzenia kasacji. Firma Banpol musiała zwrócić redakcji koszty związane z procesem.

Witold Michałowski, specjalista od budowy rurociągów, pisał artykuły w "Gazecie Polskiej", "Naszej Polsce", "Tygodniku Solidarność" i "Przeglądzie Technicznym" oraz w książkach "Tranzytowy przekręt stulecia" i "Skok na rurę". W każdej publikacji podkreślał, że Aleksander Gudzowaty stoi na czele lobby związanego z Gazpromem. W styczniu 1998 roku dostał sądowy zakaz drukowania czegokolwiek na temat udziału Aleksandra Gudzowatego w budowie gazociągu jamalskiego. - Gudzowaty powiedział mi, że kosztowałem go przeszło milion dolarów, bo tyle wydał na kancelarie prawne, które prowadziły sprawy przeciwko mnie - zwierzał się w "Pressie" Michałowski. W końcu 1998 roku zawarli ugodę i Gudzowaty wycofał wszystkie pozwy. Zakaz publikacji został cofnięty.

Tajne konta pod ochroną

W 2003 roku "Rzeczpospolita" opisała "Tajne konta byłych szefów PZU". Twierdziła, że przy pomocy Andrzeja Perczyńskiego szefowie PZU - Władysław Jamroży i Grzegorz Wieczerzak - zgromadzili fortunę na nielegalnych kontach w rajach podatkowych. Kilka dni po publikacji w sądzie już leżał wniosek Perczyńskiego o zakazanie "Rzeczpospolitej" publikowania informacji na jego temat. 29 października 2003 r. sąd oddalił wniosek, ale już za trzy tygodnie zmienił zdanie i zabronił gazecie pisania o Perczyńskim. Zakaz objął także anglojęzyczny miesięcznik "Poland Monthly", którego dziennikarz współpracował z "Rzeczpospolitą".

- Jesteśmy praworządni, dlatego nawet jeśli decyzja sądu jest niesprawiedliwa, nie zamierzamy łamać prawa - mówi autor artykułu Bertold Kittel. - Ale cały czas toczy się śledztwo w sprawie afery PZU i jeśli on będzie przesłuchiwany, to my nie będziemy mogli o tym nic napisać. Rzecznik praw obywatelskich Andrzej Zoll uznał, że tak sformułowany zakaz - nie wolno o kimś w ogóle pisać w określonej gazecie - jest sprzeczny z konstytucją. Sam jednak nie ma inicjatywy ustawodawczej, więc - jak nas poinformowano w jego biurze - miał interweniować u ministra sprawiedliwości.

Ówczesny minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk zapowiadał, że prokuratura wystąpi o uchylenie zakazu informacji o Perczyńskim. Minął rok, zakaz wciąż obowiązuje. - Osoba publiczna ma prawo do ochrony swojej intymności, ale nie może nie życzyć sobie, żeby na jej temat nie pisano - powiedział nam Andrzej Malanowski z biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Niestety, na razie jest to tylko opinia, a nie obowiązujące prawo.

Adam Michnik pytany przez komisję śledczą, dlaczego nie zawiadomił prokuratury o korupcyjnej propozycji Lwa Rywina, odpowiedział: - Przekonany byłem, że pierwsze, co prokuratura zrobi, to zablokuje nam możliwość publikacji materiału, argumentując to dobrem śledztwa. Jak widać, taka obawa jest w Polsce uzasadniona.

JOANNA GORZELIŃSKA, sylv

Art. 730 § 1
W celu zabezpieczenia roszczenia, którego dochodzić można w sądzie powszechnym lub przed sądem polubownym, sąd może wydać zarządzenie tymczasowe, jeżeli roszczenie jest wiarygodne, a brak zabezpieczenia mógłby wierzyciela pozbawić zaspokojenia. Wydanie zarządzenia tymczasowego jest dopuszczalne także w innych wypadkach, gdy jest to konieczne do zabezpieczenia wykonalności orzeczenia w sprawie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)