Jak Rywin wzmocnił demokrację
Maraton komisji śledczej pokazał, że żaden z polityków nie może czuć się bezkarny. A to tylko jeden z upadających na oczach całej Polski nieuzasadnionych przywilejów elit – Piotr Zaremba w tygodniku „Newsweek” podsumowuje rok działalności sejmowej komisji śledczej.
08.12.2003 08:45
Znany ze specyficznego poczucia humoru sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierz Czarzasty odegrał ponad pół roku temu znamienną scenkę. W przerwie swoich przesłuchań przed komisją badającą aferę Rywina podszedł do operatora TVN, wyjął mu z rąk kamerę i skierował na Tomasza Sekielskiego, reportera TVN-owskich "Faktów". Gest Czarzastego odczytywano jako symbol zagmatwanych stosunków między światem władzy i mediów. Ale można go odczytać i jako prosty dowcip: te przesłuchania to jeden wielki show – zauważa Piotr Zaremba.
Aż trudno uwierzyć, że wielu polityków uważało komisję w chwili powstawania za mało znaczące ciało. Łącznie z jej dzisiejszym głównym bohaterem. Poseł Platformy Obywatelskiej Jan Rokita zaraz po stworzeniu komisji w styczniu 2003 roku machał tylko ręką i bagatelizując sprawę, mówił: "To strata czasu, SLD zrobi tam, co zechce". Szybko okazało się, że początkowe niedocenianie sejmowej komisji śledczej było błędem polityków. Kiedy przed komisją stanął Lew Rywin (który zresztą nic nie powiedział), przed telewizorami zasiadło w sobotnie przedpołudnie ponad dwa miliony Polaków.
Drastyczny spadek notowań SLD, ugrupowania, w imieniu którego Lew Rywin miał się zgłosić z korupcyjną ofertą do Adama Michnika, to nie konsekwencja politycznych rozgrywek, a morał, przestroga dla każdej formacji, która będzie rządzić Polską – stwierdza dziennikarz „Newsweeka”.