Białoruscy ochotnicy pod Kurskiem. Weszli "jak nóż w masło"
- Jak nóż w masło - tak o wkroczeniu do obwodu kurskiego w Rosji opowiada białoruski ochotnik o pseudonimie "Żerar". Jedną z jednostek Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie kurskim jest jednostka pancerna "Tur" wchodząca w skład 225. Oddzielnego Batalionu Szturmowego, którego trzon stanowią białoruscy wolontariusze.
Film przedstawiający wtargnięcie czołgu pod biało-czerwono-białą flagą do obwodu kurskiego w Rosji przesłał do Biełsatu białoruski żołnierz o znaku wywoławczym "Żerar". To dowódca wydziału ewakuacji pojazdów opancerzonych 225. oddzielnego batalionu szturmowego Sił Zbrojnych Ukrainy.
Warto zaznaczyć, że biało-czerwono-biała flaga używana jest jako symbol białoruskiej państwowości przez antyłukaszenkowską opozycję.
Bezprecedensowy atak na Rosję
"Żerar" obecnie przebywa w Ukrainie w ramach rotacji, jednak zapowiada, że niebawem wróci do Rosji, by w dalszym ciągu wspomagać ukraińską operację.
Operacja przeprowadzona przez Ukrainę zaskoczyła cały świat. Jak podaje "Żerar", siły ukraińskie zdołały przedostać się na terytorium Rosji w rekordowo krótkim czasie, co było możliwe dzięki starannemu planowaniu i skoordynowanym działaniom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Silne eksplozje pod Kurskiem. Armia Putina w tarapatach
"Żerar" podkreślił, że batalion, którym dowodził, był pierwszym, który przekroczył granicę obwodu kurskiego. - Weszliśmy tam jak nóż w masło. Wszystko poszło bardzo łatwo. Jeśli każdy krok jest dobrze zaplanowany i każdy wykonuje swoje zadania na 100 procent, to wszystko idzie świetnie - zaznaczył dowódca pochodzący z Białorusi.
Potwierdził również informacje, które mówiły o tym, że w ręce Ukraińców wpadło "bardzo wielu" jeńców wojennych. - Podczas wielkich ofensyw na Chersoń czy Izium nie było nawet w przybliżeniu takiej liczby jeńców - powiedział w rozmowie z Biełsatem.
Przedtem media informowały o około 2 tys. rosyjskich jeńcach wojennych, natomiast Financial Times kilka dni temu oszacował tę liczbę na 2,5 tys. Dlaczego więc Rosjanie masowo porzucają broń?
- Dowództwo po prostu ich porzuciło - wyjaśnił "Żerar". - Nie mieli łączności, nie mieli zaopatrzenia w jedzenie i wodę. Po trzech dniach bez jedzenia i wody zaczynasz powoli umierać. Większość ludzi po prostu postanowiła się poddać - dodał.
"Dzieci" porzucone przez dowódców
Większość z jeńców to poborowi, którzy "mają niewiele wspólnego z wojną". "Żerar" nazywa ich "dziećmi". - Mają 18-23 lata i twierdzą, że nie chcieli i nie zamierzali walczyć - dodaje.
- Niezależnie od tego, czy są dziećmi, czy nie, trzymali broń i strzelali - podkreślił żołnierz. - A kiedy weszły tam nasze oddziały szturmowe, rozpoczęły się starcia, w których zginęli rosyjscy żołnierze. Zginęli w dużej liczbie, ponieważ byli niewyszkoleni, nieprzygotowani. Nie mieli wystarczającej ilości amunicji, byli wyczerpani, bo brakowało im wody i jedzenia. Ginęli, a ci, którzy mieli coś w głowach, podjęli mądrą decyzję i się poddali.
Obrazy z operacji w obwodzie kurskim znacznie różnią się od tego, co można było zobaczyć podczas rosyjskiej ofensywy na początku inwazji na Ukrainę. Ukraińska operacja w obwodzie kurskim w żadnym aspekcie nie przypomina Buczy, gdzie Rosjanie na masową skalę dopuszczali się przemocy wobec cywilów i popełniali zbrodnie wojenne.
Przez pierwsze kilka dni "Żerar" i jego oddział prawie nie widzieli cywilów. Po raz pierwszy spotkał miejscowych dopiero piątego lub szóstego dnia operacji.
- Nikt nas nie wita chlebem i solą, jak to niektórzy opisują, ale przynajmniej nie ma agresji wobec Sił Zbrojnych Ukrainy - stwierdził dowódca.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Według niego agresja ze strony miejscowych jest za to odczuwalna wobec Władimira Putina. "Żerar" opowiedział, że starsza miejscowa kobieta powiedziała mu, że "z Ukraińcami jesteśmy braćmi, zawsze byliśmy przyjaciółmi" i że "cała ta wojna to jeden wielki błąd, od samego początku mówiłam, że nie tędy droga".
"Żerar" przyznaje, że nie wierzy w żadne rozmowy pokojowe ws. Ukrainy. - Wszystkie propozycje Putina sprowadzają się do tego: oddajcie mi wszystko, a sobie zostawcie nic. To nie są negocjacje, to ultimatum. Uważam, że dopóki nie dotrzemy do Moskwy, nie będzie żadnych negocjacji - mówi białoruski ochotnik.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski