Jak Borowski pogonił automaciarzy
Automatowi bossowie z Wielkopolski próbowali skaptować obecnego marszałka Sejmu Marka Borowskiego. Ale nic z tego nie wyszło - pisze "Gazeta Wyborcza".
Latem 2001 r. ówczesny wicemarszałek Sejmu Marek Borowski odwiedził siedzibę firmy Clematis w Pobórce Wielkiej niedaleko Piły. Borowski był wówczas posłem ziemi pilskiej, zaproszono go na uroczystość z okazji rocznicy firmy. Potem goście pojechali na obiad do pobliskiego Grabówna. Tam trzej udziałowcy Clematisa Zbigniew Stępniak, Stanisław Hołysz i Stanisław Rozmiarek podeszli do marszałka ze skargą na ustawę o grach losowych.
Stępniak to jeden z automatowych bonzów - podkreśla "GW". Prowadził interesy z Maciejem Skórką, asystentem społecznym szefa klubu SLD Jerzego Jaskierni. Mieli wspólną firmę - Arbitex. Inna firma, w której Stępniak jest udziałowcem - Victoria Serwis - dostała zezwolenie na prowadzenie tzw. automatów o niskich wygranych, zalegalizowanych po zmianie ustawy w 2003 r.
Według informatora "GW", Stępniak i jego koledzy opowiadali Borowskiemu, jaką krzywdę wyrządziła im zmieniona w 2000 r. ustawa o grach losowych. Zachęcali go do zajęcia się tym tematem. Próbowali też powiedzieć, że jest ktoś taki jak Maciej Skórka, który "zbiera pieniądze w tej sprawie". Jednak Borowski potraktował ich bardzo chłodno - w ogóle nie chciał o tym rozmawiać.
"Rzeczywiście, byłem w Grabównie i pamiętam, że jacyś trzej ludzie chcieli rozmawiać o grach losowych" - mówi marszałek. - "Tłumaczyli, że bardzo dużo stracili na zmianie ustawy w 2000 r., że automaty stoją pochowane w magazynach itd. Pytali, jakie są szanse, że ustawa o grach losowych zostanie zmieniona. Odpowiedziałem, że sprawa budzi wielkie emocje, ustawa została dopiero co uchwalona i nie należy teraz tego zmieniać" - tłumaczy Borowski. Na tym rozmowa się skończyła.
Czy w trakcie rozmowy padło nazwisko Skórki i informacja, że zbiera on pieniądze? "Kompletnie tego nie pamiętam" - mówi marszałek. - "Na 100% nie mogę zaprzeczyć, że tak było, ale sądzę, że utkwiłoby mi to w pamięci. Być może była to bardzo zawoalowana aluzja" - dodaje marszałek, cytowany przez "GW". (PAP)