Jajo wrzucone na parafię
Były kapelan betanek z Kazimierza Dolnego odnalazł się pod Wyszkowem. Dzieciom na religii opowiada, że zakonnica oskarżająca go o molestowanie jest niespełna rozumu.
23.09.2008 | aktual.: 23.09.2008 07:11
Nasz ksiądz jak kazanie powie, to i mądre, i życiowe, i podniosłe, a jak zacznie śpiewać, to aż ściany drżą – chwalą sobie mieszkanki Długosiodła koło Wyszkowa. Ale druga część moich rozmówców twierdzi, że jeśli duchowny będzie dalej odprawiał nabożeństwa – zwłaszcza sumę, która gromadzi największe tłumy – przestaną do kościoła w Długosiodle przyjeżdżać i pojadą do innej parafii.
Wikary ma bowiem pięć zarzutów prokuratorskich, bo podczas eksmisji betanek z klasztoru z Kazimierza Dolnego niemal rok temu zwyzywał policjantów, a na jednego zamachnął się monstrancją. Ponadto tego byłego kapelana zbuntowanych betanek jedna z byłych zakonnic oskarża o molestowanie. Śledztwo trwa.
Po eksmisji ślad po księdzu zaginął. Odnalazł się w sierpniu w Długosiodle. Łomżyński biskup Stanisław Stefanek nie tylko przygarnął wyrzuconego z diecezji lubelskiej i zakonu franciszkanów księdza Romana Komaryczkę, ale też wysłał go do jednej z podległych mu parafii, w której ksiądz od kilku tygodni odprawia msze, spowiada oraz uczy religii w miejscowym liceum i zawodówce. Miecz jest, ale ognia to w tym filmie zabrakło.
Pomożecie? Pomożemy!
Mieszkańcy Długosiodła się podzielili, choć daleko im do podziału sprzed sześciu lat, gdy przed wyborami wójta miejscowi właściwie nie potrafili ze sobą porozmawiać. Jak na wieś, której – jak śmieją się mieszkańcy sąsiednich parafii – „podrzucono śmierdzące jajo”, są wyjątkowo chętni do pomocy nowemu kapłanowi.
– Gdyby potrzebował rady, chciał się wygadać czy znaleźć spokój, zawsze może przyjść do mnie – zaprasza pani Ala ze sklepu działającego pod szyldem „Jeśli nie wiesz, czego szukasz, przyjdź do nas, my to mamy”. – Na pozór pogodny, ale w głębi duszy na pewno jest mu źle. Może deprim i dwie saszetki herbatki Nervinum przed snem? – zastanawia się pani Urszula z punktu aptecznego. Pani Jadwiga z saloniku Ruchu sugeruje, żeby „wysłać księdza do psychologa i egzorcysty”.
Mniej wyrozumiali są ci, których dzieci u księdza Romana uczą się religii. Rodzice skrupulatnie wypytują uczniów, o czym była mowa na ostatniej lekcji, w każdej chwili gotowi wypisać dziecko z tego przedmiotu.
– Tata delikatnie mnie ostrzegał, żebym uważała na księdza, ale powiedziałam, żeby się nie interesował – mówi Kasia, 16-letnia blondynka z wyjątkowo zadbanymi tipsami.
– Bo to naprawdę fajny ksiądz, bardzo ciekawie opowiada. Na pierwszych dwóch lekcjach mówił, jak go pobłogosławił sam Benedykt XVI, i o tym, że seks w małżeństwie jest bardzo ważny – wspomina koleżanka Kasi Karolina. Na lekcji religii uczniowie śmieją się z żartów księdza, a gdy w ubiegłą środę miał urodziny, spontanicznie odśpiewali mu „Sto lat”. – Nie chce mi się wierzyć, żeby molestował tę siostrę. Mówił nam, że ta siostra to po prostu psychiczna jest – mówi Karolina.
Ksiądz Komaryczko zapowiedział bowiem swoim uczniom, że nie ukrywa sprawy ze zbuntowanymi zakonnicami i odpowie na ich pytania. Na lekcjach często opowiada o betankach, choć poza szkołą milczy na ten temat. Dyrektorka szkoły broni się, że na księdza nie ma żadnego wpływu – nauczyciela religii wyznacza biskup, a jeśli duchowny ma uprawnienia i nie jest karany, musi go zatrudnić.
Gdy przychodzi do praktyk religijnych, zachowanie wiernych jest jednak inne. Jeśli dyżur w konfesjonale pełni ksiądz Roman, część parafian woli spowiadać się innego dnia. Najgorzej było w pierwszy piątek miesiąca, gdy do spowiedzi przyszli uczniowie przygotowujący się do bierzmowania. Wszyscy tłoczyli się w kolejce do drugiego duchownego, u księdza Romana było ledwo kilka osób, którym nie chciało się już stać. – Nie oczekuję samobiczowania, ale nowy wikary albo proboszcz mogliby publicznie wypowiedzieć się o całej tej sytuacji. Nikt nas na nią wcześniej nie przygotował – słyszę od mieszkanki Długosiodła.
A po cichu mieszkańcy zastanawiają się, czym ich parafia zasłużyła sobie na takie wyróżnienie łomżyńskiego biskupa. Kilkanaście osób, z którymi rozmawialiśmy, wierzy w jego głęboką mądrość. – To musiała być przemyślana decyzja. A przy okazji dowód na niewinność księdza. Gdyby zarzuty były prawdą, na pewno by go nie przysyłał – nie mają wątpliwości panie starsze i młodsze.
** > Kocham moją parafię
– Nasz proboszcz to dobry gospodarz, może biskup liczył, że ksiądz Roman przy nim się poprawi? – zastanawia się pani Jadwiga, kioskarka. – Proboszcza wrobili. A tego księdza to powinni wysłać na misje albo do jakiegoś zamkniętego ośrodka – nie ma wątpliwości pan August z Długosiodła, niedoszły ksiądz.
– Myśli pani, że parafia w środku wygwizdowa to nie jest zesłanie, szczególnie dla kogoś, kto wcześniej był w powszechnie znanym Kazimierzu? – mówi jeden ze znających sprawę dostojników kościelnych. – Dla tego księdza to na pewno nie jest awans, a biskup prawdopodobnie postawił mu jeszcze szereg warunków. Gdy próbuję dociec w Łomży, dlaczego biskup, kierując się miłosierdziem wobec błądzącego księdza, nie przygarnął go po prostu do pracy administracyjnej w kurii, słyszę tylko trzask odkładanej słuchawki. Tłumaczy to znający kościelne realia psycholog: – Może dlatego, że w kurii to dopiero zrobiłby karierę?
Ksiądz Komaryczko, którego spotykam wracającego ze szkoły, na pytanie o wrażenia z Długosiodła recytuje ze sztucznym uśmiechem: „Bardzo kocham moją parafię i cieszę się, że tu przyjechałem”. Po czym odchodzi.
Milena Rachid Chehab